1 dzień - 1 noc
Przejazd do hotelu przebiegł bezproblemowo.
Byliśmy już mocno zmęczeni.
Po drodze mały popas bo może akurat ktoś coś kupi.
Przy stacji pomimo późnej pory można zaopatrzeć się prawie we wszystko.
Raczej ciuchowo jakby ktoś chciał.
A jakby ktoś chciał nie ciucho to zaraz coś zorganizują.
Kolejne miasto, łuna od świateł, (reklam) widoczna z daleka.
Nie byłem co prawda w Las Vegas ale to chyba podobnie.
Kolejne miasta - choinki.
Wreszcie dojeżdżamy. Mijamy wielki sklep Carrefour-a.
Śmiejemy się, że będziemy tu przychodzić na zakupy...i nagle busik hamuje i skręca w boczną uliczkę.
Jeszcze dwa zakręty i stop. Ale mamy blisko...
Było po północy. Przywitało nas takie międzynarodowe towarzystwo:
Od progu przybiega boy i zabiera walizki - a trochę tego mieliśmy.
Tip-y mile widziane.
Recepcja, kwity, meldunek, klucz...i można iść na zupę.
Pokój 416 wyglądał mniej więcej tak.
Przed nami salon, sypialnia, living room...
Zsuneliśmy dwa łóżka i spaliśmy razem z Mają.
Piotrek na dostawionej polówce. Był zachwycony.
Duża szafa z sejfem, regał z półkami i lodówką.
Wejście/wyjście:
Regalik, klima z indywidualną regulacją, lustro, szuflady, TV, drzwi na balkon:
Łazienka, ubikacja, kabina:
Na koniec wyjście na balkon - mały. Dwa krzesełka i stoliczek, suszarka. Ale czego więcej trzeba?
Widok na ulicę:
Sklep otwarty...
Hotelowy basen czeka na chętnych:
Mniej więcej tak to wyglądało ponieważ stan naszego lokum na zamieszczonych wyżej zdjęciach nie świadczy
w 100 % o jakości hotelu ale o użytkownikach tego pokoju.
Zdjęcia zrobione zostały na chwilę przed odlotem do domu - takie ostatnie spojrzenie.
Wybaczcie, nie miałem siły robić dokumentacji zaraz po przylocie.
Pierwsze wrażenie było OK.
I tym sposobem pierwszy dzień kolonii mamy za sobą.
Teraz spać, spać, spać...
c.d.n.