Odcinek 3 - Wzdłuż Jadranu
Znów w nocy nie dali mi spać . Tym razem jacyś Słoweńcy długo siedzieli i dyskutowali. Ale, ogólnie dobrze wyspaliśmy się i ok. 9 ruszyliśmy w dalszą trasę. Od rana mieliśmy piękną, słoneczną pogodę . Prognozy się sprawdzały.
Ruch na Jadrance był niewielki. Spokojnie pokonywaliśmy kolejne kilometry. Na chwilkę zatrzymaliśmy się w Šibeniku, Brodaricy (ładnie prezentowała się wysepka Krapanj) oraz w Primošten. Szczególnie, widok na to ostatnie miasteczko bardzo się nam spodobał. Nic dziwnego, że tylu Cromaniaków jest tym miejscem oczarowanych .
Krapanj:
Primošten:
Šibenik:
Adriatyckie widoki z auta:
W południe dojechaliśmy do Trogiru. Tego miejsca przedstawiać nie trzeba. Starówka od 1997 roku wpisana jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Pochodziliśmy po zacienionych, wąskich uliczkach odpoczywając od skwaru lejącego się z nieba. Najważniejsze zabytki miasta to:
- Brama Lądowa - przebudowana w XVI wieku. Na gzymsie nad łukiem umieszczony jest lew św. Marka, a ponad nim figura bł. Jana z Trogiru - patrona miasta.
- Pałac Stafileo - zbudowany pod koniec XV wieku.
- Katedra św. Wawrzyńca - zbudowana na ruinach kościoła zniszczonego przez Saracenów w 1123 roku. Budowa rozpoczęta została w roku 1193. Obok katedry stoi dzwonnica z XIV wieku.
- Pałac Čipiko w stylu renesansowym zbudowany w 1457 roku dla najzamożniejszej w tym czasie trogirskiej rodziny Čipiko.
- Twierdza Kamerlengo - czworoboczna budowla obronna z XV wieku z wewnętrznym dziedzińcem i masywną wieżą od strony morza. Powstała jako element systemu fortyfikacji miejskich.
Trogir:
Spacer po Trogirze był bardzo przyjemny. Miasteczko spodobało się ekipie. Ale, trzeba było jechać dalej...
Gdzieś przed Omišem wykorzystując przerwę w podróży, wskoczyłem do Jadranu . Majowa kąpiel...bardzo przyjemna i orzeźwiająca, woda o temperaturze jak u nas latem w Bałtyku. Całkiem fajnie .
Robowa kąpiel
W Omišu, gdzie Cetina wpada do Adriatyku, zrobiliśmy kolejny krótki postój. Chcieliśmy przejechać kawałek wzdłuż kanionu rzeki. Po przejechaniu paru kilometrów zawróciliśmy. Cetina płynęła szerokim korytem pośród łąk i kanion nie prezentował się już tak efektownie jak na jego początku przy ujściu rzeki do morza. W okolicy widzieliśmy sporo osób wspinających się po ścianach Mosoru.
Omiš:
Za Makarską czekała nas główna atrakcja dnia - wjazd na Sveti Jure. Wypytywałem się Pawła, czy jest gotowy na większą dawkę adrenaliny. Twierdząca odpowiedź oznaczała wspinaczkę naszym Hyundayem na drugi co do wysokości szczyt Chorwacji. Za wjazd zapłaciliśmy po 40 KN od osoby. Biokovska Cesta to trzydziestokilometrowa trasa, wybudowana w 1965 r. z Makarskiej na szczyt Sveti Jure w celu budowy a następnie obsługi przekaźnika radiowo-telewizyjnego. Jest to najwyżej położona droga w Chorwacji (od 0 do 1762 m n.p.m.).
Sporo relacji na forum o Sveti Jure przeczytałem. O mijankach na milimetry...ale, w naszym przypadku było spokojnie. Pewnie dlatego, że jechaliśmy późnym popołudniem. Ruch był umiarkowany oprócz jednej niepewnej sytuacji - 4 auta zjeżdżające pod rząd i 2 auta w górę, gdzie ci jadący z góry zamiast zachować odstępy między sobą, jechali w kolumnie. Czasami wypada włączyć myślenie. Raczej nasza jazda nie przypominała przygód kierowców z tego wątku.
Nazwa Sveti Jure wzięła się od kapliczki, która znajdowała się na górze do 1964 roku, a z powodu budowy stacji nadawczej została przeniesiona nieco niżej.
Przy pogodzie, jaką mieliśmy, panorama z najwyższego szczytu Biokova była imponująca, choć może trochę szkoda, że akurat Adriatyk mieliśmy pod słońce. Z drugiej strony widzieliśmy ośnieżone szczyty bośniackich gór. Pięknie...
W drodze na Sveti Jure:
Jurek na horyzoncie
Domostwa pasterzy
Wiola i kościół sv. Ilija
Na szczycie:
Widok na ośnieżone bośniackie góry
Zjazd nie dostarczył w zasadzie żadnych emocji. Ruch ustał i szybko zjechaliśmy na dół. Na Jadrankę wróciliśmy przez Podgorę i kierowaliśmy się na Dubrovnik. Przejście Chorwacja - Bośnia bez atrakcji. Szybko i sprawnie. Nie udało się zatankować LPG w Neum ani dalej po drodze do Dubrovnika. Na żadnej stacji nie było gazu .
Igrane
Wieczorem dojechaliśmy do Dubrovnika. Z Internetu miałem wydrukowany dojazd na kamping Solitudo. Szybko na niego trafiliśmy. Podobnie jak na dwóch wcześniejszych kampingach, mogliśmy sobie wybrać miejsce na rozbicie. Ba, na ten sektor na który trafiliśmy oprócz jednych Niemców nie było nikogo innego. Pustki...ale za to dłużej męczyliśmy się z wbijaniem igieł w ziemię . Taaaa, na następny namiotowy wyjazd do Chorwacji na pewno zabierzemy młotek .
Po rozbiciu namiotów podjechaliśmy autem do centrum miasta. Mimo nocnej pory, nie było łatwo znaleźć miejsce parkingowe. Trafiliśmy na jakiś parking, gdzie liczyli 15 KN/ godzina. Wykupiliśmy bilet na dwie godziny.
Poszwędaliśmy się po uliczkach Dubrovnika. Latem 2006 roku widziałem to miasto za dnia. Bardzo zależało mi, by zwiedzić je nocą. Udało się 6 lat później . Naprawdę, miasto za dnia i nocą, to dwie różne historie. Inne barwy, klimat i mimo wszystko mniej ludzi. No i jeszcze ten zapach, wiosenny miks mandarynek, jaśminu i innych roślin, których nie znaliśmy, niemal zatykał nam nosy. Po prostu bajkowo...nocny Dubrovnik nas oczarował i zaczarował .
Nocny Dubrovnik:
Około północy wróciliśmy na kamping...To był długi dzień pełen wrażeń .