Odpoczynek po pracy
Njegove su ispucale ruke,
meni bile kao mirne luke.
Kako da mu zahvalim na svemu,
sinu ime dao sam po njemu
Obudziły mnie ptaki, które swoim tylko sposobem wiedzą, kiedy wstaje słońce.
Ptice u zoru ... No dobrze, żeby nie było tak bardzo romantycznie, fizjologia też mnie obudziła.
Czyniąc jej zadość trzeba było wygrzebać bolące kości z namiotu. Nie było łatwo.
Ale było warto ! Zobaczyć świt w bałkańskich górach - sam miód !
Było śniadanie (prawie) na trawie, była higiena osobista z wykorzystaniem kolejnej butelki wody mineralnej.
Starannie złożyliśmy namiot, bo trudno było przewidzieć, gdzie wypadnie nam kolejny nocleg. Plany planami a życie życiem. Cokolwiek jednak miało nas dzisiaj spotkać, ruszaliśmy na spotkanie z przygodą z uśmiechem na ustach.
Pomachaliśmy schronisku w budowie, naszej ( już naszej ! ) górze i ruszyliśmy ku dolinom.
Pomimo soboty, w Sinju o dziewiątej rano wrzało jak w ulu. Spodobało się nam to leżące trochę na uboczu miasto. Było bardzo prawdziwe i bardzo życzliwe. W Konzumie ludzie nie umiejąc wytłumaczyć, gdzie jest ajvar prowadzili nas do odpowiednich półek. W kafejce długo i żywiołowo ( nie znając chorwackiego !) dyskutowaliśmy z kelnerem, kto wygra dzisiejszy mecz i kto zostanie mistrzem świata ! A naprzeciwko naszego stolika wisiał taki plakat.
Przy innych stolikach siedzieli barczyści mężczyźni w koszulkach polo i sandałkach, popijali swoją
kafe i wymieniali uwagi, jak się nam wydawało, na nasz temat. A gdyby tak zapytać ich o przeszłość ? A może lepiej nie pytać... Więc chłonęliśmy dalej nastrój sobotniego poranka w Sinju, uważając, żeby nie podpaść
Trafiliśmy na targ. Jedni mieszkańcy Sinja już odpoczywali po tygodniu pracy - inni wciąż pracowali. Jak to w życiu. Jedni mają gładkie dłonie inni spracowane. Ale jedni bez drugich nie mogliby żyć. Więc poddaliśmy się magii zakupów . Były potem z tego zadowolone nasze podniebienia ( świeże
smokvy !!! ) i nasze żony
I tak po bardzo udanym poranku znaleźliśmy się w samo południe w Podstranie. I tu dokonał się mój pierwszy raz ! Pierwszy raz w Chorwacji znalazłem nocleg w ciemno
Wcale nie było łatwo ( ta mądrość piosenki ! ), ale uważam, że godzina na znalezienie noclegu dla czterech brudnych i zarośniętych facetów i to na jedną noc to doskonały wynik ! Dostaliśmy pokój na poddaszu z wielkim tarasem ( tak, tak, z widokiem ) , ale największy entuzjazm wzbudziła kabina prysznicowa !
Jednak butelka wody na czterech chłopa to za mało
Dość szybko przełamaliśmy lody z sympatycznymi gospodarzami , bardzo uspokoiła Ich wiadomość, że jesteśmy braćmi. Chociaż w takich Włoszech mnie by nie uspokoiła
Gdy już rozdzieliliśmy pomiędzy siebie łóżka - ruszyliśmy do Jadranu ! Nastąpiła konfrontacja temperatury Velebickiego i Brackiego Kanału - na oczywistą korzyść tego drugiego. Średni i Najmłodszy byli bardzo zadowoleni. Starszemu było nadal wszystko jedno - najważniejsze, że Jadran. A mnie, czyli Najstarszemu, było dobrze, że tak nam dobrze.
Dopiero po kąpieli poczuliśmy, jak bardzo jesteśmy zmęczeni. Poradziliśmy sobie z tym za pomocą mikstury,w której skład wchodziły świeże : morele, nektarynki, jabłka, figi. Kolejności i ilości nie zapamiętałem, wiem tylko, że na koniec było Karlovacko.
No i że zmęczenie poszło sobie .
A potem nastała godzina 16.00.
Już od jakiegoś czasu plażowicze przenosili się do nadbrzeżnych barów. Mieliśmy i my upatrzony stolik. I w takiej niecodziennej scenerii przeżyliśmy emocje mundialowego meczu Argentyna - Niemcy !
Każde dojście do piłki Messiego czy Higuaina kwitowane było głośnym westchnieniem zebranych przy stolikach i pociągnięciem łyka z kufla. Po chwili zrobiło się nerwowo, bo Niemcy strzelili pierwszą bramkę. Tak dowiedzieliśmy się, że większość kibiców jest za Argentyną. Tak zresztą mówił nam sympatyczny kelner z Sinja, ale traktowaliśmy to jako odosobniony pogląd. A tu taka niespodzianka ! Porzuciliśmy stereotypy o Chorwatach.
1:0 dla Niemców nie budziło obaw, ot, wypadek przy pracy. 2:0 wywołało lawinę chorwackich komentarzy i kolejne zamówienia u uwijających się kelnerów. Przy 3:0 barman wyciszył komentatora w HRT i puścił na pełną moc chorwackie techno. Przy 4:0 wszyscy dookoła mieli szczęśliwe twarze i bądź to okazywali sobie uczucia bądź z rozmarzeniem patrzyli na bijące o brzeg fale. Piękne kelnerki pojawiały się przy stolikach i z cudownym uśmiechem na ustach przynosiły kibicom kolejne porcje ambrozji. Los Messiego y companeros przestał być ważny, podobnie jak los Podolskiego i Klose. Wszystkich ogarnął błogostan - znaleźliśmy spokojną przystań. Nasze wiklinowe krzesła jak łódki przycumowały do stolika i lekko kołysały się na falach oceanu szczęścia.
Bo docenić taki dzień nicnierobienia może ten, kogo kocha praca. Jak nas, wnuków naszego Dziadka. Jak Jego.
Wracając na nocleg zwiedziliśmy bardzo stary cmentarz tuż przy głównej drodze. Pozytywnie zaskoczeni oglądaliśmy też patriotyczne instalacje na ścianach domów i w ogrodach. Byliśmy pod wrażeniem.
Zakończyliśmy dzień na tarasie gawędząc o tym i owym. Zaczęła jednak pojawiać się nutka nostalgii Ziarno padło na właściwą glebę i zaczęło kiełkować. To, co do tej pory było tylko w wyobraźni, zmaterializowało się i okazało się równie piękne jak wyobrażenie.
Volim Hrvatsko ! Lijepa li si ...
I gdy tak siedzieliśmy wpatrzeni w migoczące światła na Bracu, jeden z nas powiedział - "Jakbym miał córeczkę, dałbym jej na imię Jadranka ! "
Po Dziadku mam trzecie imię. A moja Mama - pierwsze. Imię jako świadectwo konkretnego człowieka i konkretnych emocji. Świadectwo istnienia ...