Tydzień odpoczynku w hotelu, po kilku dniach przemieszczania się jest bezwzględnie potrzebny.
Tak na marginesie nie polecam przylotów do Kenii na tydzień z tym programem wycieczki. Taki przyziemny powód, to cena podobna.
W Polsce zima, a tu łapiemy dużo słońca. I co najważniejsze odpoczywamy od pracy zawodowej. Po wczorajszym dniu postanowiłem, ze wstanę skoro świt, no niby się przyzwyczaiłem. Było w tym trochę pragmatyzmu. Ilość miejsc leżakowych w owym okresie była w mojej ocenie niewystarczająca. Generalnie nie odczuwało się tam jakiejś wzmożonej ilości osób, ale tych miejsc do poleżenia było za mało. Często w okolicach przed i południowych były donoszone przez obsługę same materace, które rozkładali na trawie. Miejsca leżakowe, to też wybór między tymi gorszymi, a lepszymi. Tych zacienionych przez prawie cały dzień jest niewiele. Inne wymagają ciągłego przenoszenia leżaka jeśli nie chce się spalić na węgielek. Palm jest sporo, ale cień przez nie rzucany wędruje.
Jeden z powodów wyjaśniłem:) Drugi to „przy okazji” wschody słońca, rzadko udaje mi się wstawać wcześnie na wakacjach dla samych wschodów, bo zazwyczaj wieczory są długie.
Tutaj trochę ich zobaczyłem.
A przy okazji bar rankiem. Obsługa jak dla mnie była bardzo miła, szybka. I to bez specjalnych podarunków. Nie tylko w tym barze, ale i na całym terenie hotelu.
Za barem stali mężczyźni więc nie ich utrwalałem w pikselach.
Ale animatorki
I domki
Czas ruszyć poza hotel. Tym razem w stronę wioski. Zabieram ze sobą w zasadzie tylko aparat. Nie wiem co mnie czeka, czy nie obrzucą mnie kamieniami, czy też nie napadną i nie pobiją.
Po lewej ich chatki, tam gdzie stoi tuk tuk jest taki mały przydrożny sklepik. Ceny zwykłe jak dla tubylców. Kasy fiskalnej brak.
Sprzedawczynią była młoda, pomysłowa i groźna dziewczyna.
Przechodząc przez wioskę widziałem jak mnie obserwują. Tak faktycznie starałem się tego nie widzieć, ale odpowiadać tylko na powitania. Ot po prostu nie być za bardzo wścibski, tylko być przechodniem. Wyszedłem z założenia, że jeśli będą chcieli porozmawiać to jak najbardziej, w końcu ja tu jestem intruzem. Z daleka zobaczyłem jak macha do mnie ta osóbka. Chwila rozmowy i pamiątkowa fotka.
Następną osobą z którą przez pewien czas szedłem to „woziwoda”. To w pewnym sensie zawód/ zajęcie dość potrzebne w tym rejonie świata. Nie był to pierwszy i ostatni przedstawiciel tego zawodu z którym miałem możliwość rozmowy. Ten pchał wózek który był wypełniony plastikowymi kanistrami na wodę. Miło się gawędziło, ale On był w pracy, a ja poszedłem dalej.
- Czasami domki nie wyglądały źle.
Elektryczność jest, ale nie wszystkich na nią stać.
Takie warownie też można spotkać
Po drodze spotkałem też uczennice ze szkoły, która wydawała się jak na tę okolicę bogata. Murowane budynki. Dzieci w jednolitych strojach. Te akurat chciały mieć koniecznie foto.
Wracając m.in. tak uwieczniłem tę wioskę.
A na koniec te dranie. Wystawiłem im na balkonie niewidoczną tabliczkę – „tutaj jest mój teren” Raz chyba przebiegła jedna po balustradzie, ale poza tym szanowały nie swój rewir.
Pozostały dzień w hotelu to nic nadzwyczajnego.
Ot następny dzień w innym świecie.