Witam. Możliwe żeśmy się widywali gdzieś tam. Polaków nie brakowało...
Część I.
Mljet jako miejsce wakacji - charakterystyka z punktu widzenia wytrawnego CROmaniaka i poszukiwacza ciekawych miejsc (a nie leniwego wczasowicza).
Taki kawał drogi na sam dół?! Eeeee... za daleko..., eeee... za mała ta wysepka, eeee...nic tam nie ma... itd.
Takie słyszałem i czytywałem opinie.
Faktycznie- kawałek drogi jest, ale wyspa ma jednak swoją renomę i nie bez powodu utworzono tam Park Narodowy. Dzisiaj mogę powiedzieć o jeszcze jednej przyczynie dla której wyjazd na tę wyspę jako bazę wakacji ma głębszy sens.
Owe "nic tam nie ma" to często argument dla ignorantów i miłośników knajp, dyskotek oraz włóczenia się po sklepach a także chyba dla ludzi mających więcej kasy niż rozeznania i faktycznej wiedzy. No ale każdy sam sobie wybiera miejsce odpoczynku...
U mnie jest jednak tak, że jak słyszę od "typowego wczasowicza" że gdzieś "nic nie ma" to zaraz zapala mi się ognik ciekawości jako że w dzisiejszej Chorwacji określenie "nic tam nie ma" dotyczy albo kompletnego i suchego pustkowia na którym nic nie rośnie albo... miejsca na wymarzone wakacje bez tłumów, hoteli, zgiełku wczasowiczów i całego tego bałaganu związanego z masową turystyką letnią.
A takich miejsc jest przecież niestety coraz mniej.
Z jednej strony mamy bowiem rosnące oczekiwania, wymagania i zapotrzebowanie turystów na dobrą bazę pobytową a z drugiej kombinowanie miejscowych jak to pogodzić z chęcią zarobku ale i z zachowaniem charakteru miejsca oraz jego walorów. Piękny kawałek wybrzeża można niemal wszędzie zabudować hotelami- nawet na klifach i skałach zatok tylko kto przyjedzie oglądać hotele na skałach zamiast samych, obmywanych przez morze skał?
Mam w pamięci włoskie i hiszpańskie czy portugalskie skały nadmorskie na których "wisi" ze ćwierć miasteczka i które robią wrażenie- ale nie pięknem natury, lecz raczej umiejętnościami inżynieryjno- projektowymi pomysłodawców i realizatorów takich pomysłów, którzy chyba uwzięli się na zagospodarowanie ostatnich wolnych kawałków wybrzeża i to tak, żeby ten cały cywilizacyjny natłok nie zawalił się wraz z klifami do morza...
No ale dość dywagacji z innych terenów- póki co Chorwacja to jeszcze nie takie nachalne zabudowywanie wybrzeża i zamiast kolejnych hoteli mamy na razie betonowe budki i "pół-domki" z wystającymi drutami zbrojeniowymi na dachach, bo do ucywilizowania na chama jeszcze tu droga daleka.
Mljet jest właśnie takim specyficznym miejscem, gdzie natura dalej rządzi a ludzie albo się dostosują albo... wieją na ląd.
Jako że trochę wybrzeży i mórz już widziałem, więc daleki jestem od rozdziawiania buzi na widok pierwszych lepszych zatoczek czy kolorowych klifów oraz kawałka jakiejś fajnej wyspy.
Trudno jednak porównywać Mljet z Braćiem, Hvarem czy innymi wyspami.
Po zwiedzeniu Krka, Braćia, Pagu i obejrzeniu Korćuli, Lastova i jeszcze paru mniejszych wysp dochodzę do wniosku, że nie ma siły- trzeba zobaczyć wszystkie większe wyspy, żeby naprawdę ogarnąć rozmaitość Dalmacji i mieć pojęcie o całej palecie jaką te wyspy oferują. Tak, wiedzą ci co od dawna jeżdżą, że to takie odrębne mikroświaty, ale chyba dopiero zobaczenie wszystkich tych mikroświatów daje prawdziwe pojęcie jaka jest Chorwacja na wyspach i na lądzie a nawet na półwyspach.
