Re: Znów wędrujemy ciepłym krajem... rodzinna wyprawa bałkań
....
....granica już za nami...
pora więc obrać kurs na nasz pierwszy przystanek, czyli nowoczesny aquapark na serbskiej ziemi - oddany bodajże w ubiegłym roku...miejscowość Baćki Petrovać...
trzeba zjechać z autostrady, ale w zgodnej opinii wszystkich wycieczkowiczów było warto...
wstęp dosłownie grosze... - 4 osobowa rodzina na cały dzień pobytu wyniosła bodajże około 120 zł...
atrakcji multum a ludzi bardzo niewielu, jak na tak duży obiekt, więc jest dosyć luźno...
...po przekroczeniu granicy i przejechaniu około 80 km autostradą, należy zwiedzić kilka serbskich wsi, by w szczerym polu ujrzeć gigantyczny obiekt...
nie wiem dlaczego akurat w tym miejscu ktoś zdecydował się na budowę takiego obiektu? być może jakieś wody termalne... nie mam pojęcia...
bawimy się tam mocno chyba do 17, dzieciaki oczywiście nie chcą wychodzić... jasna sprawa...
tylko na odchodne strzeliliśmy kilka fotek... bo na śmierć zapomnieliśmy, że mamy aparat fotograficzny...
........
dla zainteresowanych - Aquapark Petroland (petroland.rs) - warto nawet jeśli ktoś zmierza do Grecji i planuje przystanek w Serbii, to wg mnie świetna propozycja... (szczególnie gdy ktoś przemierza drogę z dzieciakami)...
.........
.... zebranie się z basenów trochę trwało - dzieciaki szybko biegają... brakowało już sił, ale udało się wszystkich wyłapać... cwaniaki rozdzieliły się...
znowu przejazd przez serbskie wioski...
co rzuciło się w oczy... bieda... walące się domy, pełno starych aut, w beznadziejnym stanie... chociaż na chodzie... bieda - nie wiem czy taka jest cała Serbia... ale porównując z naszą wsią - to niebo i ziemia (niebo u nas)...
szybki przejazd przez Belgrad (wszyscy w aucie śpią, nawet nie ma komu pstryknąć foty... aparat dumnie odpoczywa...)
... naszym celem jest Smederevo...
po drodze szukamy jakiegoś sklepu... trzebaby w końcu coś wrzucić na ruszt... i wypić jakiegoś Jelenia...
udało się... pierwsze wrażenie... "jak tu tanio"...
jedziemy dalej... już ciemno... jak kurcze znajdziemy nasze apartmany?... no nic jedziemy dalej... szukamy, wyglądamy... wiedziałem jak wyglada apartman z zewnątrz... ale za dnia... a jak wygląda w nocy, pewnie jest czarny myślę... ale udaję, że wszystko pod kontrolą... w końcu pisałem do szefa apartmanów, że będzie około 20-21... i byliśmy... jedziemy...
i co... oczom naszym ukazał się człowiek, który jakby czekał, jakby zapraszał nas w swoje włoście...
tak to tu... Apartmany Stesea witają nas na ulicy... brawo...
Jeszcze nikt nie witał mnie w taki sposób… tak serdecznie… tak na ulicy… szok…
Nie no kiedyś żona też wyszła do bramy, gdy wróciłem z kawalerskiego o 4 nad ranem… ale po przekroczeniu bramy nie było już miło
A tak apartamenty prezentowały się w środku…
I jeszcze za dnia…
……
Być może była to plątanina różnych styli… jednak na chwilę można było się przenieść… do jakiejś bajki…
wśród zalewu nijakości… gdzie każdy apartament wygląda tak samo … tu można było poczuć, że jes się kimś innym… w innej epoce… że jest tu jednak „jakoś”…
Do zobaczenia w następnym odcinku na twierdzy w Smederewie…