Zgodnie z obietnicą z poprzedniego odcinka, dzisiaj przemówią przede wszystkim zdjęcia...zapraszam zainteresowanych na wycieczkę łódką!
Dziś
pobudka o “bezbożnej” godzinie
siódmej, a po małym śniadaniu zdjeżdżamy na koniec cypla w Rukavacu, gdzie mamy spotkać naszego przewoźnika na trasie Rukavac-Uvala Zaglav-Veli Budikovac-Otok Ravnik-Rukavac. Branko już czeka na nas. Ładujemy się na pokład i wyruszamy bez zwłoki. Musimy się sprężać, ponieważ w kulminacyjnym momencie, czyli ok. 11:30 musimy znaleźć się u brzegów wysepki Ravnik, gdzie czeka na nas główna atrakcja dnia
Na pierwszy ogień idzie piaszczysta plaża Zaglav (lub, jak mówią niektórzy miejscowi, Zoglov). Płyniemy na nią mając wyspę Vis po lewej, a rząd maleńkich wysepek i skałek po drugiej burcie.
Podpływamy na plażę, gdzie nie ma prawie nikogo. No cóż, w końcu jest wcześnie, a plaża nie mieści się w pobliżu drogi - jak się później okaże (kiedy wrócimy na Zaglav) - od najbliższego miejsca, gdzie można zostawić samochód dzieli ją 15 minut spacerku. Plaża jest dość szeroka i średnio głęboka. Okalają ją dwa domostwa, w jednym z których mieści się nieoznakowana konoba, chyba jeszcze nieczynna (?). Zresztą i tak nie jesteśmy zainteresowani - mamy zaledwie 45 min. czasu przed wyruszeniem w dalszą drogę.
Powyżej i poniżej: plaża ZaglavWidok z Zaglavu w kierunku pn.-wsch.Jest to prawdziwa plaża piaszczysta, podobnie jak Stonćica, tzn. piasek zalega zarówno plażę, jak i pokrywa dno zatoczki - pod wodą nie natrafimy na żadne kamienie ani skały, chyba że z samego boku zatoczki. Wejście do wody jest długie, zanim nawet dziecko straci grunt, ale chyba jednak nieco krótsze niż na Stonćicy. Widok na pewno jest tu ładniejszy, bo i zatoczka jest płytsza. Można podziwiać wspomniane wysepki, widać też z daleka zabudowania Milny. Podoba nam się tu, ciekawe czy po południu bywa tu tak tłoczno jak na Stonćicy?
Schłodzeni poranną kąpielą (mimo wczesnej pory, jest już bardzo upalnie) wskakujemy na łódkę i płyniemy w kierunku największej z okolicznych wysepek, otoku
Veli Budikovac (lub Veli Budihovac). Wyspa
ma bardzo ciekawy kształt (patrząć z góry, a więc na mapie) i mieści się tam jedno gospodarstwo, oczywiście z nieodłączną konobą
Właściciele mają hodowlę zwierząt, uprawy (w tym, jakże by inaczej, winorośla). W okolicznych wodach cumuje kilka żaglówek, których załogi pewnie stołują się w konobie. To być może dla nich oprawiane są pokaźnych rozmiarów rybki
Podpływamy do Velego Budikovaca. W tle jedyne na wyspece domostwo, w którym mieści się m. in.konoba.Widok z konoby. Po prawej wysepka Mali Budikovac.My zadowalamy się napojami chłodzącymi. Całe szczęście, bo i za nie trzeba słono zapłacić. Małe (puszka 0,33l) karlovaćko kosztuje tu “jedyne” 20 kun, no ale takie prawo monopolisty, który zresztą towar musi sam przywieźć z Visu (a na Vis piwko przyjechało z Karlovaca, czyli z lądu). Tak czy siak, rozkoszujemy się każdym łykiem, a ja korzystam z okazji, żeby zaliczyć
kąpiel u brzegów najmniejszej wyspy, na jakiej postawiłem stopę Plaża otoczakowa, zwrócona w stronę maleńkiego Malego Budikovaca, jest bardzo ładna i...wysoka. Znać, że pływy bywają tu konkretne - znaczna część kamieni jest sporo wyniesiona ponad aktualny poziom wody. No tak, to już w sumie otwarte - naprawdę otwarte! - morze. Jeśli Vis jest oddalony od lądu 45 km (od Splitu 50 km), to tu trzeba doliczyć jeszcze paręset metrów
Zbieramy się, bo nagle zrobiło się późno - minęła 11. Nasze dzieci są wniebowzięte, kiedy Branko daje mi posterować - biedak nie przewidział tylko, że w dalszej perspektywie oznaczać to będzie walkę o ster
Opływając Ravnik, obserwujemy całe chmary mew, to siedzących na wodzie, to latających nad skałami. Mają tu - w załomach skalnych - swoje gniazda, co za chwilę zobaczymy. Podpływamy pod południowo-zachodni skraj wysepki i
oczom naszym ukazuje się wejście (wpłynięcie? wpływ?)
