31 sierpnia, wtorek
Dziś w nocy była burza, ranek wita nas chłodnym wiaterkiem i umiarkowanym zachmurzeniem. Dzisiaj z plażowania chyba nici. Decydujemy, że po śniadaniu jedziemy do Korculi. Przezornie zabieramy ze sobą akcesoria do plażowania, bo przecież nigdy nic nie wiadomo.
Dopiero dziś wypoczęci, możemy w pełni docenić uroki wyspy. Jedziemy wśród urodzajnych winnic, mijamy Carę, w której stoją takie drogowskazy.
Dalej skręcamy na drogę wiodąca nad Pupnatską Luką, jest cudnie musimy tu koniecznie przyjechać
Dojeżdżamy do Korculi
To ja:
Snujemy się uliczkami, podziwiamy mury, kościółki, kamieniczki, focimy, zajadamy lody, pyszne pączki z czekoladą i obowiązkowo odwiedzamy stragany, gdzie kupujemy chłopcom obiecane wcześniej hawajki.
I tak mija nam połowa dnia.
W drodze powrotnej z Korculi do Zavalaticy dostrzegamy niepozorną tablicę z kierunkiem na zachwalaną na Forum zatokę Bacva. Decydujemy się na mały rekonesans. Skręcamy z głównej drogi i zaczynamy ostrą jazdę bez trzymanki. Co prawda widać, że droga została ostatnio nieco "ulepszona" wąskimi przeszczepami asfaltu na zakrętach, ale ja i tak z trudem robię foty z zamkniętymi oczami i jeszcze muszę pilnować, żeby Jaro nie rozglądał się zbytnio na boki.
Bacva powala nas ciszą. Wchodzimy rozbawieni z całym majdanem na plażę, a tu jak makie zasiał: nikt nie pływa, nieliczni plażowicze wygrzewają się na brzegu, pogrążeni w swoich lekturach, nawet dzieci bawiące się kamykami w sklep, mówią po niemiecku szeptem!
Nieśmiało zajmujemy miejsce na skraju zatoczki, czujemy się trochę jak intruzi, którzy przyszli zakłócić perfekcyjny wręcz constans. Co tu robić w taką ciszę?
"...W takiej ciszy tak ucho natężam ciekawie, że słyszałbym głos z Litwy..." - przeszło mi przez głowę.
A my dmuchamy materace i heja!
Po niedługim czasie słońce chowa się za chmurami, Chyba zaraz zacznie padać. Nic tu po nas.
Bez żalu zwijamy manele i do domku na obiad.
"...jedźmy, nikt nie woła..."
Dojeżdżamy do Zavalaticy tuż przed ulewnym deszczem, a po deszczu tęcza.
Wieczorem idziemy na spacer i resztę czasu spędzamy na tarasie podziwiając zachód słońca
1 września, środa
Wstawać dzieciaki czas do szkoły! Hi, Hi , a nasze dzieci wciąż na wakacjach
Dzisiaj postanawiamy zwiedzić przeciwną stronę wyspy. Wybieramy się do Vela Luki z nadzieją, że uda nam się nabyć rybki na obiad, bo w Zavalatice nie udało nam się kupić od rybaka. Mówił coś, że malo i żeby do konoby iść.
Vela Luka nie tak piękna jak Korcula , ale z przyjemnością po niej pospacerowaliśmy
Znaleźliśmy mały targ rybny, gdzie kupiliśmy średniej wielkości rybki (nazwy nie pamiętam) za jedyne 60 kuna za kilogram. Zjedliśmy pyszne lody koło Hotelu Casablanca u pana, który wyczyniał z nimi różne sztuczki.
Przezornie wzięliśmy do Mondzia lodówkę i oczywiście cały zestaw plażowy. Rybki do lodówki, a my jedziemy dalej.
Mijamy miasteczko Blato cudnie wkomponowane w zbocze wzgórza
Teraz kierujemy się na Prizbe. Po drodze robimy foty:
Wreszcie dojeżdżamy do Prizby, parkujemy Mondzia przy samej plaży, pod drzewem figowym, nieopodal campu i zastajemy coś takiego:
Czyż nie jest cudownie?
Spędzamy tu całe popołudnie, zażywając kąpieli i leniuchując na brzegu:
Po leniwym popołudniu w Prizbie wracamy do Zavalaticy. Dziś na obiad ryby z warzywami zapiekane w piekarniku w folii aluminiowej. Niestety nie zdążyłam uwiecznić na zdjęciu swojego specjału, bo został spałaszowany, ale wierzcie mi na słowo, było pyszne!
Wieczorem na tarasie snujemy plany, że jutro musimy pojechać na Pupnatską Lukę.
CDN