Bardzo praktyczne i tylko istotne informacje o planowaniu podróży
Początek relacji to dla mnie jakaś przepotworna zmorrrrra
.
Bo jak tu ją zacząć? Tak po prostu? Że w piątek... jakiś lipcowy piątek..., dokładnie dziewiątego lipca 2010 wsiedliśmy na pokład samolotu Ryanair, dzięki czemu po trzech godzinach lotu znaleźliśmy się w hiszpańskiej (choć, żeby w zęby jednak nie dostać, może powinnam napisać w katalońskiej
) Gironie.
Ale przecież jak tak zacznę, to pominę cały wielgachny etap przygotowawczy
który zaczął się tak gdzieś w styczniu (bo do stycznia to my zdecydowanie do Turcji się wybieraliśmy) kiedy to po licznych rodzinnych (no dobra- głównie małżeńskich) podróżach palcem po mapie, stwierdziliśmy, że pojedziemy tam, gdzie ciągnęło nas od zawsze, tylko nigdy z różnych przyczyn nie dane nam było tam pojechać.
Tak więc w styczniu zdecydowaliśmy, że jedziemy do Portugalii. A że Portugalia daleko jest (w końcu to najbardziej zachodni zachód Europy
) a nasze wakacje jednak z gumy nie są (sprawdzaliśmy), zdecydowaliśmy się na opcję samolotową połączoną z wypożyczeniem auta.
Początkowa wersja zakładała lot do Lizbony. Niestety cena biletu dla czterech osób naszych rodzimych linii lotniczych relacji Warszawa - Lisbona nas pokonała. W związku z czym przesiedliśmy się na zdecydowanie tańsze linie, które miały nas przetransportować prosto z Poznania, ale za to do (hiszpańskiej lub katalońskiej - wersja poprawna politycznie do wyboru) Girony. Dzięki czemu wiedzieliśmy już, że Hiszpanię też sobie pozwiedzamy
A co - jak wszyscy to babcia też
Tanie bilety już w styczniu kupiliśmy - dzięki czemu były one naprawdę tanie
Natomiast skusiliśmy z samochodem
bo w styczniu to my tylko pooglądaliśmy sobie ceny wynajmu - o (
TU i
TU i
TU ). Stwierdziliśmy, że raczej damy radę
I generalnie zapomnieliśmy o sprawie. I to był błąd - finansowy głównie, bo jak w maju wróciliśmy do tematu rezerwacji samochodu, to się okazało, że aut, które nas interesowały, to już dawno nie ma - znaczy się wypożyczone już były. Co więcej, ceny, które oglądaliśmy w styczniu, zdecydowanie różniły się od tych, na które patrzyliśmy obecnie
Dlatego zamienię się teraz w Ciocię Dobrą Radę i powiem:chcecie taniej wynająć samochód - rezerwujcie go dość wcześnie
A żeby zamknąć temat rezerwacji muszę Was poinformować, że co prawda z podkulonym ogonem, ale jednak zarezerwowaliśmy w Europcarze Peugeota Partnera (a potem Wam oczywiście napiszę co z tego wyszło)
Nie myślcie sobie, że między owym styczniem a majem, kiedy to bilety samolotowe mieliśmy już zakupione, nic w sprawie wakacji się nie działo
Cały czas bowiem trwały narady rodzinne, połączone z gruntownym przeszukiwaniem Internetu i słuchaniem rad, tych którzy już byli i widzieli ( Ula
). W wyniku tych wielu operacji (jednak myślowych), udało nam się ustalić trasę.
Jak już wiedzieliśmy "co" chcemy, musieliśmy się zastanowić, "gdzie" w nocy będą odpoczywać nasze zmęczone za dnia ciała
Po ponownym przeszukaniu Internetu doszliśmy do wniosku, że nasze ciała odpoczywać będą głównie... na kempingu
Świeże powietrze wszystkim dobrze zrobi
I już prawie kupiliśmy namiot, jak zaczęła do nas docierać wizja późniejszego spakowania całego kempingowego majdanu (nie mówiąc nic o tym podstawowym majdanie, który trzeba zabrać, jadąc w podróż z dziećmi) w cztery torby bagażu tanich linii lotniczych
Z pomocą przyszedł nam portugalski
Orbitur, czyli sieć ichnich kempingów (takich raczej dużych), na których można za rozsądne pieniądze (ok.30E) wynająć namiot (dwie sypialnie z saloooonem
łóżka szt.4, sprawna (a jakże!) lodówka (niestety pusta
), przemyślny system szafek szt.3, no i obowiązkowy stół i krzesła typu ogrodowego, aaa i jeszcze parasol - bardzo przydatna rzecz na portugalskim kempingu, kiedy cienia jak na lekarstwo, a Wy macie akurat ochotę zjeść śniadanko na świeżym powietrzu
)
Orbiturowe namioty były głównym, ale niejednym miejscem nocnego odpoczynku. Do hoteli też trafialiśmy. I właśnie o tych pozostałych noclegach hotelowych, w takiej na przykład Lizbonie, Kordobie czy Barcelonie będę meldowała na bieżąco w trakcie rozwoju akcji fabularnej
)
Tak więc tak gdzieś w maju prawie wszystko mieliśmy porezerwowane, pozostało tylko oczekiwanie na upragnione trzytygodniowe wakacje. Oczekiwanie, które momentami oczywiście stawało pod znakiem zapytania, bo to albo Maluchy na zmianę nie przestawały chorować, a to nam wulkan w Europie wybuchł i chodziły głosy, że inne islandzkie też sobie powybuchają i w powietrzu zamiast samolotów będzie się unosił głównie pył wulkaniczny
I tak sobie czekaliśmy... aż w końcu nastąpił ten dzień, kiedy nasze stopy (sztuk 8 ) stanęły na płycie lotniska Ławica w Poznaniu
I wszystko wskazywało na to, że jednak odbędziemy taką oto podróż