Po naszym październikowym spotkaniu z Chorwacją (http://cro.pl/forum/viewtopic.php?t=17534) zapragnęliśmy przyjechać do tego pięknego kraju najszybciej jak się da. I okazało się, że weekend majowy jest idealny na ten wyjazd!!! A od października do maja było tylko 6 miesięcy!!! Rezerwacje zrobiliśmy już w listopadzie i szukaliśmy chętnych do wspólnej podróży. Nasi znajomi po obejrzeniu zdjęć nie mieli wątpliwości, że chcą razem z nami tam pojechać. Tak więc na weekend majowy do Chorwacji jechaliśmy w cztery osoby: ja Magdalena, mój mąż Michał, Renata i Andrzej, zwani potocznie Borsukami, no i oczywiście pies, a raczej suka Fidżi. Ponieważ nasz samochód jest gabarytowo większy został wybrany jako wspólny środek transportu na ten wyjazd. Termin wyjazdu: 26.04 - 07.05.2007, czyli w sumie 12 dni. Plan wycieczki został wspólnie opracowany, miejsca do zwiedzania również. W końcu po długim oczekiwaniu nadszedł dzień wyjazdu......
26.04.2007
Borsuki przyjechały do nas około 12.00, zapakowaliśmy ich bagaże do samochodu, jeszcze mała kawka przed drogą i wyruszyliśmy w okolicach 13.00 z Józefosławia. Znów ja pierwsza siadłam za kółko, ale na szczęście nie było po drodze żadnych korków. Pierwszy postój był w Częstochowie. Pojechaliśmy na Jasną Górę i na raty (ze względu na psa) poszliśmy się pomodlić przed wyjazdem. Krótki odpoczynek i dalej w drogę. Kierunek Zwardoń.
Droga nie była na szczęście zakorkowana, bo to był czwartek przed długim majowym weekendem. Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się o jeden dzień wcześniej wyjechać, żeby nie mieć problemów na drodze. Po dojechaniu do Żywca okazało się, że otworzyli nowy kawałek drogi w stronę Zwardonia. Po drodze jeszcze tankowanie w Węgierskiej Górce i granicę polsko-słowacką przekroczyliśmy około 20.00.
Zachodzące słońce podczas drogi do granicy.
Dojechaliśmy do drogi na Žiline i na najbliższej stacji benzynowej zatrzymaliśmy się na kolacje. Typowo turystyczne jedzonko - chleb tostowy i pasztet z puszki, do tego były rzodkiewki i jeszcze ciepła herbata w termosie. Tutaj też za kółko wsiadła Renata. Ale już nieciekawie się robiło na dworze, ciemno było, sporo tirów się zjechało, no i jeszcze droga w trakcie budowy - nie dała rady długo jechać. Przed Bratysławą wsiadł za kółko mój małżonek. Dojechał prawie do granicy ze Słowenią i wtedy naszym nowym kierowcą był Andrzej. Przejechał przez całą Słowenię i zaraz jak tylko wjechaliśmy do Chorwacji zatrzymaliśmy się w Krapinie na stacji benzynowej na tankowanie. To było coś koło 4.00 rano. Prince-Polo na drogę i jedziemy dalej. Za jakieś dwie godziny Andrzej już miał dosyć, więc zjechał na parking i znów ja wsiadłam za kółko. Słonko ładnie juz wstawało, a na polach mgły się pokazały. Rozprostowaliśmy kości na parkingu, toaleta poranna i dalej w drogę.
Naszym pierwszym celem z rana był Trogir. Dojechaliśmy do zjazdu z autostrady na Trogir i już na tej drodze zrobiliśmy sobie kolejny postój na doprowadzenie się do ładu. Mała zmiana ubrań, bo już powoli robiło się ciepło i po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę.