Nasze Lizbon Story - odcinek II
Poprzedni odcinek zakończył się konieczną do życia i przeżycia sjestą
po odbyciu której podjęliśmy decyzję, że czas na nas
I znów bez planu, ładu i składu, ot tak po prostu doszliśmy do... kolejnej windy miejskiej -
elevadora do Lavra (coś mi się wydaje, że te windy wytwarzały jakiś specjalny rodzaj fal, które ja chyba telepatycznie wyczuwałam
). Odruch warunkowy wyćwiczony - jak jest winda to trzeba do niej wsiąść
i nie zastanawiać się, gdzie dojedziemy
Tylko Maluchy miały pomieszanie z poplątaniem, bo nie mogły zrozumieć:
"jak to jest winda, skoro wygląda jak tramwaj"
w oczekiwaniu na odjazd
przed chwilą na dole, po chwili na górze
Okazało się, że windą wjechaliśmy w okolice
Alfamy - czyli najstarszej dzielnicy miasta
Alfama leży na wzniesieniu, jej kręte, miejscami szerokie, ale zazwyczaj wąskie uliczki pamiętają bardzo odległe czasy. Co więcej uliczki te, jako jedne z nielicznych w Lizbonie, przetrwały w 1755r roku trzęsienie ziemi, w związku z czym mówi się o nich jako o "historycznej duszy" miasta
Skoro już jesteśmy w Alfamie postanawiamy dojść do górującego nad całą Lizboną Zamku Świętego Jerzego. A dojście do niego wcale nie jest łatwe
szczególnie jak nie idzie się "po bożemu"
jak przystało na turystę, który kontrolując plan miasta i obserwując znaki informacyjne, kieruje się w określone miejsce
My jak to my - postanowiliśmy iść spontanicznie
Zaznaczy się Bartek nawet próbował przeforsować opcję zwiedzania jednak logicznie uporządkowanego, ale w obliczu mojego chaosu życiowego, który objawia się okrzykami typu:
" zobacz jaka fajna uliczka - idziemy !!!" skapitulował
W efekcie zamiast "u góry" w okolicach zamku, to znowu znaleźliśmy się "na dole" u podnóży Alfamy. No i co teraz?
"Jak to co!" - krzyczy Tymek,
"przecież mieliśmy iść do zamkuuuu". Faktycznie - jak się coś dziecku obieca, to nie ma znaczenia, że właśnie zleźliśmy z góry, na którą się uprzednio wgramoliliśmy, tylko obietnicy trzeba dotrzymać
i z powrotem pod górkę zasuwać
Tym razem z mapą w ręku
pniemy się po ulicznych labiryntach Alfamy. Tym razem grzecznie słucham mojego męża
co prawda, co jakiś czas nieśmiało proponuję, że:
"może skręcimy w tę piękną, małą, wąską uliczkę?" ale w obliczu miażdżącego mężowskiego spojrzenia
stwierdzam, że ta ulica, którą obecnie idziemy też jest bardzo ciekawa
I tym razem się udało - po kilkunastu minutach wędrowania zobaczyliśmy kolejkę do kasy
Wiecie, to była godzina 19ta, a kolejka była długa.
Ciekawe jakie rozmiary ona osiąga w godzinach bardziej turystycznych
Wchodzimy na teren Zamku Świętego Jerzego
Castelo de Sao Jorge . Jego początkowym właścicielami w XII w. byli Maurowie, później akt własności przeszedł
w ręce pierwszego króla Portugalii Alfonsa I Zdobywcy i od tamtego czasu jest historycznie ważnym miejscem. Nazwę swoją budowla zawdzięcza innemu władcy portugalskiemu - Janowi I Dobremu (XIV), który Świętemu Jerzemu powierzył duchową opiekę nad zamkiem
Współcześnie określenie "zamek" oznacza dość okazałe pozostałości po nim, mury obronne, a także rozległy teren otaczający zabytkowe mury.
