Witam wszystkich i starszych i nowszych
ponownie.
Dziękuję bardzo za miłe słowa.
Melka napisał(a): I jeszcze mam jedno pytanie synek ile miał na tym wyjeździe ;> ?
Melko Filip 26 lipca skończył 2 lata, a my wyjechaliśmy 18 sierpnia.
edek69 napisał(a):Fido przepraszam myślałem, że opisujesz podróż on-line
Nic nie szkodzi...
CD:
W przeddzień wyjazdu poszliśmy na spacerek wyprowadzić dzikiego Filipa, porobić kilka zdjątek i poszukać rakiji
O tę ostatnią jest bardzo łatwo. Na co drugim prawie domku jest tabliczka informująca o sprzedaży. Swoją drogą ciekawe co ichniejsze ministerstwo finansów na to...
Alkohol bez akcyzy w każdym miejscu ?
Kupiłem 1l travaricę, 1l rakiję i dwa 1,5 litrowe wina. W każdym domku, gdzie byłem raczyli mnie "próbkami", tak, że w tym upale nim doszliśmy do domku to miałem niezłe fiu-bździu w głowie
.
ech... marzy mi się żagiel na własność... uwielbiam żeglowanie, a tak mało go doświadczyłem. A w takiej furce... chlip... niby żaden wypas, ale ma kabinkę i żagielek
obowiązkowy zachód...
[/b]
Baśka z okolic straży poż.
krzoczek naskalny
28.08
Gdy nadszedł dzień wyjazdu mimo wszystko szkoda było tego błogiego lenistwa. Pomimo perypetii spacerki, piwko, "bezmyślność o pracy"
podobały mi się - zwłaszcza w taką pogodę
Dzień wcześniej spakowaliśmy się. Mieliśmy w planie podczas powrotu zajrzeć na wodospady. Zaplanowaliśmy wyjazd z rana. Po pobudce zjedliśmy lekkie śniadanko i pożegnaliśmy panią Mariję- właścicielkę. Ruszyliśmy około 9 rano. Dojechaliśmy do Skradin i stamtąd stateczkiem popłynęliśmy nad wodospady.
Było oczywiście ...upalnie. Strasznie żałowałem, że nie wziąłem kąpielówek widząc tych ludków pluskających się w turkusowo szmaragdowych wodach. Przyznam się, że nawet nie spodziewałem się, że tam będzie miejsce do kąpieli, a tym bardziej będzie można się pluskać
Uploaded with
ImageShack.us
Była tam niesamowita wilgotność powietrza. W naszym stylu ruszyliśmy... i po jakiejś godzinie wróciliśmy, bo moja żonka stwierdziła, że nie da rady, bo gorąco, wilgotno i trzeba się wspinać
Trochę poszwendaliśmy się i po kilku pamiątkowych fotkach postanowiliśmy wracać. Udaliśmy się na statek.
Chcieliśmy wcześniej coś zjeść, ale po obejrzeniu cen zwątpiliśmy. Młody jak zwykle był nieznośny – wygląda na to, że miał w pupie małą elektrownię atomową i nie był w stanie spożytkować tej energii. Nie chciałem się zbytnio zmęczyć, bo wiedziałem, że przed nami długa droga. Filip nie ułatwiał mi jednak tego. Wróciliśmy do portu, jeszcze chwila na podziwianie widoków i ruszamy do Polski.
Podróż mijała dobrze, z tym, że znowu popełniłem błąd, o czym przekonałem się dopiero w drodze. Łykałem sobie tego „pseudoredbula” i okazało się, że znowu przez całą podróż było mi niezbyt dobrze. Wygląda na to, że w życiu nie tknę więcej tego czegoś, bo to on był sprawcą tych moich kłopotów żołądkowych. Jak pisałem podróż mijała dobrze aż do Słowacji. Przed wyjazdem odblokowałem sobie nawigację i wgrałem dodatkową mapę - IGO. Skutecznie nas prowadziła do Cro. W powrotnej trasie jednak przez moją nieuwagę rozładowała się i zresetowała, tak że nie miałem możliwości wejść do windowsa, więc ciągle uruchamiała się oryginalna mapa beckera. Dodam, że była beznadziejna
Korzystając z jej pomocy ...
... chciałem sobie odnaleźć drogę na Barwinek i tamtędy jechać. W ciemnościach ta "franca" wyprowadziła mnie w takie manowce, że hoho... Tam nawet psy du....ami nie szczekały. To był koniec świata
!. Niby widziałem, że tą drogą, którą nas prowadziła jest dojazd do głównej, ale jechałem, jechałem za jej radą. Zwątpiłem dopiero gdy dojechałem do jakiegoś odcinka w lesie, drogi, która szerokością przypominała wjazd na Sv. Jurija
Tam połowa asfaltu była osunięta, jakby po trzęsieniu ziemi. Pomyślałem, że niby na papierowej mapie ta droga dokądś prowadzi - a dokładnie do jakiejś głównej, więc może gdyby udało mi się ten uskok pokonać to... Zdrowy rozsądek jednak zwyciężył i zawróciłem. Gdyby okazało się, że za uskokiem jest drugi to nie bylibyśmy w stanie wrócić ani jechać dalej i wtedy d..... zbita. Siąść i płakać w tej dziczy. Nie pamiętam w którym to było dokładnie momencie, ale gdzieś w okolicach Presova. Zakichane oznakowanie w Słowacji tak nas prowadził, że zamiast na Barwinek trafiłem znowu na Mniszka
Przez ten dojazd musiałem nadłożyć około 60 km. Po przejechaniu w końcu granicy polskiej byłem już tak zmęczony, że musiałem co godzinę robić przerwę, bo bałem się żeby nie spowodować jakiegoś wypadku. Nie myślcie, że jestem przeciwnikiem jazdy nocnej, bo tak nie jest ( w tym roku także mam plan jazdy przez noc), ale ta podróż przez te małe perypetie była ciężka.
W końcu szczęśliwie dojechaliśmy do domu...