Kukurydza pod Błękitnym Meczetem
Zanim zacznę o pobycie w Istambule, to jako osoba małomówna muszę sobie trochę pogadać
No bo to było tak:
W zeszłym roku w sierpniu po cichu podczytywałam
relację PiotrkaB, który wraz z rodziną wędrował orientalnymi uliczkami Stambułu - miasta, które w naszym pojęciu znajdowało się gdzieś na końcu świata
Wtedy nie przypuszczałam, że taka opcja jest dla nas wykonalna, mimo że Piotr bardzo sugestywnie zapewniał, że jednak jest
Jeszcze w kwietniu byliśmy przekonani, że na wakacje to pojedziemy nie gdzie indziej jak do Crolandii. Innej możliwości nie zakładaliśmy. I rezerwacja na Visie już była. No ale kryzys mamy i ten kryzys powiedział nam, że owszem możemy na wakacje jechać, ale w innym terminie. I rezerwację szlag trafił i Vis także. Musieliśmy zweryfikować plany wakacyjne. I tak weryfikowaliśmy, weryfikowaliśmy, aż po wnikliwej lekturze forum (używałam opcji "szukaj"
) ustaliliśmy trasę tegorocznego wyjazdu.
Tak, to teraz jest ten moment, kiedy powinnam wrócić do właściwego toku relacji
A o czym to mówiliśmy? ...że Bułgarzy odprawili nas w turecki świat.
Jesteśmy w Turcji. Już na granicy poczuliśmy, że mamy do czynienia z innym światem, bo kazało nam zaparkować i iść do budynku, żeby wędrować od okienka do okienka: z paszportami, z wizą i czymś tam od samochodu. No to Bartek poszedł, ale za chwilę wrócił, bo się okazało, że przy okienku musi się zgadzać liczba paszportów i ich właścicieli. I wtedy zaczęło się moje nieustanne zdziwienie tureckie, bo ludzie, którzy nas obsługiwali byli mili, uprzejmi, nie wyglądali na zmęczonych i rozdrażnionych z powodu jakiejś masy turystów, którzy właśnie mają ochotę dostać się do ich kraju
Ten uśmiech i uprzejmość po doświadczeniach bułgarskich był dla nas mocno podejrzany - tylko czekałam aż w którymś z okienek jakiś turecki obywatel okaże nam nutkę rozdrażnienia
ale nic takiego nie następowało
Co więcej, wtedy też dane nam było doświadczyć, że rodzina z małymi dziećmi w Turcji funkcjonuje na prawach uprzywilejowanych
Turcja to bardzo dziwny kraj
Załatwiliśmy wszystkie graniczne formalności, wsiadamy do auta i chcemy ruszać na podbój nowego kraju, i... nie możemy
bo okazało się, że jakiś włoski turysta
zaparkował swój najnowszy model najnowocześniejszego kampera
tak, żeby przypadkiem żaden inny samochód nie opuścił przed nim tureckiej granicy
I tu ciśnie mi się na usta mała dygresja - mianowicie zdiagnozowałam, że istnieje taki specjalny turystyczny gatunek jak "turysta włoski". Włochów bardzo lubię, ale wtedy, gdy przebywają w swojej słonecznej Italii, natomiast każdy potomek Horacego, który wybrał się na wakacje, jak dla mnie zachowuje się tak jakby był Turystycznym Wybrańcem Bogów
w związku z czym, należy mu się palma turystycznego pierwszeństwa i monopolu na jedynie słuszny turystyczny odpoczynek
(wiem, wiem jestem wredna baba
) I tak było tym razem.
Czekamy... licząc, że może ów Włoch w jakiś magiczny sposób zreflektuje się, że skutecznie zatarasował wyjazd innym autom. Ale włoski obywatel nie zreflektował się, mimo że kilka razy zjawiał się przy samochodzie po dokumenty. W końcu mój mąż - oaza spokoju i dystansu do świata
- nie wytrzymał i poszedł pertraktować z kolegą z Italii, żeby może przestawił swój jakże wspaniały pojazd, gdyż to ułatwi życie innym osobom (a tych osób robiło się coraz więcej )
Pertraktacje okazały się bezowocne, bo Włosi mają także tę przypadłość, że znajomość języków obcych jest im obca
i jedynym poziomem komunikacji pozostaje sztuka gestykulacji, a w tym akurat Włosi są bardzo dobrzy
, tak więc, obliczu zmasowanego ataku machających rąk, mąż skapitulował
Sprawa jednak się rozwiązała , bynajmniej nie dzięki Włochowi, który zrozumiał w czym rzecz, ale dzięki tureckiemu celnikowi, który zapytany o możliwość objazdu pokierował nas bokiem, przymykając oko, że "bokiem" oznaczało "pod prąd"
Pierwszą rzeczą, na którą zwraca się uwagę po wjeździe do Turcji jest stan dróg, których my możemy jedynie im pozazdrościć
Jedziemy. Tureckie drogi korcą, żeby prędkość na nich rozwinąć
I jak prędkość rozwinęliśmy, to zatrzymał nas policyjny patrol. Ups! Będzie mandat ! Ale okazało się, że nie
Pan policjant (uśmiechnięty) otworzył drzwi samochodu, palcem wskazując na zapięte pasy i dzieciaki w fotelikach, powiedział:
No problem , więc pojechaliśmy dalej
Ale nauczkę mięliśmy, dlatego staraliśmy się nie rozwijać nieprzepisowych prędkości
Wjeżdżamy na autostradę, która prowadzi nas do samego Istambułu. Z daleka widzimy bramki (oznaczające, że koniec drogi już blisko