I to jest generalnie cała moja wiedza na temat Zamku, a to z prozaicznego powodu - jak już wdrapaliśmy się do niego, jak już odstaliśmy swoje w kolejce po bilety (bo przecież Tymkowi obiecaliśmy
) to moje ciało po raz kolejny tego dnia się zbuntowało, więc zwiedzanie polegało głównie na lunatycznym szwendaniu się za dziećmi, które energia jak zwykle rozpierała. Dlatego ustaliliśmy, że znajdziemy dla mnie jakiś dogodny kamyczek, dzięki któremu będę mogła swobodnie wpaść w objęcia Morfeusza, a Bartek wraz z potomstwem pozwiedzają
Oto relacja z Castelo de Sao Jorge według dzieci
Tymek w końcu rycerza zobaczył -
"takiego wielkiego, wielkiego na podstawce"
Armaty były:
"i dużo pawiów było" ale
"bez ogonów"
"i bawiliśmy się w szukanie pieniążków" - zresztą sukcesem zakończone
"i tego pieniążka daliśmy Panu, który grał na gitarze "
" i robiliśmy zdjęcia - saaaamiiii " :D
"Tatuś też robił zdjęcia"
Jeżeli macie jakieś pytanie związane z Zamkiem, to ja proponuję do przewodnika zajrzeć, bo tam na pewno będzie więcej szczegółowych wiadomości
A teraz będzie przeskok do dnia następnego, kiedy to...
Pobudka, nie spać, zwiedzać
Szkoda dnia, wstawać, Lizbona czeka
Tak oto przemówił do nas jakiś duch wewnętrzny
A że zaufania do niego czasem nie mamy- patrzymy przez okno- sprawdzamy- faktycznie, Lizbona czeka
Jaki plan na dzisiaj? Jak zwykle spontaniczny
Tym razem postanawiamy przetestować jak w Lizbonie działa metro
To powód oficjalny, a nieoficjalny jest taki, że chcemy dzieciakom frajdę zrobić, bo niby Oni już metrem podróżowali, ale to dawno było i nie pamiętają, że to ekscytujące przeżycie. Natomiast my dobrze pamiętamy ich radość z podróżowania podziemnym pociągiem, dlatego wiedzieliśmy, że chcąc sprawić dzieciom przyjemność, trzeba popodróżować metrem
Bo w takim metrze atrakcją jest wszystko - ruchome schody do wnętrza ziemi
bardzo atrakcyjne kasowanie biletów połączone z emocjonującym przechodzeniem przez bramkę, która działa jak
takie majtadełko oczekiwanie na pociąg, i podskakiwanie z częstotliwością piłeczki pingpongowej na widok wjeżdżającej maszyny, a także wsiadanie do niej. Natomiast już w środku wagonika siedzenie raczej atrakcją nie jest
ale za to stanie, trzymanie się metalowego uchwytu i łapanie równowagi przy hamowaniu - to dopiero sport ekstremalny
Wysiadamy na stacji
Marques de Pombal.
Po wyjściu z niej mamy dwie możliwości. Moglibyśmy pójść w lewo do
Parku Edwarda VII i niestety posmażyć się tam na słonecznej patelni, bo w tym parku nie drzewa, a symetrycznie przycięte dość niskie krzewy tworzą atrakcyjność miejsca.
Moglibyśmy pójść w prawo zadrzewioną i zacienioną
Aleją Avenida da Liberdade, która dodatkowo kusi swoją niedzielną niecodziennością- czyli pustą trzypasmową jezdnią
Dla nas wybór był oczywisty
Pewnie w tygodniu byśmy się nie zdecydowali na spalinowy spacer wśród morza przechodniów, którzy ową aleję traktują mocno tranzytowo
A dzisiaj, w niedzielne przedpołudnie - czasem jakiś ktoś z pieskiem na spacerze koło nas przemknie, czasem jakaś bardzo zakochana para, czasem jacyś zagubieni turyści z mapą i aparatem fotograficznym w ręku...
Spacerując aleją można sobie pooglądać przeróżne wystawy sklepowe. My na dłużej zaparkowaliśmy przy takiej, na której w całości widzieliśmy motoryzacyjne cudeńka, niestety - dla Was mam tylko fragmentaryczny podgląd
Niebieskie Porsche 911
Czerwony Morgan
Czarny Jaguar E-type
I tak idąc prosto, przed siebie znowu dochodzimy do Rua Augusta:
Na końcu tej ulicy widać łuk Triumfalny -
Arco da Rua Augusta, a za nim olbrzymi pomnik któregoś z królów Portugalskich. Pomnik ten znajduje się w centralnym miejscu wielkiej przestrzeni
Praca do Comercio.
