Nadszedł moment żeby pożegnać się z gościnnym Vrsarem. Musimy dostać się na drugą stronę Istrii bo kolejne noclegi mamy zarezerwowane w Opatiji. Ale jak to mamy w zwyczaju nie będzie to podróż z punktu A do B, trochę sobie po drodze pozwiedzamy.
Pierwsza okazja nadarza się już po 2 kilometrach drogi. Tuż obok miasteczka znajduje się przepiękny park poświęcony twórczości Jugosłowiańskiego rzeźbiarza Dušana Džamonji. Był Serbem z pochodzenia ale tworzył na terenie obecnej Chorwacji więc wolę nazwać go Jugosłowianinem. Znany jest jako twórca wielu monumentów upamiętniających ofiary wojen światowych.
Między innymi takich:
https://en.wikipedia.org/wiki/Monument_ ... _Moslavinahttps://en.wikipedia.org/wiki/Monument_ ... on_(Kozara)
Ale zanim wejdziemy do parku zauważam tuż obok przechodzące bardzo malowniczo się prezentujące stadko owiec
Jest też prowadzący owieczki Istarski baca
A to już sam park
Fajnie zaaranżowana przestrzeń. Idealne miejsce na chwilę spaceru i wyciszenia.
Park jest ogrodzony i otwierany w określonych porach. Ale wstęp jest darmowy.
To już naprawdę ostatnie chwile we Vrsarze. Teraz już jedziemy dalej.
Przecinamy interior Istri. Po drodze mijamy między innymi przepiękny Motovun. Odwiedzaliśmy go podczas pierwszej wizyty na półwyspie, więc teraz tylko tęsknie odprowadzamy wzgórze wzrokiem.
Naszym celem jest inne miasteczko interioru - Buzet.
Także położone na wzgórzu jak Motovun. Parkujemy u podnóża i idziemy w górę.
Brama do miasta.
Miasteczko wygląda na wymarłe
To że nie ma turystów to dość zrozumiałe ale nie widać na ulicach też mieszkańców.
Wywieszone pranie i zaparkowane samochody wskazują że jednak miasto żyje
Tu nawet więcej aut. To pewnie urząd miejski (ratusz).
Piękna dzwonnica i barokowy kościół. Ze zdumieniem stwierdzam że otwarty.
Chyba trochę zimno daje się w takich murach we znaki, bo zainstalowane są ogrzewacze gazowe
Bardzo ładna ambona.
Powoli schodzimy ze wzgórza.
Lokalne centrum obsługi turystycznej.
Żadna knajpka ani sklepik nie jest czynna. Takich odwiedzających jak my nie ma tu chyba zbyt wielu.
Opuszczamy niezbyt gościnny Buzet i jedziemy dalej.
Kolejny przystanek mamy kilkanaście kilometrów dalej.
Miasteczko to duże nie jest. Niektórzy piszą że najmniejsze na świecie
- oczywiście to Hum.
Mimo że malutkie ale chyba dobrze wypromowane, bo jest kilka samochodów z turystami.
Rudzielec kontroluje kto przechodzi.
Przechodzimy przez miejską bramę.
Bardzo tu ładnie, w sumie dwie uliczki ale fajnie to wszystko utrzymane.
Piękny kościół i dzwonnica.
Uliczki wyłożone starym brukiem. Miasteczko ma fajny styl.
Byliśmy kiedyś w Groznjan i wydawało nam się ono małe, ale to była meropolia w porównaniu do Humu
Miejscowi zajmują się ciekawą twórczością.
Kolejny rudzielec spogląda na nas.
W przeciwieństwie do Buzetu tu czekają na turystów.
Fajnie jest czuć, że komuś zależy aby odwiedzający czuli się dobrze. Pani w sklepiku była bardzo miła, częstowała nalewkami i truflowymi kiełbaskami.
Więc daliśmy się skusić na małe zakupy.
Specjalnością okolicy jest jemiołowa rakija. Butelczyna czeka teraz u mnie na specjalna okazję
Jedziemy dalej. Po drodze mijamy miejscowy dworzec kolejowy
Ponieważ jazdę autostradą uważam za zbyt nudną wybieramy do Opatiji drogę przez masyw Učka.
Jest trochę wspinaczki. Droga wiedzie nas aż na 970 m n.p.m. Pojawia się zima i śnieg.
Za szczytem zatrzymujemy się na punkcie widokowym.
Po lewej stronie wita nas Rijeka.
A po prawej wyspy Cres i Krk.
Nie pozostaje nam nic innego jak zjechać w dół i zameldować się na naszej nowej kwaterze ale to już w kolejnym odcinku.