Dzień 10. (8 lipca, poniedziałek) i dzień 11. (9 lipca, wtorek): Ostatni wieczór na Lošinju i początek podróży na KorčulęWiemy, że trudno będzie nam się pożegnać z wygodnym domkiem i uroczym ogródkiem:
Wieczorem idziemy też powiedzieć
do zobaczenia Nerezine. Spodobało nam się w tej miejscowości i chyba chciałabym kiedyś tu wrócić. (Chociaż Mali czy Veli Lošinj również prezentują się znakomicie
) "Nasze" miasteczko, ze względu na położenie, wydaje się jednak lepszą bazą wypadową do eksplorowania zarówno Lošinja, jak i Cresu.
Ostatni raz na
instagramowym mostku
:
Rzut oka na porcik:
Pożegnalną kolację zjemy w lokalu Buffet Dolac, w którym ostatnio bardzo smakowały mi kalmary z grilla
Tym razem postanawiamy zaszaleć
i decydujemy się na oradę
Nie pamiętam cen, ale nie było bardzo drogo. Jedyny minus - trzeba się uzbroić w cierpliwość
I powoli pić piwo, jeśli chce się poprzestać na jednym
W tej konobie mają czas...
Opłaciło się czekać - rybka jest bardzo smaczna
:
Zdecydowanie przebija tę, którą jedliśmy w Osorze. Na razie nr 1
Jednak na Korčuli zjemy jeszcze pyszniejszą oradę
Za jakiś czas...
Po smacznej kolacji idziemy w rejon Nerezine, którego jeszcze nie odwiedziliśmy
W stronę kempingu Rapoća:
"Dmuchańce" trochę straszą
, więc szybko je mijamy:
Na plaży chłopiec z gitarą
i trzy dziewczyny
:
Świetny klimat! Zrobiło się
romantico Tymczasem docieramy do klasztoru franciszkanów:
przy którym znajduje się kolejny mały port (to już trzeci w Nerezine):
Właśnie trwa wieczorny połów
:
Obchodzimy klasztor dookoła:
Po lewej mur cmentarza, na który (wyjątkowo) nie zaglądamy:
A tu święty (być może) Franciszek, który, oprócz krzyża, ma koło sterowe
:
W końcu jesteśmy nad samym morzem
Robi się późno, wracamy do apartmana, w którym trzeba się spakować
Zajmuje nam to jakąś godzinę (oczywiście rano też weźmiemy się do pracy) i jeszcze przed północą siadamy na chwilę w ogródku i cieszymy się ostatnimi chwilami na Lošinju.
Już jest poranek kolejnego dnia. Z żalem żegnamy się z gospodarzami, którzy byli bardzo sympatyczni, zwłaszcza Zdravko; z jego żoną mieliśmy raczej mały kontakt. O 10:00 opuszczamy kwaterę, chcemy zdążyć do Merag na prom, który odpływa o 11:30.
Kilka kilometrów przed przystanią zaczynamy jechać w ogonku:
Jest wtorek, początek sezonu; raczej nie powinno być problemów, żeby zmieścić się na promie. Nie martwimy się tym
Podziwiamy piękny widok na Krk:
Trajekt Kornati już po nas płynie:
Grzecznie ustawiamy się w kolejce:
i idziemy po bilety. Już jest 11:30, a dopiero wjeżdżamy na prom:
Odpłyniemy więc z małym opóźnieniem. Pierwszy raz będziemy mieć miejsce pod pokładem
:
Dość nisko tu:
Kiedyś, płynąc na Vis, wjeżdżaliśmy na wyższe piętro. Tym razem Maździak będzie podróżował pod powierzchnią morza
My natomiast wychodzimy na
sundeck i przyglądamy się sympatycznej zatoczce oraz wielkiej jamie
:
Wreszcie płyniemy
:
i patrzymy na Krk:
na którym jeszcze nigdy nie postawiliśmy stopy
Drugi raz w życiu przejedziemy przez (mało ciekawy zresztą) fragment Wyspy bez wychodzenia z samochodu
Kiedyś trzeba będzie nadrobić to podróżnicze niedopatrzenie
, ale w sezonie jakoś mnie na Krk nie ciągnie. Musiałaby się trafić dłuższa majówka...
Powoli dopływamy do miejscowości Valbiska:
Przeprawa zajęła 25 minut. Na przystani na swoją kolej czeka prom Bol:
Nieodwołalnie opuściliśmy Lošinj. Pora więc na krótkie podsumowanie dziesięciu dni spędzonych na tej wyspie (oraz na Cresie, oczywiście).
Lošinj/Cres to była dla nas wielka niespodzianka!
Nie spodziewaliśmy się, że wyspy tak nas oczarują, a pobyt tam oceniam na
powyżej oczekiwań Najbardziej podobała nam się wycieczka górska (ranking atrakcji będzie pod koniec relacji
), ale przede wszystkim obie wyspy mają duży potencjał kajakowy i choćby ze względu na niego planujemy tu kiedyś wrócić
Do tego dochodzi możliwość odwiedzenia mniej popularnych wysepek, takich jak cudny Ilovik czy Susak i Unije, na które chcemy kiedyś dotrzeć
Przyroda, zwłaszcza na Lošinju, jest bardzo bujna i to tę mniejszą wysepkę umieściłabym wyżej w rankingu niż Cres, który ma zupełnie inny charakter - jest bardziej dziki, niedostępny. W różnorodności siła!
Na razie tyle, bo to tylko małe podsumowanie na półmetku wakacji
Jedziemy dalej! Przed nami Korčula!