Pupnatska Luka - 7.09.10.
Sąsiedzi z dołu namawiają nas na wycieczkę do zatoczki w Pupnatskiej Luce.
Nam dwa razy nie trzeba powtarzać.
Zjazd do plaży to nie lada wyczyn. Droga na jeden samochód, zakręt zakręcony zakrętem, krzaki, drzewa.
Potem trudno zaparkować, ale to, co ukazuje się oczom, bezcenne!!!
Żitna to przy tej plaży naprawdę pikuś.
Kamienie, żwirek, piasek, leżaki, knajpka, łodzie.
Zdjęcia, niestety, nie oddadzą uroku miejsca, bo na większości widnieją ludzie. No jeszcze żeby byli to obcokrajowcy, ale nie, to albo nasi sąsiedzi, których nie śmiem pokazać, albo czworo młodych Polaków albo rodzina z młodą mamą w toplesie, oczywiście z Polski.
Może któryś z "'czytaczy" był tam w tym czasie, to wyślę mu jego zdjęcia.
Leniwe popołudnie na plaży przerywają Chorwaci, którzy na hura wyciągają swoje łodzie na brzeg, "przesuwają" plażowiczów.
Dominuje jedno tajemnicze słowo: BURA!
Niebo zasnuwa się chmurami.
Coś wisi w powietrzu.
I plaża z wysokości parkingu.
Wracamy o zachodzie słońca do domu.
Przybiega do nas Magdalena - córka gospodarzy.
W ręce trzyma kartkę i tłumaczy, że napisała na niej informację dla nas.
Żeby wszystko było jasne, tekst przełożyła w google tłumaczu.
Oto on: " Mamuś i tausiów nie ma w domu. Gdyby błysk i grzmot - wyłącz prąd."
I znowu pada złowrogie słowo : BURA!
W naszej zatoczce trwa gorączkowe usuwanie łódek z wody albo przymocowywanie do brzegu.
Niebo zasnuwa się ciężkimi chmurami, zrywa się wicher wpychający masy wody do zatoki tak, że jej poziom podnosi się o dobre pół metra.
Nad górami zaczyna błyskać, grzmi. BURA!
Zaopatrujemy się w świeczki o obrzydliwym zapachu zepsutej brzoskwini.
Wyłączamy prąd.
Dzieci oglądają krecika na laptopie, my zachwycamy się niecodzienną w tym raju pogodą.
Potem zamykamy okiennice. Leje, wieje, huczy.
Pierwszy raz w życiu w Chorwacji marznę. Wyciągam dodatkowe kołdry z szafy.
Idziemy spać.
Ostatnio edytowano 25.01.2011 10:05 przez Użytkownik usunięty, łącznie edytowano 1 raz