Ten odcinek dedykuję Kompanowi. W któryś dzień trafił do naszego lokum, zasiadł na krześle i jakoś tak nieszczęśliwie na nim siedział.
Akurat opowiadałem o naszych urlopowych planach. W pewnym momencie zaczął marudzić, że "będziecie tylko na plaży", "i co? nie ruszycie się z miejsca?", "dwa tygodnie w jednej dziurze?". Taki miał sympatyczny dzień.
6 września
Życie nie składa się jedynie z leżenia na plaży. Nadchodzi taka chwila, że człowiek musi wstać, rozprostować ramiona i rozejrzeć się dookoła. To był właśnie TAKI dzień. Szczególnie, że trochę zachmurzone było.
Czas zwiedzić Korczulę. Pakujemy się do Strzały i jazda.
Peljesac jest opanowany przez rowerzystów. Wcześniej widziałem kilku, ale takich ilości, jak w tym dniu to nie. Były to zarówno małe grupki, jak i wycieczki liczące "na oko" pięćdziesiąt rowerów.
A trzeba pamiętać, że od Żuljany aż do Loviste praktycznie nie ma płaskich kawałków. Nieustannie serpentyny i podjazdy od 7-9%. Żałuję, że nie mam roweru...
Jesteśmy w Orebiczu. SZOK!!! Kilka dni temu Orebicz był tylko pełen ludzi, a dziś jest tłok. Parkingi wypełnione do ostatniego miejsca, kolejka do promu masakryczna. Podupadamy na duchu i jedziemy do Loviste. Może po powrocie będzie łatwiej załapać się na prom?
Daleko nie jest. Raptem osiemnaście kilometrów. Po drodze sporo rowerzystów. Samo Loviste nas nie zachwyca. Może dlatego, że ginie w olbrzymiej zatoce? Plaże skaliste lub betonowe.
Wracamy do Orebicza. Tym razem jest zdecydowanie luźniej. Kupuję bilety, samochód w kolejkę i cierpliwie czekamy.
Sztab pracuje
Takie bydlęcie też tam wjechało
Korczula przywitała nas piękną pogodą. Jedziemy do Vela Luki, samo miasto Korczula zostawiamy na koniec.
W porównaniu z drogami Peljesaca czuję się, jak na autostradzie. Skręcam na Prigradicę. Ciasno i jakoś tak niefajnie. Może w kierunku Babiny jest fajniej?
Przez Bristvę jedziemy do Vela Luki. Samo miasto bardzo nam się podoba. Ładne domy, fajny port.
Jedziemy teraz do Grsicy i Priżby. Z Blato to kapitalny podjazd z oszałamiającymi widokami, a sam zjazd... Coś pięknego i podnoszącego ciśnienie, bo z lewej strony skała, a z prawej przepaść.
Grsica nas nie powaliła na kolana (ale jesteśmy wybredni), natomiast Priżba jest ładna. Widać, ze miejscowość dobrze prosperuje i obłożenie ma znaczne. Szkoda, że wybrzeże takie mało zachęcające.
Potem już tylko Smokovica, Cara i port.
Strażnik portu.
Ruch, jak na autostradzie.
Chcemy kupić bilet, a potem zwiedzić Korczulę. Niestety gość sprzedający bilety zjawił się o 17.00. Prom odpływał pół godziny później, a byliśmy już tak zniechęceni czekaniem, że daliśmy sobie spokój z miastem. Może innym razem?
Chyba tylko tyle palaczowi potrzeba z całości anatomii cżłowieka.
Fajnie było, ale się skończyło. Dziś przejechaliśmy 230 km.
W Żuljanie dowiedzieliśmy się, że była kisza. Kto by pomyślał?