piotr. z napisał(a):Witam i ponownie zapraszam na przynudzanie
Dzisiaj będzie trochę bardziej opisowo bo nie wszystko da się przedstawić fotkami.
Kolejny dzionek to znowu rozkoszowanie się Adriatykiem pomimo wiaterku i większych niż zwykle fal. Nie przeszkadza to jednak w pływaniu z głową nad albo pod wodą.
W ciągu tych kilku dni doceniamy bliskość kwatery- jak ktoś zgłodnieje to idzie sobie wziąć coś na ząb. Szczególnie dobrze sprawdza się chłodny arbuz z lodówki- coś, o czym w poprzednim roku mogliśmy pomarzyć. Wzięte z Polski jedzonko pozwala na szybkie przyrządzenie obiadku a bliskość plaży nie wymaga przebierania się- zakładamy tylko klapeczki, myk-myk po schodkach i już jesteśmy na miejscu. Po zaspokojeniu głodu lub pragnienia pół minuty i jesteśmy na „naszej” plaży. Tak sobie leżąc patrzę na betonowe schody prowadzące od góry do posesji i odzywam się do żony, że z tego betonu to można by jeszcze jedną chatę postawić.
Stipe stara się pojawiać „na włościach” przynajmniej co drugi dzień, wynajem apartamentów nie jest jego głównym źródłem dochodów- ma jeszcze klub nocny w Omisu ale nie sprawdzaliśmy W poprzednich latach de facto tylko wynajmował kwatery a teraz stwierdził, że trzeba być na miejscu i nawiązywać relacje z turystami. W czasie takich wieczornych rozmów dowiadujemy się, że ta część Celiny jest nazywana Zavode ponieważ na tym obszarze pod dnem morskim znajdują się źródła wody pitnej i stamtąd też jest ona czerpana ale głównym źródłem wody pitnej jest Cetina i tam znajduje się główne ujęcie. Omis jest również dostawcą wody i prądu dla wyspy Brać. Pytam również o pozostałości betonowej konstrukcji na plaży w Ivasnjaku.
Okazuje się, że jest to dawna rampa wyładowczo-załadowcza dla statków wybudowana jakieś 100-120 lat temu. Na rampie ułożone były tory i towary transportowano na wózkach pchanych przez pracowników. Nawiązuję do przemyśleń o ilości betonu na schody i Stipe potwierdza, że wyszło tu nawet więcej i mógłby z tego postawić 1,5 chaty. Na samo nabrzeże, na którym się wylegujemy, zużył 1,5 tony kamieni i robił to w trzech podejściach bo za pierwszym razem połowę rozmyła mu woda, potem znowu część została rozmyta i trzecie podejście zakończyło dzieło.
Stara się też dopieścić jedną z łódek, którą pływał już jako kilkulatek a później dostał na własność od rodziców. Co jakiś czas siedzi na niej i coś dłubie. Zdradza plany, że chce na niej zamontować maszt ze stali nierdzewnej z lampką sygnalizacyjną bo miał już groźną sytuację podczas nocnego pływania i o mało co nie został staranowany. I przywozi ten maszt, w montażu którego pomagamy mu z synem. Podłączamy instalację elektryczną do lampki i jest ona bardzo widoczna- teraz nic go już nie powinno trafić jeśli tylko sternik innej jednostki będzie zwracał uwagę co ma przed sobą. Podczas tej roboty nie mamy możliwości wyciągnięcia łódki na brzeg więc trzeba ją przytrzymywać na wodzie aby się nie bujała i nie uderzała dnem o kamienie pod wodą. Chwilę postaliśmy w wodzie i po skończonym majsterkowaniu jego ojciec zaprasza na orachowicę. Z rozmowy z jego rodzicami (mają już ponad 70 lat) dowiadujemy się, że ojciec ma problemy z sercem i żona go bardzo pilnuje, żeby unikał alkoholu więc nawet mały kieliszek powoduje reakcję lepszej połowy chociaż muszę przyznać, że wielokrotnie w ciągu dnia się widzimy i nie widzę aby tej orachowicy nadużywał. W każdym razie doktor zabronił ale „dziadek” dzielnie tłumaczy, że musi mi coś dać na rozgrzewkę bo stałem w zimnej (!) wodzie a sobie weźmie „malo” „Dziadek” okazuje się być inżynierem budownictwa i w swojej karierze zajmował się m.in. budowaniem dróg. Pracował również jako kierowca i śmigał ciężarówką do Niemiec w dawnych czasach. Podczas „posiedzenia” widzimy, że z sąsiadujących apartamentów wyprowadzają się turyści a „dziadek” patrzy na nich i mówi, że teraz to tak będą chodzić ze 2-3 godziny. Pytam dlaczego i ten wymownie pokazuje na windę i mówi, że oni takiej nie mają, nawet nie mają jak zainstalować z powodu ukształtowania terenu- no tak, wywlec teraz cały swój majdan na plecach tych kilka pięter w górę (wygląda nawet na okolice ósmego-dziesiątego piętra) to wysiłku potrzeba- nie „zazdraszczam”. Pomimo nieznajomości angielskiego przez „dziadka” dogadujemy się po chorwacko-polsku z kilkoma niemieckimi słowami- da się? Da się! Po miło spędzonych chwilach udaję się na kontrolę czy łeb wciąż dobrze mi pasuje do poduszki.
natala napisał(a):Witam,
Widzę same znane rejony ,w tym zeszłym roku byliśmy w okolicach tyle że w Pisaku
Jako para również podróżujemy z Gdańska i to już 3 razy ,zawsze na raz bez noclegów bywa ciężko ale dajemy radę (dla upartego nic trudnego)
ulka740 napisał(a):Piotrze, możne pamiętasz jakiś ceny produktów np. Owoców, warzyw, morskich pyszności bo pewnie targ rybny też odwiedziliiście? Będę bardzo wdzięczna!!"
ulka740 napisał(a):Ale informacja przydatna niezmiernie: nie kupować na przydrożnych straganach!!
Powrót do Nasze relacje z podróży