Dzień 9. (7 lipca, niedziela): Popołudnie w Cresie - część druga, krótkie plażowanie i początek wieczoru w Velim Lošinju
Jeszcze chwilę pokręcimy się po mieście Cres, bo wyszło słońce i wszystko wygląda jeszcze piękniej
Idziemy do pomnika Frane Petrića:
Au! Oparzyłam się gorącym metalem rzeźby :
Frane Petrić żył w XVI wieku, był renesansowym filozofem wywodzącym się z chorwackiej szlachty. A urodził się właśnie na wyspie Cres. Co roku we wrześniu w mieście odbywają się Dni Frane Petrića - filozoficzne sympozjum
Jesteśmy pod urokiem creskiej starówki, zwłaszcza w promieniach słońca:
Tutaj jedliśmy 13 lat temu :
Powoli zmierzamy w stronę samochodu.
Skoro jest słonecznie, dobrze byłoby się znaleźć na jakiejś plaży.
Crkva sv. Luciji:
Porcik i widok w stronę creskiej mariny:
A cóż to za ustrojstwo? (z niebieskimi półkolami):
Wygląda na suchy dok do remontu statków:
Pogled w kierunku promenady prowadzącej na kemping Kovačine:
(Ludzie plażują i się kąpią; trochę im zazdrościmy.)
Tam już jednak nie dotrzemy, najwyższa pora zapakować się do Maździaka i ruszyć w drogę powrotną do Nerezine. Obowiązkowy przystanek na podziwianie widoku na miasto Cres:
Aż chce się fruwać :
Stolica wyspy świetnie się prezentuje z tej perspektywy:
Na dole też jest pięknie , choć, muszę uczciwie przyznać, Cres nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak Mali Lošinj. Pewnie w dużej mierze to kwestia pory dnia. Wieczorem w miasteczkach zawsze jest bardziej klimatycznie
Wpadamy na kwaterę, zabieramy plażowy majdan i idziemy w stronę plaży Galboka, do której mamy trochę dalej niż do Bučanje. Można powiedzieć, że obie leżą w granicach "słoweńskiej wioski" i znowu głównie Słoweńców tu spotykamy Jest całkiem luźno:
i można w spokoju poczytać książkę:
Bo o opalaniu możemy pomarzyć - plażę o tej porze (po 17:00) spowija cień. Uroki mieszkania pod pasmem Osorščicy Mamy więc dzisiaj jeden z dwóch dni bez kąpieli na tych wakacjach Nadrobimy jutro
Z ciekawostek - pojawia się pan sprzedający pączki. Słoweńcy chętnie kupują, najczęściej z nadzieniem jabłkowym Nietypowo raczej.
Robi się chłodno (jeszcze zatęsknimy za odczuciem chłodu, od jutra dzikie upały ), więc powoli zbieramy się stronę naszej kwatery. A tam szybko się ogarniamy, bo przedostatni wieczór na wyspie (jak ten czas leci! ) chcemy spędzić w Velim Lošinju.
Tym razem nie parkujemy w lesie, ale też powyżej miasteczka, niedaleko kortów tenisowych i za darmo Zejście na starówkę:
Piękny kwiat passiflory (męczennicy):
i ciekawa ławeczka, którą mijamy po drodze:
Veli Lošinj odwiedziliśmy już jednego popołudnia, ale była to bardzo krótka wizyta. Tym razem będziemy odkrywać miasteczko powoli i z uwagą
Już mi się bardzo podoba A to dopiero pierwsze kroki i kadry
Dziwne pamiątki:
i świetne stoliki w pobliskim kafiću:
Aż chce się usiąść, jednak w tym miejscu nas nie nakarmią. Pójdziemy dalej, dużo dalej Tymczasem zostawiam Was w towarzystwie galebów :
A do odkrywania miasteczka wrócimy niebawem