Gdybym była rzetelną relacjonistką to powinnam Wam trochę poopowiadać o tym, jak to się znaleźliśmy w hotelu, i tym, że w recepcji hotelowej było dość zabawnie, bo zarówno Pani, która nas przywiozła, jak i Pan, który dzierżył straż w recepcji mówili, że oni no ablo angleze, a my z kolei też no ablo, tylko że fiszpański ale mimo oporu lingwistycznego daliśmy wszyscy radę ( było to trochę dziwne, że oni tak no ablo, bo ten hotel znajdował się blisko lotniska, więc towarzystwo, które w nim nocowało, było mocno międzynarodowe ).
Gdybym była tą rzetelną relacjonistką, to jeszcze musiałabym opowiedzieć, jak nam się słodko spało, ale tylko do 8-mej rano, bo potem to ten przebrzydły i natrętny budzik zadzwonił i trzeba było wstawać. Ale tym razem wakacyjne wstawanie o 8 rano nie było nieludzkie bo wszyscy wiedzieli, że po samochód czas się udać. I gdybym była tą rzetelną relacjonistką - to wszystko musiałabym Wam napisać. Ale Wy wiecie i ja wiem, że tak nie jest, w związku z czym możemy ten jakże nieistotny fragment pominąć i przejść do wyłącznie istotnych kwestii, jakim jest podróżowanie samochodem po Hiszpanii. Tak więc zapraszam na:
Bardzo ważne zagadnienia motoryzacyjne
Nasza poranna, mocno hipotetyczna wizja wypożyczenia auta zakładała, że Bartek szatlem pojedzie na lotnisko, z którego najpóźniej po półgodzinie wróci wypożyczonym autem, dzięki czemu zjemy wspólne rodzinne śniadanie, po którym zaczniemy zdobywać hiszpańskie drogi (głównie te autostradowe). Tylko nie przewidzieliśmy jednego - tak jak Japonia jest krajem kwitnącej wiśni, Anglia - five o'clocków, a Francja żab, które się spożywa to Hiszpania zasługuje na miano kraju, w którym panuje niespieszna, leniwa maniana
Dlatego ta nasza poranna wizja okazała się tylko utopijną utopią, a rzeczywistość brutalnym brutalem Po przybyciu na lotnisko nie było źle. Kolejki do wypożyczalni Europcaru nie było, formalności szły sprawnie. Bartek został poinformowany, że samochód (co prawda inny niż zamawiany, ale nie miało to znaczenia, bo też ładny nam dali ) jest przygotowany i czeka do odbioru na parkingu. Otrzymał kluczyki, zadzwonił do mnie, żebyśmy zbierali się na śniadanie, bo auto już ma i zaraz przyjedzie. I już był w ogródku, już witał się z gąską gdy na parkingu okazało się, że owszem Peugeot 308 SW lakier ma czarny i szklanych dach, jednak nie ma w nim rzeczy dla nas najważniejszej, specjalnie zamawianej, co ważne specjalnie opłaconej - brakowało dwóch fotelików samochodowych dla dzieci
Po zdiagnozowaniu tego faktu Bartek musiał zawrócić. Przemaszerował przez parking, ulicę, połowę terminalu lotniczego, aż z powrotem zjawił się w okienku Europcaru. Tym razem musiał odstać swoje w kolejce (w międzyczasie ja już na gorącej linii telefonicznej byłam, w wyniku czego ustaliliśmy, że na śniadanie idziemy sami, i tam poczekamy na tatę) Jak już przyszła jego kolej usłyszał, że: Nie ma w aucie fotelików? Proszę wrócić do samochodu na parking, poczekać, zaraz jakiś pracownik Panu je przyniesie
Bardzo prawdopodobne, że słowo jakiś okazało się kluczowe, bo niedokładnie precyzowało, który konkretnie pracownik za to odpowiada w związku z czym sytuacja wyglądała tak, że Bartek sobie tam czekał i co pewien czas ktoś go informował, co prawda tonem coraz bardziej zmartwionym i zdradzającym narastającą troskę o klienta: zaraz ktoś Panu przyniesie..., (po pewnym czasie) Jeszcze nie przyniósł?... (znowu - po pewnym czasie) I co? jeszcze Pan czeka na te foteliki?... (kolejne - po pewnym czasie) Już mam ten fotelik.... Fo-te-lik Jaki fotelik! Ja chciałem dwa foteliki - dos, duo, two
No i procedura rozpoczęła się od początku, tym razem trwało to dłużej, bo ten drugi fotelik trzeba było ściągnąć z innego magazynu, który nie znajdował się na lotnisku Resztę możecie sobie dośpiewać Nie mogę Wam powiedzieć, co Bartek mówił po udanym w końcu powrocie, bo tylko słowo łosie jest na tyle neutralne że mogę je tu śmiało przytoczyć Mogę natomiast powiedzieć, że jak Bartek wrócił, ja wciąż dzielnie pilnowałam jego śniadania, żeby żaden kelner, który od jakiegoś czasu miał już fajrant, w akcie desperacji mu go nie zabrał
oto nasza Czarna Strzała
Oto drążek zmiany biegów naszej Czarnej Strzały
W końcu ruszyliśmy. Wiedzieliśmy, że przed nami jakieś 8-9 godzin jazdy, po przejechaniu których będziemy szukać noclegu. Wiedzieliśmy też, że do spędzenia takiej ilości czasu z dzieciakami w samochodzie należy się przygotować, bo inaczej.. aż strach pomyśleć Dlatego obowiązkowym punktem programu jest oglądanie bajek. Jednak tym razem nasze Maluchy musiały odespać atrakcje dnia i nocy, więc w samochodzie słychać było nie głos rybki Nemo, Pioruna czy szczurzego kucharza Remiego tylko bardziej muzyczne dźwięki (a tak przy okazji, jakby ktoś szukał chętnego do udziału w konkursie wiedzy o Nemo, Odlocie, Ratatuju czy innym Piorunie to ja na ochotnika zgłaszam każdego członka naszej rodziny ).