), ale dostrzegamy też nic niemówiące napisy. Ciekawe jak po turecku brzmi:
płatność kartą albo
gotówką Tak więc nie pozostało nam nic innego jak
iść na całość i podjechać pod pierwszą lepszą bramkę. I się okazało, że to była bardzo zła decyzja - żeby przejechać przez tę bramkę trzeba było mieć jakąś specjalną kartę, której my oczywiście nie mieliśmy
Chcemy wycofać - ale nie da rady - bo za nami stoi Tir
i wykazuje się kompletnym brakiem zrozumienia
bo trąbi na nas niemiłosiernie
Muszę przyznać, że nasze ciało zamiast zacząć się w tej sytuacji stresować, to bardzo się ubawiło
Im ten Tir na nas bardziej trąbił, to my popadaliśmy w większe ataki śmiechu - to był objaw tak zwanej "głupawki wakacyjnej". Bartek usiłuje wycofać samochód, a Tir dalej niemiłosiernie trąbi - rewelacja
I nagle :! Nie wiadomo skąd pojawił się młody chłopak (z obwarzankami na długaśnym patyku) i zaczął kierować ruchem tak, żebyśmy mogli jakoś "na wspak" podjechać do bramki właściwej
My mu ładnie po polsku podziękowaliśmy, obwarzanka za ichnią złotówkę kupiliśmy, w końcu właściwemu panu, który był mocno rozbawiony całą sytuacją, zapłaciliśmy 4,25 ytl i
witaj Istambule zakrzyknęliśmy
I jak zakrzyknęliśmy, to oni zaczęli na nas z różnych powodów trąbić
Generalnie na drodze panowała zasada - żadnej litości dla obcych rejestracji
Dlatego Bartek wziął się w garść i szybko przystosował sposób jazdy do tego, który Turcy od nas oczekiwali. Skończyło się na tym, że nasze dzieci, które nie interesowały się całą sytuacją, bo na ekranach ich telewizorków właśnie szła Akademia Pana Kleksa
, oderwały się jednak od medialnych wrażeń i zaciekawione zapytały:
Tatusiu, a dlaczego Ty tak szybko jedziesz? , na co Tatuś rzekł:
jezdnia to dżungla - słabi odpadają Odpowiedź okazała się satysfakcjonująca
Jak się domyślacie do słabych nie należeliśmy i w iście tureckim stylu, także dzięki technice XXI wieku, dojechaliśmy do hotelu
Grand Penisula, który znajdował się w epicentrum centrum Stambulskiej starówki, zwanej
Sultanahmet. Jeżeli chodzi o rezerwacje hotelowe, to konkretnie i rzeczowo Piotrek już pisał
w tym odcinku, więc ja zamilknę (ale oczywiście za chwilę to milczenie sobie odbiję - w końcu jestem małomówna
). Natomiast, jeżeli ktoś byłby zainteresowany naszym hotelem to śmiało i z czystym sumieniem mogę go polecić (cena pokoju też podlega negocjacji).
W hotelu dużo czasu nie marnowaliśmy, bo przecież Istambuł czeka
. Pospiesznie docieramy do miejsca najważniejszego, w którym miesza się czas historyczny. Na jednej przestrzeni podzielonej zielonym i kwiecistym skwerem konkurują ze sobą dwa historyczne giganty - z jednej strony potężna i majestatyczna
Hagia Sophia (Ayasofya), a z drugiej dowód geniuszu architektonicznego człowieka
Błękitny Meczet(Sultanahmet Camii)
Błękitny Meczet
Hagia Sophia
AAAAAA, od czego zacząć , bo chciałoby się wszystko i od razu
Ale naszą uwagę przykuli ludzie. I po raz kolejny stwierdziliśmy, że zabytki nie zając - skoro Ayasofya stoi tu od tysiącleci, to chyba jeszcze jeden, dwa dni może na nas poczekać
I wracajmy do tych ludzi. Ano zaobserwowaliśmy, że tubylcy maja w nosie poszanowanie dla miejskiej zieleni, i… depczą po trawie
Co więcej, siadają na niej całymi rodzinami, odpoczywają, piją słynną turecką herbatę, dostarczaną przez okolicznych sprzedawców (1 ytl) i spożywają najczęściej kukurydzę lub owe obwarzanki (cena 1ytl).
To w Waszej kulturze trawy się nie depcze ?
A dla mnie herbatka też się znajdzie?
A że my wyznajemy zasadę, że jak gdzieś jesteśmy, to staramy się zachowywać podobnie jak "tambylcy", dlatego po ekspresowym zakupie kukurydzy, czym prędzej usiedliśmy obok nich na trawie
I od tamtej pory spożywanie kukurydzy w tych
pięknych okolicznościach przyrody... i niepowtarzalnej stało się naszym wieczornym rytuałem
kukurydza pod Błękitnym Meczetem
kontynuacja nowej świeckiej tradycji
Wieczór poświęciliśmy na sultanahmedzki rekonesans, podglądając tutejsze zwyczaje. Przykładowa obserwacja:
Panie na lewo
Panowie na prawo
Lub odwrotnie
Jednym z głównych obyczajów, jest fakt, że idąc po ulicy, jest się często zaczepianym, ale w
jak najbardziej pokojowych zamiarach Nie ukrywam, że nas zaczepiano ze względu na dzieciaki - ktoś się do nich uśmiechał, ktoś pogłaskał po głowie, po policzku. Zazwyczaj takie spotkanie kończyło się wymianą zdań pt.:
skąd jesteście Widać, że dzieci w Turcji traktowane są na odrębnych zasadach. I już pierwszego dnia wiedzieliśmy, że to bardzo przyjazne miejsce
I mimo że byliśmy w Stambule od jakiś czterech godzin, to czuliśmy się już tam zadomowieni
cdn