Cześć, Anai.
Tym razem skład osobowy wyglądał następująco : babcia S (babcia - nie mama), która od dawna wspominała, że chciałaby zobaczyć Jugosławię, bo dziadek za zycia tam bywał na zawodach i mówił,że było pięknie. No to do wozu!
Pozostali to S - nadal mąż, Antek - syn tym razem siedmioletni i ja - Agnieszka.
Samochód - granatowy, wiekowy fiat multipla (podobno najbrzydszy na świecie), bardzo przestronny, z wielkimi oknami i, co najważniejsze z ekonomicznego i praktycznego punktu widzenia, diesel.
Plusem tego wehikułu jest także to, że nikt go nie ukradnie ani nie okradnie, a inni multiplarze, czy to w Polsce, Bośni czy Austrii pozdrawiają się na drodze.
S bardzo lubi swój samochód (tak jak miłośnicy piranii czy łysych kotów). Podrasował, nabłyszczył, pomalował, co trzeba i jazda.
Pakowanie - standard. Mało ciuchów, bo Zavalatica nie Paryż; mało jedzenia, bo nasze żołądki to nie San Francisco, dużo środków opatrunkowych, bo syn hipochondryk. Reszta, (informacja dla początkujących) : ubezpieczenie podróżne, paszporty, zielona karta, potwierdzenia rezerwacji hoteli, karty płatnicze (ekonomiczne zakupy we wszystkich krajach) i trochę gotówki w euro.
Na koniec sprzęt do pływania i prezenty dla gospodarzy (tym razem perfumy i portfel - nie kiełbasa i wódka)
NIedziela, 12.08.2012 - ruszamy.
Miejsca dużo, nogi wyciągnąć można, pogoda piękna.