To będzie pierwsza relacja z jednej z moich chorwackich podróży. Wizyta nad Jadranem numer trzy w moim życiu. Rok 2021, gorący Lipiec. Wybieramy trasę Słowacja - Węgry - Chorwacja. Już na polskiej granicy jesteśmy legitymowani z naszych "paszportów codivowych". Ciężkie czasy. Wjeżdżając do Węgier spotkało nas to samo. Na szczęście poszło równie gładko.
Jako miłośniczka Budapesztu nie mogłam sobie odpuścić i trzeba było zostać tam na conajmniej jeden dzień i noc. Poniżej kilka zdjęć z tej pięknej miejscowości nad Dunajem, niezbyt wiele, żeby nie robić offtopica na chorwackim forum. Niemniej jednak uważam, że coś tam warto pokazać

Park Miejski w Budapeszcie
Plac Bohaterów
Robi wrażenie...
Skwer Erzsébet
Bazylika św. Stefana
Budapest Óriáskereke - węgierski diabelski młyn, z którego ponoć rozciąga się piękny widok na Budapeszt
Budynek parlamentu w Budapeszcie - w gorzszej aurze, bo pogoda zaczęła się psuć, niemniej na mnie zawsze działa tak samo, uważam,że jest wyjątkowo piękny
Widok na Danube i Zamek Królewski
Co chwilę można było zauważyć jakiś stateczek lub prom przecinający Dunaj
Liberty Square Interactive Fountain - intrygująca fontanna, niestety nie dało się zrobić zdjęcia z nią samą, non stop ktoś przechodził między strumieniami wodnymi...
Wybraliśmy sie również na spacer do Harangvölgy - czyli baaardzo zielonego miejsca pośród miejskiego gwaru. Niestety część moich zdjęć "usunęła się" i nie mam najładniejszych kadrów z tej okolicy, tylko taki prosty, zachodzik słońca w parku...
Wieczorny Kościół św. Krzyża
Nasz uroczy "somsiad" z pokoju na wprost, słodki widok na dobranoc

Poranek w Budapeszcie powitał nas podobną pogodą do dnia poprzedniego. Jakoś przed południem ruszyliśmy dalej ponieważ chcieliśmy jeszcze w drodze spędzić 2-3h nad Balatonem.
Dojechaliśmy do Siofok ! Można w końcu pierwszy raz w tym roku wyłożyć blade parówki i kąpać się w gorącym słoneczku.
Niestety nie trwało to zbyt długo, bo za chwilę za horyzontem zaczęły zbierać się burzowe chmury.
Pogoda nie pozwoliła na dalszy plażing, zaczęło grzmieć i padać - ogólnie kocham burzę i bardzo się cieszyłam z takich widoczków, ale troszkę szkoda mi było, że trzeba było szybciej zawinąć się z Siofok. Pomimo tego, że jest tam kompletny PRL, lubię i polecam tą miejscowość.
Swoją drogą Siofok poznałam już kilka lat wcześniej - urocze miejsce!
----------------------------------------------------
I w końcu, wjechaliśmy do Chorwacji! Buchnęło duchotą, nic nowego!
Autostrady nie są super drogie, ale wybraliśmy drogę landową. Chcieliśmy zobaczyć jak wyglądają mniejsze miasteczka i wsie.
Tutaj na przykład miasteczko Prelog - zwykła, normalna mieścinka.
Zatrzymaliśmy się również na chwilkę, aby zobaczyć Varazdinskie Jezero. Woda była wyjątkowo morska/turkusowa, znowu zaczynało się chmurzyć...
W miejscowości Brocanac dorwało nas urwanie chmury. Deszcz lał się strumieniami, pioruny strzelały obok drogi. Trzeba było na chwilę zjechać na pobocze, bo mieliśmy nieodparte wrażenie, że za chwilę woda z głębokich kałuż zaleje silnik naszego niskiego Mercedesa. Nie pierwszy raz spotyka nas taka sytuacja w okolicach Jezior Plitwickich. Ten klimat taki już jest...

Pogoda nie rozpieszczała już do wieczora. Wprawdzie przestało padać, ale było szaro,buro i duszno. Dopiero po zachodzie słońca przejaśniło się i ujrzeliśmy przepiękny zarys szczytów Parku Narodowego Paklenica.
Jakoś przed północą znaleźliśmy się już niedaleko Splitu, ale nasz nocleg rozpoczynał się dopiero o 15:00 kolejnego dnia. Postanowiliśmy,że dokupimy sobie jedną nockę w pensjonacie w Kasteli, bo akurat zjeżdżaliśmy z góry w kierunku tej miejscowości. Nocny widok z serpentynek przepiękny!
Już po północy miła właścicielka wydała nam klucze do pokoju, za który zapłaciliśmy jakoś 200kun (tęskni mi się za tą walutą!!!). Byliśmy zmęczeni podróżą więc po prysznicu padliśmy jak dzieci. Poranek obudził nas takim widokiem:
Kocham Polskę i bardzo cieszę się, że jestem Polką. Jednak osobiście uważam,że mogłabym być też Chorwatką i mieszkać w takich uroczych wioskach

Mieliśmy jeszcze trochę czasu, aby odebrać apartament. Oczywiste było więc, że wybierzemy się do pobliskiego Trogiru na śniadanko i lody lawendowe. Ach Trogir i jego włoski urok!

Niestety w samym Trogirze było tego dnia tak tłoczno i duszno, że na szybko obejrzeliśmy miasto i most, po czym wsiedliśmy do auta i zaczęliśmy szukać jakiejś pobliskiej plaży. Miejska plaża była zatłoczona, ale przecież było tak blisko na Ciovo,że szkoda byłoby nie zobaczyć tej wysepki. Postanowiliśmy dołożyć sobie to miejsce jako dodatkową atrakcję. Ale to już w kolejnym poście! Zostawiam Was z pięknym widoczkiem z Ciovo na zachętę aby tu wrócić!

Dziękuję tym, którzy dotrwali do tego momentu i zapraszam na dalszą część wkrótce!
PS. Widzę, że jakościowo te zdjęcia to takie małe koszmarki. Niestety nie miałam wtedy super aparatu, a jedynie Iphone 12, ale niestety chmura mi umarła i... odzyskanie ich w pełnej jakości graniczyło z cudem. Udało się część przywrócić na chmurę, część na google zdjęcia,a wiele zdjęć niestety przepadło na ament. No cóż, liczą się wspomnienia i mam nadzieję, że nikomu nie będzie to jakoś specjalnie przeszkadzać.