22 stycznia (środa): Hochkrimml-Gerlosplatte i powrót przez Königsleiten i GerlosTak jak już pisałam, przenartowaliśmy na drugą stronę dolinki czy raczej drogi i teraz znajdujemy się w ośrodku Hochkrimml-Gerlosplatte, w którym jeszcze nigdy nie szusowaliśmy. Z daleka wyglądał on jak jedna łysa górka
z trasami dookoła.
Teraz możemy się przyjrzeć tym trasom z bliska. Są niebieskie i czerwone, fajnie nachylone, z bardzo przyjemnym, w większości naturalnym, śniegiem. Jest też jedna czarna trasa przy orczyku.
Dla przypomnienia - mapka:
Na początku ujeżdżamy trasy nr 8 i 9. I spoglądamy na Königsleiten, gdzie byliśmy przed chwilą:
Wkrótce przypominamy sobie, że oprócz batonów, jeszcze niczego nie jedliśmy. Mam ochotę na jakiś konkret, więc w sympatycznej knajpce zamawiam Alpenburgera. Jest pyszny!
Do tego piwo Stiegl
W Austrii zdecydowanie mój nr 1. Miejscowy Zillertal Bier nie jest zły, ale, mz, do Stiegla się nie umywa.
To, co podoba mi się w Austrii (a może tak jest tylko w Zillertalu, bo w Ski Amade w sumie różnie z tym bywało
), to samoobsługowe duże restauracje. One są pseudosamoobsługowe, bo chodzi się z tacą, ale dania nakłada obsługa. Plusy są takie, że jest dużo szybciej niż z obsługą kelnerską (czas jest ważny na nartach), można zobaczyć potrawy, zanim wylądują na talerzu i jest taniej - na pewno odpada kwestia napiwku dla kelnera
W Dolomitach trafiliśmy tylko na jedną taką restaurację, w dodatku dania nie miały wypisanych cen
Wszystkie inne były z obsługą kelnerską.
Oczywiście w Zillertalu też są restauracje z kelnerami, tylko my już chyba nauczyliśmy się wybierać te, które nam odpowiadają. Kierujemy się przede wszystkim wielkością knajpy - im większa, tym większe prawdopodobieństwo, że będzie samoobsługowa. Chociaż czasami głód (i to wcale nie mały głód
) atakuje w najmniej przewidzianym momencie
i nie ma czasu na wybieranie i zastanawianie się. Zresztą, jak już napisałam, na nartach szkoda czasu
Ale się rozpisałam o wybieraniu restauracji... Wracajmy na deski! I na nowe, ciekawe, jeszcze nam nieznane trasy:
Czerwona trójka przy czteroosobowym krześle Filzsteinbahn:
Jak widać na zdjęciu, trochę już zmęczona, ale szusowało się bardzo dobrze. Fajne nachylenie i naturalny śnieg.
I jeszcze raz ta sama traska:
Kręcimy się jeszcze trochę po Hochkrimml-Gerlosplatte, ale robi się późno, a do samochodu mamy jeszcze kawał drogi do przejechania. Musimy ruszać w drogę powrotną. Nowo odkryty przez nas ośrodek bardzo nam się spodobał, chociaż nie zjeździliśmy wszystkich tras. Na pewno jeszcze kiedyś tu wrócimy!
W gondolce Sonnwendkopf, która zabiera nas ponownie do Königsleiten:
I już w Königsleiten, na kanapie Larmach:
Zjeżdżamy jeszcze czerwoną czwórką, bo tą trasą jeszcze nie szusowaliśmy, ale później patrzymy na zegarki i z żalem opuszczamy to piękne miejsce.
Dojeżdżamy do Gerlos. Tu też jest pięknie! "Morze mgieł" jak było, tak jest
:
W samym Gerlos nie ma zbyt wielu tras, to raczej ośrodek tranzytowy (jak kiedyś wspominałam). Kilka razy zjeżdżamy czerwoną trasą nr 33 przy orczyku, bo podoba nam się jej nachylenie. Robimy sobie przerwę na herbatkę z termosu:
Droga powrotna zajęła nam mniej czasu, niż przewidywaliśmy, więc możemy chwilę posiedzieć i nasycić oczy pięknymi widokami.
W końcu decydujemy się na zjazd na sam dół, do parkingu, na którym czeka Fabiak. Jak trasa nam się spodoba, najwyżej wciągniemy się gondolką i zjedziemy jeszcze raz, czas nam na to pozwala
Niestety, jazda czerwoną trasą nr 31 o tej porze nie jest już czystą przyjemnością. Za dużo ludzi, którzy zatrzymują się oczywiście w najwęższych miejscach (nigdy nie zrozumiem tej "logiki"
), miejscami sporo przetarć, lodu i pojedynczych kamieni.
Docieramy bezpiecznie na parking i postanawiamy zakończyć na dzisiaj nartowanie.
To był piękny i bardzo emocjonujący dzień. Pogoda wynagrodziła nam dwa poprzednie słabsze dni. Widoki mieliśmy niezapomniane!
Zadowoleni i trochę zmęczeni (ale przecież o to w tej zabawie chodzi!) wsiadamy do auta.
Dzień kończymy w naszej ulubionej pizzerii/restauracji Zur Alten Brücke w Finkenbergu, planując jutrzejszy narciarski dzień