Odcinek 4: 28 sierpnia (sobota) - W labiryncie
Trza się posilić! Znajdujemy bar, w którym sprzedają ciepłe kanapki z kurczakiem. Siadamy na murku przed kościołem Macieja i pałaszujemy
Smakują wspaniale, nie wiem tylko, czy to wyłącznie ich zasługa, czy kwestia okoliczności
Potem przysiadamy w jednej z knajpek na starówce, żeby napić się złotego napoju
:
Po chwili relaksu z kuflem w dłoni postanawiamy zobaczyć ciekawą i oryginalną atrakcję turystyczną, jaką jest budański labirynt, czyli system połączonych jaskiń znajdujących się pod wzgórzem zamkowym.
Tutaj jest stronka Labiryntu.
Trafiamy tu zupełnie przypadkowo, ot, przechodziliśmy obok. Nie wiemy więc zupełnie, czego się spodziewać i co nas tu może czekać... Wejście znajduje się niedaleko knajpki, w której siedzieliśmy:
Kupujemy bilety (za około 30 zł od osoby) i zanurzamy się w labiryncie ludzkich spraw
:
Trasa jest podzielona na 4 główne części: Labirynt Prehistoryczny, Labirynt Historyczny, Labirynt Innego Świata (Cywilizacji) i Panteon.
Wszystko oczywiście z puszczeniem oka do turysty. Odkrywamy więc labirynt, a przy okazji węgierskie poczucie humoru
Ach, te prehistoryczne rysunki naskalne!
:
Zadziwiająco dobrze zachowane!
Labirynt Historyczny kryje wiele tajemniczych zaułków:
Chodzimy ciemnymi korytarzami, a z głośników (tak sprytnie umieszczonych, że ich nie widać) płynie pełna grozy muzyka lub dziwne dźwięki, np. nagranie przypominające przyspieszone bicie serce
Docieramy do zaułka nazwanego "Lost Rider". Zaprzyjaźniam się z kamiennym rumakiem
:
Potem jest "Tartar Corridor" i kilka innych przerażających miejsc
Nie będę wszystkich pokazywać, żebyście mieli jakąś niespodziankę, kiedy tam traficie
Ale to co najlepsze, dopiero przed nami
Idziemy w stronę światła
i zapachu, który kojarzy mi się z winnymi piwniczkami z okolic Egeru
Mój węch mnie nie myli - znajdujemy się w komorze, na środku której, wśród zwisających bluszczy, tryskają "Winne Fontanny Macieja Korwina"
:
Wino płynące prosto z kranu to marzenie wielu osób
Ja też nie potrafię być obojętna na roztaczający się wokół zapach i próbuję nieco tego napoju:
Jesteśmy zupełnie nieprzygotowani
, jakaś para siedząca na ławce popija winko z butelki
Ale się ustawili
Po chwili znajduję obok tabliczkę i czytam tekst, który można przełożyć mniej więcej tak:
Chociaż pewnie skusi Was aromat naszego wina, nie zalecamy go do konsumpcji
No tak, to z pewnością obieg zamknięty. Te kilka kropli, które skosztowałam, pozwoliło mi się przekonać, że smakuje murem albo czymś podobnym
Na pewno nikomu nie zaszkodzi, ale picie tego wina w większych ilościach, to raczej nie najlepszy pomysł.
Hmm... ciekawe, czy ci, którzy właśnie dopijają swoją butelkę, czytali tę tabliczkę
Tak czy inaczej, pomysł z kranikami i winem jest przedni! Ta sala to na pewno największa atrakcja Labiryntu
Labirynt Historyczny kończy miejsce nazwane "The Crowned Head", gdzie możemy zobaczyć zatopioną w wodzie królewską głowę:
Dochodzimy do Labiryntu Innego Świata. Możemy tu obejrzeć ślady wysoko rozwiniętej cywilizacji, która, jak czytamy na tablicach informacyjnych, upadła wskutek jakiegoś kataklizmu (prawdopodobnie powodzi) wiele milionów lat temu. A oto zachowane w kamieniu wynalazki i osiągnięcia myśli technicznej tamtej cywilizacji:
Fajne, nie?
Podoba mi się węgierskie poczucie humoru
Ostatnią częścią Labiryntu jest Panteon. Właśnie przekraczamy jego bramę:
Można tu zobaczyć współczesnych bogów techniki, np. odkurzacz, telefon, krajalnicę, suszarkę, radio. Wszyscy bogowie znajdują się w szklanych, półprzezroczystych sześcianach, mają typowe boskie imiona (np. Apollo, Diana, Zeus, Mars) i, kiedy przyłoży się ucho do jednego z sześcianów, słychać charakterystyczny dźwięk wydawany przez tegoż boga
To na przykład Jupiter z Nicei:
Nasz spacer po labiryncie dobiega końca. Zatoczyliśmy koło i wracamy w miejsce, z którego wyruszyliśmy. Teraz pora na skorzystanie ze stanowisk komputerowych
Ach, to uzależnienie od współczesnych bogów
Zaglądam oczywiście na cro.plę i piszę do Was
kilka słów
Potem siadamy przy jednym z wielu stołów i robimy sobie herbatkę (wszystko wliczone w cenę biletu
):
Obserwujemy, że sala się zapełnia, a prawie każda osoba niesie ze sobą lampę naftową
Najpierw myślimy, że pewnie można było wziąć ją na specjalne życzenie (za specjalną dopłatą), ale przecież nie spotkaliśmy w labiryncie nikogo, kto niósłby lampę. Dopiero teraz ludzie zaczęli się z nimi pokazywać. Postanawiamy wyjaśnić to dziwne zjawisko. Mój mąż czyta na stronie internetowej labiryntu, że o 18:00 w korytarzach gaszą światła i można przejść całą trasę z lampami naftowymi. Okazuje się, że możemy wykorzystać jeszcze raz nasze bilety.
Super! Świetna atrakcja! Idę więc po lampy i zaraz ruszamy w drogę. Trasa niby ta sama, a jednak wydaje się bardziej tajemnicza, pełna grozy...
Podświetlone są tylko niektóre zaułki i "rysunki naskalne", jednak światła w korytarzach, i tak słabe, zostają zgaszone.
Tym razem trasa nie zabiera nam dużo czasu, bo już nie zatrzymujemy się na robienie zdjęć. Pierwszy raz szliśmy ponad 1,5 godziny.
Z budańskiego labiryntu wychodzimy zaskoczeni i zachwyceni pomysłowością Madziarów. Okazuje się, że przy pomocy wyobraźni i poczucia humoru zwykłą wędrówkę korytarzami można przekształcić w fascynującą podróż w krainę legend, dziwnych stworów i dobrej zabawy
Jeśli będziecie w Budapeszcie, poświęćcie 2 godziny i wejdźcie do Labiryntu. Dzieci na pewno będą zachwycone. Ale jak widać na załączonych obrazkach, nie tylko dzieci