Idziemy na rybki
Ponieważ właśnie moje wrodzone lenistwo dało o sobie znać, co więcej nawiedziły mnie myśli dezerterskie, które kusiły miganiem się od zakończenia relacji, postanowiłam przeciwdziałać
i walczyć z leniem, który najchętniej siedziałby na kanapie i czytał to, co ktoś inny na cro.pli napisze
A zatem pełna mobilizacja
i ruszamy dalej
A gdzie byliśmy? Już pamiętam - po wizycie w Błękitnym Meczecie, porwały nas stambulskie ulice i wypuściły w okolicach kolejnego bazaru. Tym razem był to
Targ Korzenny oficjalnie znany także jako
Targ Egipski.
Egipski dlatego, że w XVII w. wybudowano go za pieniądze z opłat celnych produktów przywożonych właśnie z tego kraju, a
korzenny, ponieważ jednym z głównych artykułów, które tam można nabyć drogą kupna, są przyprawy. A poza przyprawami można zaopatrzyć się w przeróżne smakołyki - słodkie, gorzkie, kwaśne, pikantne
a także smakołyki w postaci stałej, sproszkowanej, płynnej bądź półpłynnej.
Ale ostrzegam, żeby pod żadnym pozorem nie iść na targ korzenny "na głodniaka" ! Jeżeli nie posłuchacie tej przestrogi, marny Wasz los - ponieważ Wasze kiszki będą marsza grały, a oczy zaczną wychodzić z orbit
(tak, tak naprawdę) A wszystko doprowadzi do tego, że Wasz portfel (nawet ten w formie plastikowego prostokąta) zacznie chudnąć i maleć, a Wasze ciało po jakimś czasie zacznie więcej ważyć. Tak więc ostrzegam, bo wizyta na bazarze korzennym może być brzemienna w skutkach
Powiem więcej, odwiedziny na tym targu mogą pokonać nawet największych twardzieli, co to twierdzą, że nie po to jadą na wakacje, żeby łazić po bazarach i pieniądze wydawać, szczególnie na coś, co i tak w osiedlowym spożywczaku koło własnego domu można kupić (nie z nami te numery, Bruner...
)
Jak się domyślacie, nasze twardzielstwo odeszło w siną dal... a turecki Bruner robił z nami, co chciał
Na początku zachowywaliśmy turystyczny dystans, ale tylko do czasu, kiedy pewien sprzedawca poczęstował Maję, czymś takim bardzo słodkim i bardzo smacznym. Wtedy poczuliśmy, jak nam kiszki marsza grają, a potem weszliśmy w głąb bazaru i zaczęliśmy doświadczać uczucia wychodzenia gał z orbit
I było po nas
Ale najpierw tak nieśmiało, dla dzieci (przecież nie dla nas
), bo bardzo chciały to bardzo słodkie i bardzo smaczne, a są wakacje, i dla każdego ma to być radocha
białe na zdjęciu - bardzo słodkie i bardzo smaczne
A potem koniecznie orzechy w kilku postaciach
Jak się okazało orzeszkowych chętnych było więcej
I jeszcze przyprawy
No to może znowu coś słodkiego
Ale ten turecki makaron dziwny
Ale w czym my to zjemy?
Z poczuciem spełnienia misji, zakończyliśmy pobyt na Targu Egipskim. I znowu odezwał się nasz duch turysty spontanicznego
bo po wyjściu stwierdziliśmy, że jesteśmy koło kolejnego wielkiego, znanego stambulskiego meczetu. Ten meczet to
Yeni Camii a ów bazar jest jedną z jego części. Yeni Camii tłumaczy się jako
nowy, młody, ale to taka zmyła, ponieważ meczet pochodzi podobnie jak bazar z XVIIw. Niestety zdjęć tego meczetu nie posiadam, ponieważ jego cień i wielkie schody, posłużyły do tego, aby w jakże pięknych okolicznościach przyrody zjeść nic innego jak tradycyjną, choć tym razem popołudniową, kukurydzę
Poza tym mogłam sobie pozwolić na niezrobienie zdjęć, bo wiedziałam, że
ktoś przede mną już to zrobił
I tak sobie siedzieliśmy... kto siedział, ten siedział - młodsza część towarzystwa testowała, co też takiego ciekawego można robić, jednocześnie jedząc kolbę kukurydzy i chodząc po schodach. Natomiast starszyzna siedząc i jedząc, jednocześnie podziwiała widok, który rozciągał się naprzeciwko. A naprzeciwko był
Most Galata, który oddziela zatokę Złoty Róg od cieśniny Bosfor, ale łączy dwie przeciwległe europejskie dzielnice Stambułu.