Nogi poniosły nas właśnie tam, dzięki czemu odkryliśmy inne, jak dla nas bardzo praktyczne
zastosowanie i pomnika i placu
Mianowicie odkryliśmy, że pomnik służy nie tylko do ogólnie pojętego podziwiania
ale przede wszystkim jest świetną, wielopoziomową ławką, na której można odpoczywać, a ogromna przestrzeń placu jest wprost idealnym i bezpiecznym
miejscem, żeby dzieci wybiegać
Okazało się, że nie tylko nam pasowała zamiana Placu do Comercio w regularny plac zabaw
bo takich rodzin, i to z różnych zakątków świata, było więcej
Wyglądało to w ten sposób, że rodzice ( różnych krajów łączcie się
) siedzieli sobie na pomniku, a ich potomstwo wraz z naszym biegało nabijając kilometry - najczęściej była to zabawa w gonionego, ale konfiguracje tak często się zmieniały, że trudno orzec, kto w danej chwili goni, a kto jest goniony
Ważne, że zabawa była przednia
Co ciekawe, nikomu z dziecięcego towarzystwa nie przeszkadzał fakt, że każdy z nich mówi w innym języku (bo poza naszym językiem polskim, był kanadyjski angielski i hiszpański) - w momencie, gdy zabawa z powodów konwersacyjnych na chwilę zamierała, jedno z dzieci nagle radośnie piszczało i zaczynało uciekać, dając znać reszcie towarzystwa, że oto czas najwyższy znowu wspólnie pobiegać
Maja i Tymek także nieźle radzili sobie na skomplikowanym polu zagadek lingwistycznych
"Naj men is Tymek" padało zawsze, gdy nasz syn zagadywał do któregoś z dzieci, natomiast Maja pamiętała tylko jedne słowo:
bananas, które padało wtedy, gdy nasza córcia miała kontakt z małym obcokrajowcem. W praktyce wyglądało to tak: gdy mała Hiszpanka mówiła cokolwiek w swoim języku do Mai, a ona na to odpowiadała:
bananas To chyba taka międzynarodowa odmiana zabawy w "pomidora" był
Jak rodzice już odpoczęli, to postanowili pojechać autobusem do innej lizbońskiej dzielnicy -
Belem zwanej
Belem trzeba odwiedzić
z przynajmniej dwóch powodów. Pierwszy z nich to Klasztor Hieronimitów -
Monasteiro Dos Jeronimos, którego powstanie jest ściśle związane z wyprawą Vasco da Gamy i faktem, że panujący ówcześnie król - Manuel I, znany Wam wcześniej jako patron stylu manuelińskiego widocznego w zdobieniach Batalhii, też maczał palce (choć należy zrozumieć to mocno metaforycznie
) w budowę tego miejsca, które od lat 80tych ubiegłego wieku widnieje na Liście Unesco
z zewnątrz
i wewnątrz
Poza Monasterem w Belem można odwiedzić Muzeum Archeologiczne, Muzeum Morskie, Muzeum Design'u, Muzeum Elektryczności, Muzeum Jeździectwa i Ogród Botaniczny z palmiarniami. Jak widać - dla każdego coś miłego. I my w tej ofercie znaleźliśmy coś dla siebie - wybraliśmy planetarium, żeby dzieciom kosmos pokazać
ale niestety spóźniliśmy się, bo seanse odbywają się w godzinach mocno przedpołudniowych
Nic to - zamiast planetarium obejrzeliśmy znajdującą się na placu przed wejściem wystawę "1000 rodzin z całego świata".
>
Polski akcent też się znalazł
I tym oto istotnym wydarzeniem
prawie zakończył się kolejny dzień w stolicy Portugalii
Prawie, bo oczywiście przed nami jeszcze powrót autobusem do centrum, przed nami kolacyjka i wieczorny spacer połączony z karmieniem gołębi na Placu Rossio
A zapomniałam o drugim powodzie, dla którego odwiedza się Belem - jest nim pewna ciastkarnia
Antiga Confeitaria de Belem, przed którą od dawien dawna ustawia się dłuuuuugaaaaśna kolejka po niejakie
pasteis de Belem, czyli takie budyniowate ciasteczka. Nie bójcie się - na pewno bez problemu do niej traficie, pomoże Wam zapach unoszący się w okolicy tej ciastkarni, jak i tłumy grzecznie czekające na swoją kolej