Dzień 13. i 14. (11 lipca, czwartek i 12 lipca, piątek): Wieczorna Korčula i poranne żółwiki
Po nieudanej próbie zjedzenia kolacji w Blato wracamy na kwaterę, zostawiamy Maździaka przed domem i idziemy na przystanek wodnych taksówek. Łódka właśnie przybija do brzegu:
Widok w stronę przystani promowej:
Czy mi się wydaje, czy 10 lat temu (kiedy płynęliśmy stąd na Lastovo) była ona zlokalizowana bliżej centrum
Niebieskie światełka Hotelu Posejdon:
Płyniemy :
Wieczorna Vela Luka bardzo mi się podoba:
Jeśli chodzi o wybór lokalu, jesteśmy tak głodni, że stawiamy na pewniaka - od razu idziemy do restauracji Luky w marinie, w której byliśmy przedwczoraj. Dziś zamawiam žrnovski makaruni:
Danie jest przepyszne! Warto było czekać
Do "domu" musimy się przespacerować, bo jest po 22:00 i taksówki wodne już nie kursują. Po drodze podziwiamy gigantyczny odcisk palca :
oraz palmy:
I chyba odkrywamy, dlaczego w VL opierają się one szkodnikom. W pniach są wbite plastikowe rurki (widzieliśmy na kilku roślinach):
Sądzimy, że w ten sposób podaje się jakieś lekarstwa chroniące palmy przed crvenim surlašem.
Studiujemy też program imprez pod hasłem Luško lito 2024:
Pojutrze przyjdziemy na wykład/prezentację
Już jest kolejny dzień - piątek, 12 lipca. Małż płynie taksówką po pieczywo na śniadanie Przy okazji zrobił kilka zdjęć Zawsze pokazuję przeprawę łódką wieczorem; tym razem VL w porannym świetle, czyli przed 9:00 (trochę trzeba było pospać ):
Małż szybko załatwia sprawę, tylko do tej przyjemności trzeba doliczyć koszt taxi w obie strony, czyli 2 euro.
Ja w tym czasie odkrywam, że po drugiej stronie naszego domu żyją żółwiki Zapuszczam się tam z ciekawości, bo sąsiedzi (Polacy) wczoraj wyjechali, a para Słoweńców (bliżej nas) też rano wybyła. (Jeżdżą na poranną kawę do VL.)
Żółwie mają tu zbudowane całe miasteczko - jest kilka domków i poidełko:
Trochę się zlewają z podłożem :
Słodziaki! :
Gdybym wiedziała o nich wcześniej, kwatera od razu bardziej by mi się podobała Choć i tak zyskuje z każdym dniem. Tylko poduszki są niewygodne Na coś muszę narzekać
Rodacy, którzy wyjechali, mieli częściowy pogled na morze, ale i Słoweńców bezpośrednio obok.
My mamy zdecydowanie więcej prywatności, a widoku aż tak mi nie brakuje W Nerezine też go nie było.
Małż wraca z zakupów. Przygotowujemy śniadanie, a potem pokazuję mu żółwiki. Wam też jeszcze je pokażę , kiedy będą miały wielką wyżerkę
Powoli (bo w upale wolniej się ruszamy ) przygotowujemy wszystkie kajakowe bambetle. Dziś nie pojedziemy szczególnie daleko - zwodujemy Osiołka po drugiej stronie uvali Meja:
Ale najpierw musimy tam dojechać. Mijamy Maslinik Požar:
Dziwna nazwa dla oliwnego gaju, choć być może pożar strawił tę ziemię. Na pewno jest tu bardzo sucho:
Dojeżdżamy do parkingu przy zatoczce Meja. Bardzo wygodne miejsce do zostawienia samochodu:
Można zejść właśnie do tej uvali, to zaledwie kilka kroków:
Po prawej jest ogrodzony teren wojskowy, ale tam się nie będziemy zapuszczać. Jadran ma niesamowity kolor, lecz już zaczyna się marszczyć; trzeba szybko wodować Osiołka:
Zrobimy to po przeciwnej stronie półwyspu, u którego nasady zaparkowaliśmy - patrz pomarańczowa strzałka na mapce kilka zdjęć wyżej. Na szczęście z tej strony też mamy wygodną ścieżkę, trochę dłuższą niż do uvali Meja, ale zwykle pokonujemy dłuższe odcinki, więc jest super :
A to wysepka Grčik (i Hvar w oddali), do której też dopłyniemy:
"Za chwilę" , bo wycieczkę kajakową pokażę w kolejnym odcinku