Jedziemy. Będziemy mijać nawet południk zero:
o, minęliśmy (to ten łuk, który ledwo widać w tylnej szybie )
Jedziemy. Co gorsza co pewien czas zatrzymujemy się przy autostradowych bramkach. Raz płacimy 18 E, potem 3E, to znowu 3,50 i kolejne 5,5 co razem dało sumę 30E ( a ja powoli zaczynam myśleć, że tegoroczną relację powinnam zatytułować "Jak zbankrutować na wakacjach" ) Ale na pocieszenie powiem Wam, że jeżdżąc po Hiszpanii można ominąć te koszty wybierając opcję podróżowania po niepłatnych odcinkach (bo mają też takie) połączonych z jazdą drogami krajowymi, ale ta wersja jest niestety bardziej czasochłonna.
Jedziemy, a tu ciało zaczęło domagać się większej ilości pożywienia. Więc zjechaliśmy na stację, żeby to ciało nakarmić. Wchodzimy do środka, mijamy bar kanapkowy, bo naszym celem jest restauracja, w której wygodnie się rozsiadamy, wyciągamy z plecaka kartki i kredki dla dzieci, przychodzi do nas pani kelnerka, więc my radośni, że za chwilę w menu zobaczymy, co tam mają dobrego. A tymczasem zamiast owego menu pani mówi nam, że już zamknięte Zamknięte - jak to? Przecież jest dopiero przed 16tą, czyli pora jak najbardziej obiadowa Ano tak to - zamknięte od 15.30. I wtedy mi się przypomniało, że w Hiszpanii i Portugalii restauracje otwierane są dwukrotnie w ciągu doby. Najpierw w godzinach lunchu (jak nie zdążysz, to nie jesz ) potem w godzinach wieczornych. Cóż było robić - przenieśliśmy się do baru kanapkowo-kawowego.
Każdy kto choć raz wszedł do typowego hiszpańskiego baru wie, że na podłodze mogą leżeć śmieci. Podobno im bardziej zacny bar, tym tych śmieci więcej. Nooo, można powiedzieć, że my byliśmy w raczej lepszym
I tak stoimy i się zastanawiamy, jakie te kanapki kupić, gdy nagle Majucha bardzo oburzonym tonem, przy użyciu palca wskazującego, wykrzykuje: A taaa Pani rzuciła papierek na podłogę !!!!! Mai na szczęście nikt poza nami nie zrozumiał Natomiast przeprowadziliśmy dzieciom (bo jednak Tymek też nie czuł się komfortowo w tej sytuacji) wykład o tym, że Kultury to różne są Maluchy oczywiście uszanowały ten fakt, ale ze swoimi papierkami dzielnie maszerowały do śmietnika No cóż - tak działa siła nawyku
A teraz akcja dynamicznie przyspiesza. Jesteśmy już w Leonie, znajdujemy nocleg, śpimy, budzimy się, po śniadaniu pakujemy znów do naszej Czarnej Strzały. Robimy jeszcze zdjęcia pewnej wystawie sklepowej:
I jedziemy dalej. Jedziemy, jedziemy. Jest godzina dwunasta. Myślimy sobie, że może należałoby zatrzymać się na obiad, bo potem nam zamkną restauracje . Okazało się, że tym razem przegięliśmy w drugą stronę, bo restauracje czynne dopiero od 13-tej Nic to, nic to Panie Janie kochany zjemy po portugalskiej stronie. Więc my czym prędzej na portugalską stronę, co by tam z kolei nam nie zamknęli restauracji. Jesteśmy już w Portugalii, jest mocno po 13-tej. Hurra! Zaraz zjemy! Nie zjemy bo w Portugalii czas się zmienia i znowu 12-tą mieliśmy I ponownie skończyliśmy na kanapkach
Nic to, że na kanapkach, bo w końcu dojechaliśmy na kemping Orbituru Madalena, który znajdował się w miejscowości Villa Nova de Gaia 10km od Porto
A oto opisywany wcześniej namiot, który przez 5 nocy robił nam za dom.
Ta namiotowa sesja fotograficzna powstała specjalnie z myślą o Was Jednak - także z myślą o Was, muszę zakończyć ten odcinek.
W następnym odcinku:
Pospacerujemy brzegiem rzeki Duero:
I odpoczniemy przy kieliszku Porto: