Zbliżał się czas wyjazdu z pierwszej części urlopu. Nie wiem czy i Wy tak macie... często ta pierwsza część budzi mój największy sentyment. Może to te pierwsze chwile po całym roku w pracy, obudzenie się w pięknym, długo oczekiwanym wakacyjnym miejscu tak zapadają w pamięć... Tak czy inaczej żal nam było wyjeżdżać. Peljesac to faktycznie wyjątkowe miejsce. Takie odludne, dzikie, trochę koniec świata. A na tym końcu Orebic i tyle przyjzanych osób... Polacy są tutaj bardzo lubiani i serdecznie traktowani.
W ostatni wieczór pożegnaliśmy się z gospodarzami, kupiliśmy likier z granatów (mniam! - dziś przy jego smaku łatwiej nam wracać myślami w tamte miejsca) i poszliśmy na ostatni wieczorny spacer. Przypadkowo w Oazie załapaliśmy się na dodatkowe gratisowe kulki lodów i polewę. Jak panowie z Oazy dowiedzieli się, że wyjeżdżamy, to wyszło nawet całkiem zabawnie, że to na pożegnanie
. Oaza ma faktycznie wspaniałe lody, a bracia ujmują znajomością polskiego (nie tylko pojedynczych słów), uśmiechem i życzliwością. Zniżki dla Polaków to codzienność.
Rano w ostatnich chwilach pakowania towarzyszył nam oczywiście Miki.
Trzeba było go potem pilnować przy ruszaniu, bo asystował również przy samochodzie
. Zdecydowaliśmy się na powrót promem z Trpanj.
Jako, że było jeszcze przed sezonem, nie mieliśmy zbyt dużego wyboru. Przeprawa o 12.00, chcieliśmy być jeszcze chwilkę wcześniej w miejscowości, aby móc się rozejrzeć po okolicy. Zaskoczyła mnie malownicza droga do Trpanj. Nie ma widoków na morze, ale jedzie się głęboko wciętą doliną ze skalnymi opadającymi ścianami, potem wręcz wąwozem. Żal, nie wytyczono tam pieszego szlaku... Czułam się jak w Dolinie Kościeliskiej a potem w Ojcowie. Szkoda, że w Chorwacji tak małą rolę przywiązuje się do turystyki pieszej. Warunki są wspaniałe, tylko brakuje szlaków, a w szczególności porządnych map z poziomiacami i przyzwoitą skalą. W ub. roku schodziliśmy wszystkie możliwe księgarnie w Splicie w poszukiwaniu porządnej mapy Biokova (okazało się wreszcie, że w znaleźliśmy w Makarskiej). W tym też szukaliśmy, ale do książkowego przewodnika była dodawana mapka schematyczna, rysunkowa niemal, bez poziomic, z niewielką naprawdę ilością informacji...
. Szkoda.
Trpanj wydało nam się miejscowością prawie wymarłą.
Jest kilka kawiarenek przy przystani, w których coś się działo, dopóki stał prom. Jak tylko odbiliśmy od brzegu, wszystkie opustoszały
. To senne, ale takie zaniedbane, puste miasteczo, trochę bez życia. Było ładne i ciekawe jako przystanek w podróży, natomiast wydaje mi się, że nie na pobyt wakacyjny. Jakieś takie jakby smutne. Choć przy przystani widziałam tam ławicę najładniejszych spotkanych dotychczas w Cro ryb, takich niebieskich, mieniących się i wyjątkowo pięknych.