CRO ma jednak tę zaletę, że skoro już się tu jeździ na wakacje to nie ma sensu porównywać tego wybrzeża z włoskim, czy hiszpańskim itd. Linia brzegowa jest jednak na tyle urozmaicona, że oglądamy wyspę za wyspą, cypel za cyplem i...jakoś dalej nam się nie nudzi "to samo".
Paleta barw jest dalej podobna, wrażenia też podobne, ale chyba dlatego, że przecież jesteśmy właśnie w ulubionej CRO nam to się nie chce znudzić.
A Mljet ma do zaoferowania sporo- zarówno dla miłośników spokoju jak i przyrodników oraz fanów wody i rekreacji na niej.
Wyspa ta nie jest podobna do tych najbardziej znanych wysp w CRO- nie chodzi tu nawet o jej wielkość i zaludnienie (a mieszka tu na stałe rzeczywiście niewiele - bo ponoć jakieś 1100-1150 luda)- lecz o jej odmienny charakter i wymuszone jej ukształtowaniem warunki, które z jednej strony są wyraźnym ograniczeniem a z drugiem... atutem.
Mówi się na nią "zielona perła wybrzeża". Zalesienie jest wybitnie bogate i dlatego mimo problemów z wodą "zieloność" Mljetu stanowi jego wyróżnik na tle innych wysp. Tak samo ilość dróg i miejscowości.
Jedyne porównanie jakie mi przychodzi do głowy to trochę Cres i Mali Lośinj.
To co ogranicza Mljet w jego rozwoju pod kątem turystyki masowej to jednocześnie jego największy atut.
Dotąd na wyspie zbudowano jeden hotel i jakoś póki co nie zanosi się na kolejne, natomiast utrudnienia terenowe oraz brak zaplecza i konieczność kosztownego "ściągania" praktycznie wszystkiego z lądu skutecznie utrudniają szybki rozwój bazy- i całe szczęście, gdyż w tej chwili już można powiedzieć, że...
MLJET jest już popularny wśród Anglików, Amerykanów i Kanadyjczyków oraz Duńczyków a nawet...Szwajcarów.
Prawdziwy wysyp tych nacji w tym roku w tym rejonie CRO!
Był to mój 14 raz w CRO ale nigdy wcześniej- poza Dubrovnikiem- nie spotkałem w tak niewielkiej przestrzeni tak różnorodnej mieszanki ludzi z wielu krajów i takiej masy Anglików. Miejscami miałem wrażenie że jestem raczej gdzieś w Brighton czy na wybrzeżu Pembrokeshire niż na Mljecie.
Żeglarze wiedzą jednak gdzie warto popłynąć i dlatego Pomena oraz Polaće stanowią w sezonie prawdziwy, międzynarodowy tygiel.
Pewną część stanowiły mieszane małżeństwa chorwacko-amerykańskie (Chorwatki chciały się chyba wyrwać z kraju
) i chorwacko- brytyjskie.
Wyspa cieszy się sławą zasłużenie. Jeziora, góry i lasy stanowią symbol Mljetu mniej więcej tak jak klify i jezioro stanowią symbol Dugiego Otoku.
Przebywanie w gronie najpiękniejszych wysp świata ma jednak i tę stronę medalu, że coraz większe grono ludzi z całego świata ma chęć zobaczenia tego zakątka CRO. A brak konieczności "płacenia wszystkim za wszytko" i naturalna oaza spokoju na wodach licznych zatok i zatoczek powoduje, że swoje miejsce znajdują tu zarówno milionerzy na luksusowych jachtach jak i zwykli włóczykije za garść Euro.
Stąd powodzenie u żeglarzy, skipperów, wycieczkowiczów, plecakowiczów i... miłośników spokoju.
