Ruszamy z relacją...
Dlaczego Lošinj?
W 2011 roku spędziliśmy niecałe 5 dni na wyspie Cres. O Lošinju nawet trudno powiedzieć, że go wtedy liznęliśmy, bo całej wyspie poświęciliśmy jedno popołudnie Tutaj jest relacja z tamtych wakacji (pierwsze 12 stron, dalej już Pag):
po-pagu-i-cresie-przygoda-nas-niesie-t33868.html
Lubię oglądać podróżnicze vlogi na YouTubie i tak m.in. trafiłam na film KAMBERizama o Wyspie:
Polecam ten oraz inne tegoż autora
Jak już napisałam w poprzednim poście, na poprzedniej stronie , w 2011 roku dopiero raczkowaliśmy, jeśli chodzi o pływanie kajakiem i nie wypracowaliśmy sobie naszych różnych dziwnych patentów, jak choćby nie wymyśliliśmy tego, że kajak można wrzucić na dach samochodu i zwodować go w dogodnym do tego miejscu, który to pomysł otworzył przed nami mnóstwo możliwości
Nawet krótkie spojrzenie na mapę (może być Google Maps, choć my wolimy mapy.cz ) i już wiadomo, że Cres i Lošinj to mega kajakowe wyspy, z dużym potencjałem w tej kwestii
Problemem była cena kwater, ale jeśli rezerwuje się w styczniu (wyjątkowo wcześnie się za to wzięłam), można upolować coś atrakcyjnego, choć nie najtańszego... Cóż, tanio już było. Postawiliśmy sobie granicę 100 euro za dobę i na Lošinju udało się jej nie przekroczyć (Na Korčuli mieliśmy spory zapas.)
W czerwcu jest sporo taniej, a dwa noclegi mieliśmy jeszcze w tym miesiącu Chcieliśmy wyjechać jak najwcześniej (w miarę wczesny koniec roku szkolnego nam to umożliwił ) i była to świetna decyzja - niższe ceny kwater i zdecydowanie mniej turystów
Dlaczego Korčula?
W tym wypadku chodziło o znalezienie wyspy różniącej się od Lošinja najbardziej jak się da Zatęskniliśmy za południową Dalmacją (ostatnie pobyty na Mljecie i Šipanie bardzo się nam podobały ), a Korčulę chcieliśmy "odczarować". Nasze poprzednie wakacje na tej wyspie (w 2014 roku) nie należały do najbardziej udanych - codziennie padało i było chłodno (No to tym razem trafiliśmy na rekordowe upały )
W styczniu rezerwujemy więc 10 nocy na Lošinju (w Nerezine) i 10 na Korčuli (w Velej Luce). Teraz inaczej rozłożyłabym akcenty i dodała jeszcze przynajmniej dwie noce w pierwszej miejscówce
W planach brakuje innych bałkańskich krajów, które zawsze chętnie odwiedzamy. Tuż przed wyjazdem klepiemy jeszcze 2 noclegi w BiH, w Bosanskiej Krupie, niedaleko Parku Narodowego Una. Niestety, tę rezerwację będziemy zmuszeni odwołać. W tym roku nie będzie więc Balkan Tripu rozszerzonego o inne niż Chorwacja państwa, tylko niemal 3 tygodnie nad Jadranem (W zeszłym roku mieliśmy niedosyt morza po zaledwie 12 dniach spędzonych na Visie.)
Skoro już wiadomo, co nami kierowało w wyborze miejscówek , czas ruszać w drogę
Dzień 1. (29 czerwca, sobota): Podróż na Lošinj
Dzień wyjazdu zazwyczaj nazywamy "zerowym", bo często jedziemy całą noc i na miejscu trochę odsypiamy Tym razem silnik odpalamy około 3:30, co dało nam kilka godzin snu Na miejscu wykorzystaliśmy dzień lepiej niż zwykle, więc mogę go określić jako pierwszy
Po 6:00 jesteśmy już przed Mikulovem:
I stajemy w korku Nawigacja pokazuje, żeby jechać przez centrum miasteczka. Dzięki temu zyskujemy kilka minut. Dobre i to, nie cierpię bezproduktywnie stać w korkach. Na granicy czesko-austriackiej trzeba mocno zwolnić, a nawet zatrzymać auto, obok budki pograniczników. Siedzą w środku i patrzą, ale (przynajmniej od nas) nie chcą dowodów/paszportów.