Płynąc promem pożegnaliśmy Peljesac i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Ploce, do którego dopływa prom jest miejscowością przemysłowo-portową, szarą, z hałdami węgla, dźwigami, towarową bocznicą kolejową... wygląda zupełnie odmiennie od znanych nam chorwackich krajobrazów wybrzeża.
widok na stronę zachodnią przy Ploce
i samo Ploce od strony portu
Trasa przez wybrzeże Dalmacji jak zawsze dostarcza niezwykłych wrażeń pasażerowi. Wszystkie pasma górskie, a w szczególności masyw Biokova. Ach! Tradycyjnie zatrzymaliśmy się na burka w Omisiu, który już w ub. roku zauroczył nas starówką, Cetiną wcinającą się w górskie ściany oraz zameczkiem górującym nad całością. Wyjeżdżając daliśmy nogę burzy, którą widzieliśmy tylko w tylnym lusterku samochodu. Groźne, ciemne chmury jakby nas goniły potem całą drogę, zostawiając nas ostatecznie za Splitem. Góry skończyły się praktycznie w Omisiu. Potem towarzyszyły nam tylko wzgórza i niewielkie wzniesienia. Z przykrością musieliśmy stwierdzić, że krajobrazowe fajrwerki południowej i środkowej Dalmacji nie będą umilać nam pobytu w drugiej części naszych wakacji. Ale okolica była mimo wszystko piękna, a linia brzegowa urozmaicona.
Tak dotarliśmy do drugiego punktu naszych wakacji - Primostenu. Położenie starówki wysuniętej w morze (na dawnej wysepce połączonej obecnie z lądem) zachwyciło nas. Najpierw musieliśmy jednak odnaleźć m-ce noclegu. Ulica Porat to niezwykle spokojna, jednokierunkowa uliczka położona w samej zatoczce obok kapitatnatu, gdzie rzędem stały łodeczki i małe skromne jachciki mieszkańców. Miejsce cichutkie, oddalone od centrum o 10 min. spacerkiem, a tak niezwykłe, pełne spokoju... polecamy każdemu, kto chciałby uniknąć muzyki z knajpek i turystów. Każdego wieczora stołowała się u nas czapla nadobna:
Padło tu pytanie czy wybrzeże w tej okolicy nie jest płaskie jak stół. Faktycznie, główna plaża w okolicach starówki, po obu jej stronach, to wysypana tłuczniem, równa powierzchnia. Można się położyć na tych drobnych, ostrych kamieniach, chociaż dla odczuwania komfortu przydałoby się coś bardziej miękkiego niż tylko ręcznik, ponieważ na cyplu w okolicy hotelu kamienie są nawiezione, ostre, niewygładzone przez morze. Może w innych miejscach jest lepiej. Tam jednak jest nieco bezpieczniejsze do kąpieli dno, ponieważ nie ma skał i jego powierzchnia wydaje się bardziej przewidywalna. Jeżeli jednak ktoś (tak jak my) nie lubi takiego rodzaju wybrzeża - nie ma problemu. W Primostenie jest wszystko. Na cypelku ze starówką jest kilka zejść sklanych na wielkie skały wpadające wprost do morza. A idąc kawałek dalej w stronę zatoczki przy ww. ulicy Porat można dojść do małych półdzikich plaż przy lasku sosnowym, które swoim urokiem nie odbiegają od innych chorwackich miejsc. A jak mało tam turystów!
Idąc jeszcze dalej (jest tam wspaniale utrzymana ścieżka, z której roztacza się wspaniały widok na Primosten od innej strony)
natrafimy na zupełnie dzikie i niemal odludne miejsca:
można zapewne dojść aż do przystani wielkich, wypasionych jachtów pomiędzy Rogoźnicą a Primostenem.
Generalnie miasteczko ma coś dla każdego. Wąskie uliczki i romantyczną starówkę ulokowaną na mini-półwyspie, z górującą nad całością wieżą kościoła, gwarne, pełne kramów i kawiarenek nabrzeże, oraz spokojne okolice nadające się do spacerów. Spacer uliczkami to wielka przyjemność, ponieważ dookoła całej "wysepki" prowadzi ścieżka, skąd widoki na morze i zachodzące słońce zniewalają. W dół opadają strome ściany do morza, fale rozbijają się o skały... Primosten ma w sobie naprawdę dużo uroku. Jest charakteryczny i ładny z każdej strony
i malowniczy o każdej porze dnia:
i nocy:
edit: literówka