Jakoś nie miałem wcześniej czasu na zamieszczenie tej relacji. Teraz nie mam go tym bardziej, ale skoro to forum zasadniczo o Chorwacji, to wypadałoby się jednak zmusić.
Tyle gwoli usprawiedliwienia. Co do formy - w przeciwieństwie do różnych wspomnień, przytaczanych w dziale "Jeśli nie Chorwacja...", tu nie będę się rozpisywał, przytaczał ciekawostek krajoznawczych czy historycznych. Zakładam, że zdecydowana większość wszystkich tych miejsc jest lepiej czy gorzej znana szerokiemu ogółowi. Co więc ma na celu ta relacja? Ot, spełnienie kronikarskiego obowiązku i uzasadnienie swej obecności na forum "Chorwacja Online", może zwykłe, ludzkie "tu byłem"... Do rzeczy.
Oto spis zawartości. A za nim zestaw moich relacji na forum:
Słowenia
Ptuj
Ptujska Gora
Statenberg
Zicki samostan
Celje
Bogensperk, Sticna
Żużemberk
Ljubljana
Skofja Loka
Kranj
Radovljica
Bled, Blejsko Jezero
Bohinjsko Jezero
Wodospad Savica
Predjamski grad
Skocjanske jame (jaskinia Skocjanska)
Hrastovlje
Chorwacja
Hum
Pazin
Porec
Rovinj
Dvigrad
Svetvincenat
Pula
Rijeka: zamek Trsat
rzut oka na Bakar
Krk
Stara Baska
Samarske stijene
Senj
Pag
Nin
Zadar
Krka
Krka: pętla w okolicach rzeki
Visovac
Sibenik
Trogir
Twierdza Klis
Split
zakole Cetiny
Makarska
Biokovo: Sveti Jure
Bacinska jezera
Ston
Dubrownik
Między morzem a górami
Velebit, Plitvicka jezera
Słowenia: Alpy Julijskie oraz Kamnisko-Savinjske
Bośnia i Hercegowina - slalom między minami
Cypr - po obu stronach zielonej linii
Turcja w cztery tygodnie
Korsyka: góry, wąwozy, klify, megality
Sardynia: góry, wąwozy, klify, megality
Prowansja
Po obu stronach Pirenejów: Francja - Hiszpania - Francja
Wyspy Kanaryjskie
Peru - od inkaskich traktów po linie Nazca
Wyprawa na antypody - Patagonia
Rumuńskie wyrypy
Dolomity - skalne twierdze
Alpejskie wędrówki i wspinaczki
Toskania
Portugalia wraz z Maderą i Azorami
Na końcu świata: Bretania
Hiszpania
Francja
Anglia, Walia, Irlandia
Czarnogóra
Serbia
Albania - spotkania z synami orłów
Albański suplement: jeden dzień w greckim Epirze
Macedonia
Kreta
USA - ppp
Ameryka Środkowa: od Panamy po Meksyk
= = = = = = = = =
Prolog
Wyjazd z domu o ósmej rano. Jest pierwszy lipca. Pierwsze kilometry typowe dla większości wyjazdów w południowe rejony Europy - czy to wschodniej, czy zachodniej - Cieszyn, następnie Żylina. Tu już wybór trasy nie tak często używanej, gdyż przez Fackovske Sedlo na południe i wkrótce słowackie Komarno zamieniamy za mostem na Dunaju na węgierskie Komarom. Później Györ i przejeżdżamyprzez Szombathely. Trasa jest mi znana z wcześniejszego wypadu w chorwacki Velebit. Wtedy umyślnie zahaczyłem o skrawek Słowenii, aby zatankować do pełna przed wjazdem do Chorwacji. Teraz struktura cenowa się zmieniła i warto się wstrzymać z napełnianiem baku pod korek - im bardziej na południe, tym taniej. Ale i tak tym razem, zanim wjedziemy do Chorwacji, mamy zamiar pojeździć nieco po Słowenii i przyjrzeć się temu krajowi.
Wybieramy jeszcze wariant wiodący przez ostatnich kilkadziesiąt kilometrów przez Austrię, widząc, że trasa w atlasie oznaczona jest jako widokowa. Cóż z tego, kiedy pada deszcz. Nie jest to ulewa taka, jak na Węgrzech, ani nawet ta mniejsza, słowacka, ale niemniej - widoczność jest raczej ograniczona. Krajobrazy miłe, sielankowe, zielone i mokre - nie skłaniają do zatrzymania i opuszczenia suchego wnętrza samochodu. W granicznym miasteczku austriackim, Bad Radkersburg, wybieramy nie ten wariant co trzeba, ale zaraz zawracamy i po chwili wjeżdżamy do Gornej Radgony. Jesteśmy w Słowenii.
Teraz kurs główną drogą na Maribor, ale zaraz wybieramy boczne drogi, wiodące na południe. Może czasem aż zbyt boczne, gdyż w którymś momencie kamyczki rozpryskują się na boki, podczas gdy my żłobimy świeży ślad w błotnistej drodze. Ale to akurat zjazd ze wzgórza, więc nie sprawia żadnych trudności i po chwili znów łapiemy asfalt. Dalej już bez większych niespodzianek i w godzinach wieczornych dojeżdżamy do pierwszego punktu na naszej mapie miejsc do zobaczenia. Ptuj.
Zajeżdżamy w pobliże centrum i zatrzymujemy się na parkingu. Mamy ostatnie chwile światła dziennego. Wysiadamy? Nieee... przecież pada deszcz. Żadne z nas nie lubi być mokre, a wakacje mają przecież być przyjemnością. Więc? Sprawa jest oczywista - trzeba poszukać noclegu. Przekraczamy Drawę i wyjeżdżamy z miasta w kierunku zachodnim. Sprawdzamy jedno miejsce - nie, to nie to. Drugie? Paskudne. Jeszcze kawałek dalej - co powiesz na to? Hmmm... może sprawdźmy tę szeroką drogę, wiodącą w las? OK, ona mi się też podoba. Powiedzmy - rokuje nadzieje. Po kilkuset metrach znajdujemy fajne miejsce na poboczu. Las, cisza, cóż więcej trzeba. Tu zostajemy. Krótkie, wieczorne przygotowania, ścielenie auta i możemy się udać na zasłużony wypoczynek.
Budzik nastawiamy na 6:30 i dopiero tuż przed jego dźwiękiem słyszymy warkot przejeżdżającej obok nas wywrotki. Wstajemy sprawnie, a ruch przy naszym leśnym hotelu zaczyna się wzmagać - najwyraźniej wszyscy się zwiedzieli, że laska z Polski wyskakuje z piżamy. No cóż, bracia Słoweńcy, kiedyś pod Triglavem Marjan zachwalał mi urodę słoweńskich kobiet - to czemu teraz tak gały wywalacie na polską dziewczynę? Witaminy brak?..
Podnoszę dłoń w powitalnym geście, pozdrawiam i już jesteśmy gotowi. Wyjeżdżamy z lasu na szosę i wracamy do miasta. Jeszcze przed samym mostem widzimy pierwsze, czerwone dachy kamieniczek. Rozpoczynamy nasze wakacje.
Mapka przejazdu. Nie w pełni zgodna, ale już mi się nie chciało dokładać kolejnych przelotów, by zmusić googla do stuprocentowej identyczności z moją - najwyraźniej nietypową - trasą. Powiedzmy, że zgodność jest... akceptowalna.
- - -
Powołałem się na Marjana i rozmowę z nim, której fragment zamieściłem w wątku: http://cro.pl/forum/viewtopic.php?t=26014
- - -