W Sucuraj udało mi się rozwiązać jeden trapiący nas problem.
Otóż okazało się, że Queen nie posiada w radio wejścia USB a my mieliśmy masę muzyki ale nie na CD – trzeba było zdobyć płyty aby zrzucić na nie muzykę z pendrive’a.
I tych płyt nie mogłam kupić nigdzie.
Chodziłam, pytałam.....nie ma.
Nie wiem w ilu sklepach byłam....i nic.
Z pomocą przyszedł Kapitan zacumowanego obok Fish picnika Felun Jedan – jednak na ludzi morza zawsze można liczyć.
Wykonał kilka telefonów i kazał iść do właściciela kiosku.... w którym kupowaliśmy pamiątki i wędki.
Pan specjalnie dla nas pojechał do domu i przywiózł puste płyty na które korzystając z naszego laptopa mogliśmy nagrać szanty i nie tylko.
Koniec z ciszą na Queen.
Żeby wyrazić naszą wdzięczność za płyty pan z kiosku został oczywiście zaproszony na cycanie.
Przybył ze swoja wiśniówką – bardzo nam smakowała.
A potem nadszedł wieczór – na zewnątrz zgodnie z prognozami szalało jugo – dmuchał wicher i lał deszcz, nie dało się siedzieć na pokładzie więc w mesie już przy akompaniamencie żeglarskich melodii cycaliśmy, tańczyliśmy na rurze, śmialiśmy się do późnych godzin nocnych...
A całkiem w nocy, gdy dzieci już poszły spać wybraliśmy się jeszcze na spacer po nabrzeżu wzdłuż kolejki do promu (oni stoją tam nawet nocą?????? )
Było tam bardzo mokro i głośno, wiatr gwizdał a fale wlewały się przez mur na ulice...
Adriatyk szalał...
Co nas czeka jutro?
Czy utkniemy w Sucuraju czy też będzie nam dane płynąć dalej?
Wszak Komiza wzywa.....