Fajny kamp w miejscowości Biograd na Moru -
Diana & Josip.
Znaleziony właściwie przez przypadek - jechaliśmy do Pakosztane, ale żaden z tamtejszych kampów nie przypadł nam do gustu, więc uderzyliśmy na Biograd. W samym miasteczku jest kilka kempingów, w tym ogromny moloch Solina nad samym morzem, wbrew pozorom fajny ale 2x droższy.
Ten nasz jest raczej kameralny, plusy:
cisza, spokój
czyste sanitariaty w odpowiedniej liczbie
ciepła woda 24h
sporo cienia
niezłe ceny - choć mam wrażenie, że było taniej
minusy:
twarde kamieniste podłoże - gdyby miły Czech nie pożyczył mi 3-kilowego młotka to do dziś bym pewnie wbijał te śledzie. BTW z aluminiowymi szpilkami można sobie jechać na Hel, tutaj tylko stalowe, najlepiej podostrzone (już kupiłem)
brak czegokolwiek typu sklep, knajpa - ale wszystko to jest ok. 0,5 km nad morzem.
do morza kawałek - przechodzi się koło cuchnących na kilometr śmietników, bleeee
Dziwna sprawa z lodówką - cena wzrosła z 1,5 do 5 euro/dobę w ciągu godziny...
Zaletą samego Biogradu jest urokliwa starówka, niezła oferta wycieczek łodzią i autokarem (park Kornati, mini-łódź podwodna, park Krka, Plitvice i inne), sporo fajnych knajpek nad morzem, lans-promenada, jest też co najmniej jedna spora dyskoteka. Plaże są dwie - jedna krótka, piaszczysta i zapchana do granic możliwości (gdy jedna osoba wychodzi z morza, ktoś z drugiej strony musi opuścić plażę), druga piękna, kamienista, zacieniona, o różnym, na ogół znośnym stopniu zagęszczenia z miejscami całkiem pustymi. Dno takie sobie, na Pagu jest lepsze. Przy samej plaży jest nieźle zaopatrzony sklep z normalnymi, miejskimi cenami, mają np. zimne piwo
)), chleb, owoce, wodę itp. [/url]
Update 2012
W tym roku - choć nie planowaliśmy - znów wylądowaliśmy na kilka dni u Diany i Josipa. W porównaniu z rokiem ubiegłym było znacznie mniej ludzi, przez większośc czasu byliśmy jedyną ekipą pod namiotem, ale w domkach, mobil home'ach i stacjonarnych prikolicach był prawie komplet. Śmiać mi się chciało z ludzi, którzy na wczasy pod gruszą (a w zasadzie pod sosną) targają 26-calowe telewizory i spędzają wieczory lampiąc się w nie zamiast iść na spacer.
Ogólnie w Biogradzie jakby trochę mniej turystów, co nie zmienia faktu, że to raczej ludny kurort niż oaza spokoju, bardziej dla amatorów licznych knajpek, lodów i palacinek na plaży niż dla szukających ciszy i spokoju. Znów kląłem w żywy kamień (dosłownie!), że zamiast szpilek i śledzi (niby stalowych, ale co z tego) nie wziąłem hartowanych hufnali. Musze się w nie koniecznie zaopatrzyć na przyszły raz. W czasie, gdy rozbijałem namiot, rodzinka zdążyła obrócić na plażę, spożyć lody i przytargać litra karlovackiego, któe wchłonąłem w kilkanaście minut, aby uzupełnić wypocone płyny...
Niestety, z ciepłą wodą było chyba gorzej niż przed rokiem, po zmierzchu często jej brakowało, mimo że było mniej ludzi. Oszczędności? Kibelki nadal czyste, choć brak w nich papieru i mydła - niemiłe rozczarowanie po idealnej pod tym względzie Maslinie.
Tym nie mniej na kemping pojechaliśmy po wizycie w kilku innych miejscach, zacząwszy jakoś przez Vodicami - ciągle coś było nie tak. To miejsce jest zupełnie w porządku, zwłaszcza że z Biogradu spokojnie da się dojechać na 1 raz do domu.
Prawdziwy szok przeżyłem dopiero przy regulacji rachunku. Wcześniej nie spytałem o cenę, pamiętając że zeszłoroczna była do przyjęcia - a tu panienka podlicza nas na prawie 300 kun (35 euro) za nockę, a rok temu płaciliśmy około 200. Ja - że chyba jakiś error, ona, że mają nowy cennik. Na szczęście tego samego dnia pytałem chyba syna właściceli i podał mi cenę 200 kun, więc po długich negocjacjach stanęło na tych 200.
Wyjaśniło się, dlaczego nie było ludzi pod namiotami. Po prostu wcześniej spytali o cenę
Kemping wyraźnie zmierza w kierunku klienta z wyższej półki, siedzącego na kwaterce lub w przyczepie - święte prawo właściceli, choć trochę szkoda, bo pewnie już tam nie zawitamy. Lepiej poszukać czegoś tańszego, albo dołożyć 10 euro i poszukać apartmana.