Przejazd przez Wiedeń o 7:30 jest całkiem płynny. Zaleta soboty
Muszę przyznać, że bałam się wyjeżdżać w sobotę. Choć w naszym przypadku dzień tygodnia nie ma dużego znaczenia - największe korki tworzą się na bramkach przed Zagrzebiem, a my tym razem pojedziemy inaczej, bo prawie przez całą Słowenię
Słoweńskie autostrady są takie sobie i się korkują, ale cały czas towarzyszą nam piękne widoki:
W okolicach Laško rośnie dużo chmielu :
Zbliża się południe. Robimy postój na przedmieściach Ljubljany, w Macu, czego trochę się wstydzę , ale nie jesteśmy specjalnie głodni, a nie chce nam się "tracić czasu" na restaurację. I tutaj pstrykamy zdjęcia załadowanego Maździaka, bo gdy wyjeżdżaliśmy z domu, było całkiem ciemno:
W tym roku mamy nową lodówkę turystyczną, która jest większa od poprzedniej Właśnie dlatego samochód jest aż tak załadowany
Jedziemy sobie dalej przez zieloną Słowenię. Piwny akcent:
Pięknie jest:
Granicę słoweńsko-chorwacką przekraczamy w Rupie. Nad morze zjeżdżamy między Rijeką a Opatiją, więc pierwszy widok Jadranu jest zupełnie inny niż zwykle:
Przejazd przez wschodnie wybrzeże Istrii jest bardzo ciekawy. Byliśmy tu podczas majówki 2018. Z sentymentem wspominamy odwiedzone miejsca i podziwiamy piękne wille, których w tej części Chorwacji nie brakuje:
Lovran:
Tak "odpoczywać" na plaży bym nie chciała, ale co kto lubi:
Duże nagromadzenie cyprysów to nie tylko cecha krajobrazu okolic Dubrownika. Przed nami uroczy szpaler:
Dojeżdżamy do przystani promowej w Brestovej. Stoimy trochę powyżej budki Jadroliniji:
Pani w kasie mówi, że spokojnie zmieścimy się na prom, więc możemy odetchnąć Uderza mnie niesamowity upał (stąd dziwna mina ):
(Nieprzyzwyczajenie do upału , choć w Polsce ostatnie dni były gorące.)
Trajekt już po nas płynie. Wkrótce wjeżdżamy na pokład Brača :
Samochody "poupychane" na centymetry :
Piękna zatoczka niedaleko przeprawy promowej:
Po 14:30 (z małym opóźnieniem) odbijamy od brzegu. Widoczność słaba - Rijeka nie jest bardzo daleko, a ledwo ją widać:
Vojak - najwyższy szczyt Istrii i pięknie położona miejscowość Lovranska Draga:
Przeprawa trwała 20 minut. Właśnie dobijamy do wybrzeży Cresu, do Poroziny:
Drogę przez wyspę zapamiętałam jako bardzo widokową, więc jestem zdziwiona, że na początku pogledów praktycznie brak. Pierwszy fajny punkt widokowy jest dopiero przy zjeździe na Beli:
Przejrzystość powietrza kiepska, o czym już pisałam...
Z tego powodu postanawiamy się już więcej nie zatrzymywać. Zrobimy sobie wycieczkę po wyspie (przejdziemy cały Cres) i wtedy będziemy pstrykać
Jeden z piękniejszych fragmentów trasy:
(Tutaj i tak nie było możliwości zatrzymania się.)
Na chwilę stajemy w Osorze i z przyjemnością odnotowujemy istnienie dużego bezpłatnego parkingu. Właśnie trwa "zebranie galebów" :
Przejazd przez obrotowy most:
i jesteśmy na wyspie Lošinj. Tego ronda w 2011 raczej nie było:
Zbliżamy się do Nerezine, w której to miejscowości mamy kwaterę, ale o tym napiszę następnym razem