Mieliśmy w planie wieczorem popłynąć po Kasię do centrum Szybenika (10 minut morzem) dokąd miała z lotniska dojechać autobusem.
Niestety popołudniem kiedy wiatr rzeczywiście ucichł rozłożyliśmy żagle do sprawdzenia....i kłopot.
Na pięknej nowej „Gieni” dziura
Pracownicy armatora łapią się za głowę – nie zauważyli jej przy zdawaniu jachtu przez poprzednią ekipę
My takiego żagla nie chcemy – Kapitan upiera się że dziurę trzeba naprawić.
Przyjeżdża armator i szybka decyzja – ok. 20:00 zabierają nam żagiel i wiozą do żaglomistrza.
Obiecują oddać jutro o 8:00.
Tak więc po Kasię nie płyniemy, musi Biedactwo iść piechotą.
Jest już mocno ciemno gdy dociera, na wstępie cyca karniaka za spóźnienie,
dostaje obiad i ....w końcu Załoga w komplecie, można wznieść pierwszy toast za pomyślność rejsu!!!
Cycem oczywiście jak zawsze dzielimy się z Neptunem żeby nie mścił się na nas za skąpstwo zsyłając nam niepomyślne wiatry.
Wszyscy zmęczeni intensywnym dniem z przyjemnością zasypiamy w swoich kojach delikatnie bujani przez nasz kochany Adriatyk.