Witam serdecznie! Od mojej czterowyspowej relacji upłynęło już trochę czasu, a obiecałem (głównie sobie ), że naskrobię coś jeszcze o wakacjach z 2015 roku. Z racji tego, że niestety nie mogliśmy sobie pozwolić finansowo na wypad do Cro, postanowiliśmy zwiedzić taki zakątek Polski, w którym jeszcze nigdy ani ja, ani moja żona nie byliśmy. Bałtyku mam dość z czasów dzieciństwa i młodości, teraz coraz trudniej znaleźć zresztą dość odludne i klimatyczne miejsce na wybrzeżu (w 2011 r. byliśmy nad jeziorem Gardno i było O.K ale pogoda nas nie rozpieszczała), w górach mieszkamy, więc gdzieś tak w marcu zaczęło się łażenie po google mapsach, strit wiu aby odnaleźć natchnienie, jakiś koniec nitki, inspirację.
Jak to jednak w życiu bywa inspiracja przychodzi do człowieka w zupełnie niespodziewanym momencie. W moim konkretnie wypadku spadła mi na łeb w postaci ogromnego zakurzonego kartonu z książkami podczas sprzątania piwnicy w domu rodziców. Posypały mi się na głowę Tomki Wilmowskie, jakieś MacLeany, cała seria Pana Samochodzika itd. itp. Książki odkurzyłem, zrobiłem na nie porządna półkę w piwnicy a do domu zaniosłem moją ulubioną książkę Nienackiego "Pan Samochodzik i Templariusze" i oczywiście utonąłem w lekturze (stary chłop, 40 lat na karku i takie panie rzeczy... ). Bezwiednie zacząłem posiłkując się googlem sprawdzać gdzie też toczyła się akcja. Miłkokuk ? Hmmmmm to chyba będzie Wiłkokuk - pojezierze Suwalskie. Ładnie tam! Zaraz, zaraz są tam jakieś kwatery? Raz dwa trzy i okazało się, że owszem. Czyściutkie jezioro, domek 10 m od brzegu, cisza i spokój. Poza tym nigdy tam (ani w promieniu 30 km) nie byliśmy. Wybrałem leżącą zaraz obok "książkowego" Wiłkokuku spokojną wieś Zelwa nad jeziorem o tej samej nazwie. Ahoj Przygodo!