I tak patrząc na ten most, starszyzna pomyślała, żeby może go z bliska zobaczyć. A żeby go zobaczyć, trzeba przejść podziemnym przejściem pod bardzo ruchliwą, kilkupasmową
Ragi Gumuspala Caddesi. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że owo podziemne przejście służy nie tylko do bezpiecznego i swobodnego przejścia przez ulicę, ale także jest bazarem, i to takim europejskim
w którym tak jak i u nas króluje asortyment wyłącznie z chińskiej półki
Tak więc można powiedzieć, że "chińska globalizacja" dotarła też i tu, tylko na razie ukrywa się w podziemiach
I tak jak do tej pory w Stambule nie mieliśmy problemu
z "marzalniami", tak tutaj niestety trochę czasu musieliśmy spędzić na marzeniach o mechanicznyno-automatycznych robotach, czy też śpiewająco-grających króliczkach, których życie jest krótsze niż trwałość jednorazowych baterii
Po wyjściu z targowiska
zobaczyliśmy takie pływające
coś:
To
coś wcześniej widziałam w
relacji Piotrka, ale wtedy nie za bardzo wiedziałam, do czego takie
coś służy - myślałam, że to po prostu tak sobie stoi, żeby było bardziej folklorystycznie
Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że takich stateczków jest więcej, są one jeden po drugim zacumowane przy nabrzeżu i pełnią funkcję tureckiego, pływającego mcdonalda, czy też fastfoodu. Na takim stateczku buja niemiłosiernie (Danusia pewnie nazwałaby to przechyłami
), a chłopaki, którzy na nim przebywają, nie tylko zachowują się tak jakby w ogóle tego nie odczuwali, ale przede wszystkim potrafią zsynchronizować to bujanie i jednoczesne przyrządzanie rybich hamburgerów
Jak już nadziwiliśmy się światu
ruszyliśmy "na Most Galata". W tym momencie musi nastąpić przerwa, gdyż czuję się zobowiązana przekazać Wam informacje na temat tego mostu, który do najsłynniejszych w Stambule należy i tak jak większość budynków w mieście ma dość bujną historię. Jak się okazuje, idea wybudowania mostu, łączącego dwie przeciwległe europejskie dzielnice, narodziła się dość dawno temu. Ale jak to z ideami bywa, długo pozostawała niezrealizowana, i ruch między starą dzielnicą (Eminonu) a nową (Galata) odbywał się tylko dzięki szeroko pojętym jednostkom pływającym. Dopiero w 1836r. powstała pierwsza wersja mostu, a ostateczna, po której i my spacerowaliśmy, w 1994r. Jeżeli ktoś chciałby poznać więcej szczegółów o tym, co konkretnie działo się miedzy 1836 a 1994 rokiem, to polecam przeczytać
ten tekst
Jak już napisałam, Most Galata jest tym ze sławniejszych w Stambule, przyczyn pewnie jest kilka. Dla mnie urok tego miejsca tworzą... wędkarze płci obojga, co sprawia, że to chyba jedno z nielicznych miejsc w Stambule, gdzie panuje równouprawnienie
. I tak sobie stoją - jeden/a obok drugiego, przez całą długość mostu, jak i po obu jego stronach, cierpliwie czekają aż rybka połknie haczyk
A turyści, czyli my, przyglądają im się z zaciekawieniem
stambulscy wędkarze
stambulscy wędkarze z Yeni Camii w tle
stambulscy wędkarze, my i Yeni Camii w tle
Według mojej klasyfikacji stambulscy wędkarze to mostowa atrakcja numer jeden, natomiast atrakcją numer dwa są dość nietypowe nadmorskie widoki. Ich nietypowość polega głównie na szybkości, prędkości i pozornemu chaosowi, z którymi porusza się wszystko to, co pływa po cieśninie bosforskiej. Obserwując ruch promów, statków i innych tego typu urządzeń transportowych, można zrozumień sens słynnego zdania, które twierdzi, że w
szaleństwie jest metoda
Trzecią atrakcją mostu, według mojego jakże subiektywnego zdania, są liczne knajpki i puby, które znajdują się na drugim, niższym poziomie mostu (bo zapomniałam Wam napisać, że ten most jest dwupoziomowy). Knajpki serwują szeroko rozumiane owoce morza, chociaż nierybnego kotleta też się pewnie zje
a w pubach jak to w pubach podają głównie płyny, co by człowiek się nie odwodnił
My także nie chcieliśmy doprowadzić do odwodnienia organizmu
A teraz skorzystam z faktu, że fotosik zjadł z relacji Piotrka większość zdjęć wieczornego Stambułu, i wkleję nasze, które jakością co prawda nie grzeszą, ale mam nadzieję, że choć trochę obrazują urok kończącego się dnia
Dobranoc