Może i ja coś skrobnę, choć zapewne nie tak ładnie i opisowo jak Leszek
Zdjęcia u mnie to tylko odwzorowanie chwili, żaden artyzm, szczególnie, że małpą robione i pod strachem Boga, bo prawie cały czas na wodzie, a aparat nie mój. Poza tym nie wszystkie zdjęcia, a raczej tylko niewielka ich ilość nadają się do pokazania z różnych przyczyn
:)
W ramach obozu kondycyjno - wytrzymałościowego zafundowaliśmy sobie, spływ rzekami Bukowina i Łupawa. To nasz trzeci obóz tego typu. Spływaliśmy już Krutynią, ok. 125 km, niech ja Pan Bóg ma w opiece
oraz ok. 100 km Brdą meandrująca malowniczo przez Bory Tucholskie. Straszące wszystkich Piekiełko było wtedy dla nas łaskawe, poza tym teraz odkryliśmy, co to jest Piekło
:):). Trzeci spływ, czyli coś grubszego, bo co? My nie damy rady?? Jeszcze się taki nie urodził..
Kilka dni w necie i wybór pada na sławną Łupawę, najcięższą rzekę Pomorza. Kilka telefonów do firm wynajmujących kajaki i wszystko ustalone. Bierzemy rzekę na pięć dni, z tym, że pierwszy dzień to Bukowina , dopływ Łupawy, bardzo do niej podobny.
Ruszamy w niedziele rano, zaopatrzeni w prowiant, przed nami wiele kilometrów.
. W doborowym towarzystwie droga jednak upływa szybko i niezauważenie
. Raptem po jakiś 7h jesteśmy w Kamienicy Królewskiej nad Jeziorem Kamienieckim. Przystań Viking okazuję się fajnym miejscem do noclegu. Rozbijamy obozowisko i zaczynają się zajęcia w podgrupach
Przy ognisku snują się opowieści z poprzednich spływów, ale i nie zapominamy nawet w chwilach zabawy o Ojczyźnie i tak kole 3 rano po wodach jeziora niesie się rzewnie wykonane na głosy "Legiony to..." Chwila zadumy i już wspomnienia z wojska dają znać o sobie "Kalina malina... "
Festiwal w Kołobrzegu kończy się bladym świtem. Potem wiara się wycisza i dopada nas sen... na jakieś 2h
Pobudka, toaleta i z niecierpliwością czekamy na sprzęt, który maja nam przywieźć. Kajaki maja być jednoosobowe, niełamliwe i niezatapialne
Wreszcie są! Rzeczywiście bardzo fajne i co ważne pakowne. Spływamy na wodę i od razu kilka osób ma kontakt z wodą, do tego sprzętu trzeba się przyzwyczaić.
Ruszamy. 2 km po jeziorze i wpływamy na Bukowinę. Chłopaki rozpraszają się po drodze, część wpływa w jakąś odnogę, nie tam gdzie trzeba, dochodzą do wniosku, że to nie tu w momencie jak rzeczka zwęża się na szerokość kajaka. Płyną tyłem z powrotem, komórki nie maja zasięgu, jest cudownie, czyli jak zwykle.Bukowina to rzeka, a raczej rzeczka, która obfituje w zwalone drzewa, jazy i młyny wodne. Jest bardzo kręta i ciężko się płynie. Ale przecież o to chodziło. Co jakiś czas przenoski, kładki dla ludzi, pod którymi nie da się przecisnąć. Rzeka meandruje , zwraca, czasem zwęża się do 1,5 m. Bywa tak , że płynąc obok kupla , odgrodzeni trzcinami, on płynie w jedną stronę, ja w drugą. Rzeczka pokazuje na co ją stać jeśli chodzi o utrudnianie życia i robię kabinę 3 razy. Na szczęście nie jedyny.
Część jedzenia idzie z prądem, jest super. Po 6h walki i 20 km dopływam do Łupawy i nocujemy na łące obok rzeki w Kozinie. Prawie wszyscy mokrzy na wylot, stać nas tylko na małe ognisko, coś na ząb i spać. W nocy ulewa, wszystkie rzeczy, które miały podeschnąć są jeszcze bardziej mokre. Rano wstajemy, szybki wypad 3 km do sklepu i znowu na wodzie.
Robi się piękna pogoda i zapoznajemy się z Łupawą. To jej przełomowy odcinek. Płyniemy pięknym 40-to metrowym wąwozem, górska rzeka przebija się przez zwałowiska kamieni i głazów. Ciężko robić na wodzie zdjęcia, moment nieuwagi i już robimy kabinę. Co jakiś czas zwalone drzewa, jeśli ich nie pokonamy z najazdu i kajak nam postawi bokiem do drzewa to jedynym ratunkiem abyśmy z tym kajakiem nie zostali wciągnięci pod drzewo to jak najszybciej wyskoczyć do wody lub podeprzeć się wiosłem. Pod warunkiem, że jest na tyle płytko, że wiosło dosięgnie dna
. Po jakimś czasie dopływamy do najtrudniejszego odcinka rzeki, gdzie spadek ma 3 promile. Rzeka płynie przez bezludna morenę, wiele osób przyjeżdża tylko na ten kawałek, traktując to jak spływ ekstremalny. Kilku naszych tez tu poległo
Po 5h walki i ok. 18 km przenosimy kajaki przez hydroelektrownię w miejscowości Łupawa i lądujemy na polu biwakowym. Rozbijamy obozowisko pod dachem i odpoczywamy, jak zwykle przy ognisku. Wspominamy dzień który minął, szydzimy z tych co polegli
, mówimy o tym co będzie jutro.
I tak przez kolejne dni. Przenoski, walka z wodą, z drzewami (pozdrawiam bobry), hydroelektrownie, ciągniecie kajaka po brzegu, kontemplowanie przepięknych okoliczności przyrody, wreszcie Słowiński Park Narodowy i wpływamy do Jeziora Gardno, po którym jest zakaz pływania, więc spływamy do stanicy PTTK i tam kończymy spływ. Łupawa przepływa przez Gardno i w Rowach wpada do Bałtyku.
Jezioro Gardno, generalnie płytko, to stoimy prawie na środku...
Po dopłynięciu do Gardny Wielkiej i rozbiciu obozu pojechaliśmy do Rowów na rybkę i obowiązkowa kąpiel w morzu. Volim te Jadran
:) Kolejna przygoda zaliczona. Rzeka spełniła pokładane w niej nadzieję. Za rok Słupia
:)