Rok 2003.Trogir.Na plaży usłyszeliśmy rozmowę po polsku. Małżeństwo, w podobnym jak my wieku.Ooo..państwo też z Krakowa.Jak miło.Dalej normalnie.Jakaś wspólna kolacja,dlugie w noc rodakow rozmowy..
Nie mielismy w planach odwiedzenia niedalekich Wodospadów rzeki Krka.
Oni tak.Pojechali.W owym dniu po spenetrowaniu czesci starego miasta i targu w pewnym momencie ,na mostku,natknęlismy sie na naszych nowych znajomych .I tu historia robi sie ciekawa.Wracali z wyprawy do Wodospadów i niestety dopadł ich pech w postaci horwata jadącego na podwójnym gazie.Zamiast wpaść do przepaści wybrali czołowe zderzenie. Dalej wiadomo:policja, holowanie.Ktoś uprzjmy podrzucił ich do miasta.Zostaliśmy poproszeni o pomoc,ponieważ, zwlaszcza mój Kolega Małżonek porozumiewa sie po chorwacku,by pośredniczyc w ustaleniach dotyczacych naprawy ??,holowania do Polski ??.Znajomy twierdził,że ma wszelkie ubezpieczenia, więc nie powinno być z niczym problemu.Jakże się mylił.Po kilku telefonicznych rozmowach z ubezpieczycielem okazało sie,że holowanie do Polski uszkodzonego pojazdu to wydatek rzedu 10 tys, ale tylko do granicy w Chyżnem np.Lokalna naprawa miała zaś kosztowac ponad 24 tys. kuna.Wypertraktowali 17 tys.Dobrze,że zanajomy miał jakies karty kredytowe z których mógł zaczerpnać.
My pojechalismy w owym roku, jak zwykle, wybierajac "do spodu".Wracaliśmy z wakacji 2 dni nie przekraczając setki.
Do dziaj nie znamy odpowiedzi,co by bylo,gdyby nie mial z czego wziac ?
Zaraz ktoś napisze o warunkach ubezpieczenia.Nie znam się na tym.