No to jedziemy dalej
W okolicach trzynastej jedziemy na kwaterę i parkujemy. Zjazd jest średnio wymagający ale żonka od razu zastrzegła, że ona ani wjeżdżać ani wyjeżdżać z tego parkingu nie będzie!
Krótki film metody wjazdu
http://youtu.be/F_4yBZajIu0Chata na dole, na oko to ładnych kilka pięter- cały majdan na dół po schodkach? Słabo. Na szczęście Stipe ze swoim ojcem „strzelili” sobie windę, która do transportu towarów w górę i w dół jest nie do przecenienia- brązowy prostokąt w połowie zdjęcia na dole.
Tutaj krótki filmik znaleziony zupełnym przypadkiem na YT pokazujący zejście od wjazdu na posesję aż do morza:
https://www.youtube.com/watch?v=apST-qI0sPQZamieszczony został krótko przed naszym wyjazdem ale wtedy już nie szukałem niczego a pomógłby w namierzeniu samej kwatery.
Ładujemy wszystko na platformę, ojciec Stipe robi za windowego i za chwilę przenosimy bambetle do pokojów. Jest łazienka, pokój sypialny oraz duży pokój z dwuosobowym łóżkiem pełniący również funkcję kuchni: jest kuchenka, lodówka, zlew, naczynia ze sztućcami- czego więcej chcieć? No- klimy. Ta na szczęście też jest. Za chwilę siadamy ze Stipe i jego rodzicami na obowiązkowe powitanie orachowicą; mi smakuje, żonie nie za bardzo podchodzi. Zostajemy oprowadzeni po „włościach” aby się zorientować jak się tam poruszać a potem znowu do wody. Pompujemy materace i ponton i dzieciaki ponownie „rządzą” w Jadranie.
Chmury się trochę rozeszły, wiaterek ucichł i pod wieczór aż było przyjemnie posiedzieć na balkonie. Widok z balkonu mieliśmy taki:
Pod balkonem na rozpiętej siatce rozrosła się jakaś zieleń tworząca naturalny parasol nad stołem postawionym na parterze
W oddali widać Brać i kamieniołomy, z których piaskowiec dostarczano wiadomo gdzie
Nazajutrz dowiedzieliśmy się, że wczorajsze fale wywróciły jedną z łódek Stipe (widać na zdjęciu biały kształt przed dziobem łódki po prawej).
W operację podniesienia łodzi z dna zaangażowane były cztery osoby: Stipe, jego ojciec i dwóch sąsiadów. Rozsiadłem się z żoną na balkoniku sądząc, że namęczą się a tu po jakichś pięciu minutach było po sprawie: podciągnęli łódź na cumie tak, aby móc przytroczyć ją za silnik, potem podholowali "skorupę" do brzegu i Stipe zajął wiaderkowaniem wody. Poszło to tak sprawnie jakby zajmowali się tą robotą od lat
Pozazdrościłem „dzieckom” i postanowiłem sam dosiąść pontonu. Wypłynąłem trochę i postrzelałem trochę fotek oraz pobawiłem się kamerą.
Widać, że się rozbudowuje zaplecze. Współczułem tym, którzy ulokowali się w apartamentach powyżej Jadranki: z rańca obładowani bagażami z zabawkami dla dzieci śmigali rączo po schodach w dół. Gorzej było, jak się latoroślom czegoś zachciało albo o czymś zapomnieli
A tu niżej położona część klifu/ spadu (?)
Wieczorkiem po kolacji postanowiliśmy zrobić sobie spacerek brzegiem Adriatyku w kierunku Lokvy Rogoznicy. Po drodze mijaliśmy kemping, jakiś kompleks hotelowy, inne osoby. W niecodzienny sposób jedna para chciała zakończyć pobyt na kempingu- właściwie to męska część tej pary- kolo postawił aparat fotograficzny na stoliku, ustawił samowyzwalacz i skierował w obiektyw swoje opalone poślady. Ludziska to mają odpały.
Jestem pełen podziwu dla roślinności chorwackiej, która chwyta się jakiegoś skrawka gleby i trwa w niej rosnąc i jakby nie zauważając, że rośnie w skale.
Czas na powrót bo zaraz zapadnie ciemność. Robimy w tył zwrot i nie mogę odpuścić takiemu widokowi- migawa trzaska.
Po powrocie rozsiadamy się jeszcze na balkoniku i chłoniemy otoczenie. Czas mija niepostrzeżenie. Pierwsza za pasem. Czas spać!
cdn.