Jak to się jednak ma do oczekiwań turysty z kraju nad Wisłą nie pływającego na luksusowym jachcie i nie przybywającego z grubym portfelem wypchanym walutą?
Mljet nie jest tani. Nie jest też dogodny do przemieszczania się. Najlepiej byłoby mieszkać w środku wyspy żeby mieć szybki dostęp do tego co najważniejsze ale...akurat środek wyspy jest najmniej atrakcyjny dla pobytu na wakacje.
Wszystkiego jest tu mało.
Nie oczekujmy sklepów co chwila i licznych knajp z dużym wyborem. Paradoksalnie- ale nie oczekujmy też luksusów bo ich na wyspie do której przypływają milionerzy po prostu (póki co!) nie ma.
W zasadzie tylko dwie miejscowości są dobrze wyposażone w bazę sprzętowo- turystyczną i mają jakie takie zaplecze- Pomena i Polaće. A to dlatego, że są naturalną przystanią dla całej rzeszy żeglarzy i przybyszów odwiedzających Park Narodowy- głównie z Dubrovnika i z innych miejsc lądu, dzięki licznym zatokom czy połączeniu z Korćulą, Dubrovnikiem szybkim katamaranem.
Reszta to tak naprawdę bidne, małe wsie które dopiero próbują się rozwinąć i stanowić coś w rodzaju miejscowości letniskowej. Powszechnym widokiem jest połowa- parter domu, który dopiero się będzie rozbudowywał. Obok takiej "skrzynki" stoją betoniarka, bloczki czy pustaki i jakieś rozmaite graty potrzebne do budowy. Nie jest to może najciekawszy widok dla przybysza, ale stanowi najlepszy dowód na to, że
wyspa nadal jest jeszcze takim trochę "pominiętym przy planach szybkiej rozbudowy" sympatycznym i spokojnym zadupiem na którym jednak można naprawdę świetnie wypocząć i nie mieć za plecami czy pod nosem tabunów ludzi i samochodów. Kluczowe jest by nie trafić na taki "plac budowy w zawieszeniu", lecz wybrać apartman już gotowy, bez pustaków na dachu i z bogatą roślinnością a nie gołym betonem.Właśnie dlatego tak dokładnie przyglądałem się każdemu zdjęciu w reklamach apartmanów i pisałem w mailach, że odpada apartman w budynku, gdzie trwa rozbudowa (stawiałem to jako warunek w rezerwacji!) i gdzie nie ma cienia dla samochodu.
W moim przypadku właśnie o taki spokojny, wiejski pobyt chodziło. Samochodów, ludzi i zgiełku mam w kraju wystarczająco dużo, dlatego w CRO - od czasu gdy poznałem nieco lepiej ten kraj - szukam zawsze spokojnych, cichych miejsc a nie skupisk apartmanów- bliźniaków- tasiemców, gdzie co rano na plażę wylewa się tłum.
Był i jeszcze jeden powód - jestem miłośnikiem przyrody i zieleni.
I jeszcze jeden - lubię naturalność i spontaniczność ludzi miejscowych. Dla mnie lepszym wyborem jest miejscowy rolnik z kwaterami o średnim standardzie niż "zawodowy biznesmen od turystyki" z kilkunastoma pokojami i obowiązkowym Wi-Fi oraz automatyczną klimą.
A jako że na Mljecie owych "zawodowych biznesmenów od turystyki" jest tyle co kot napłakał zaś "rolników" powoli ciułających grosz do grosza i powiększających dobytek ale mających dalej swoje prostolinijne życie znacznie więcej- więc było tylko kwestią trafu i szczęścia, żeby trafić do właściwego miejsca i właściwych ludzi.
Co- jak jeszcze tu opiszę- udało się nie w 100 ale w 200 %.
Na koniec powód ostatni lecz wcale nie najmniejszy. Piaszczyste plaże!
Nie bez powodu wybrałem z całą świadomością Saplunarę jako bazę pobytową. Tam są ich aż 3!
CDN.