do Zelenej Śpilji. Składa się ono z dwóch otworów przedzielonych skalnym filarem. Dwie jednostki pływające kotwiczą nieopodal, widzimy też ponton i dwie osoby pływające wewnątrz groty. To znaczy widzimy dopiero, kiedy sami tam wpływamy i nasze oczy przyzwyczajają się do półmroku. Półmroku rozświetlonego jedynie wąskim snopem światła wlatującym przez niewielki otwór u szczytu sklepienia.
U wejścia do Zelenej ŚpiljiNie myśląc wiele, zakładam synowi rękawki, a sobie maskę i rurkę. Wskakujemy do cudownie chłodnej (w stosunku do temperatury wody, w której chwilę wcześniej kąpałem się na V. Budikovacu) wody, a kiedy nurkuję, nie mogę nacieszyć się jej krystaliczną czystością. Najcudowniejsze jest jednak wrażenie, kiedy - zwłaszcza pod wodą - wpływam w snop światła penetrujący morze aż do samego dna.
Przejście z głębokiego granatu skąpanej w półmroku wody do złocistej plamy jest niesamowitym przeżyciem. Patrzę na swoją dłoń, która oświetlona pławi się w zieleni, podczas gdy przed jaskinią woda morska ma kolor jasnobłękitny. Filar dzielący wloty do jaskini też prezentuje się lepiej widziany spod wody.
Oświecenie Zwróćcie uwagę na widoczny otwór w sklepieniu groty.Ten świetlny spektakl można obserwować przez około godzinę, mniej więcej między 11 a 12 o tej porze roku. Przed wypłynięciem dostrzegam jeszcze jeden, dużo mniejszy otwór w sklepieniu groty. Branko potwierdza, że dobrze widzę - być może nasze wnuki przypłyną tu kiedyś i będą mogły zrobić zdjęcia dwóch snopów rozświetlających Zeleną Śpilję?
Około południa stoimy już na lądzie (a raczej na wybrzeżu Visu), w Rukavacu. Płacimy naszemu przemiłemu przewoźnikowi uzgodnione wcześniej 250 kun. Przy okazji, okazuje się, że Branko jest bratem właściciela Konoby Ferol w Podstraźju, jego rodzinnej wsi.
Ponieważ jest wcześnie, a my już tyle wrażeń mamy za sobą, postanawiamy resztę dnia spędzić na miejscu. Wracamy do apartmana i odpoczywamy w ogrodzie, gdzie zresztą za chwilę zjemy pyszny posiłek na bazie świeżych warzyw z ogródka - małych marchewek i zielonej fasoli. Przy okazji, rozmawiamy z gospodarzami o okolicznych plażach.
Naszej uwadze zostaje polecona Uvala Ruda, następna za Srebrną zatoczka w kierunku na zachód od Rukavaca. Wykazujemy zainteresowanie, zwłaszcza, że nie jest to daleka wyprawa, a spory odcinek drogi można pokonać samochodem.
Tak więc, po zaliczeniu sjesty, pakujemy się do samochodu i ruszamy w kierunku zachodnim. Asfalt kończy się wraz z ostatnimi zabudowaniami, dalej wąziutka szutrow-kamienista dróżka wiedzie wśród łąk zarośniętych wysokimi trawami i krzewami, które drapią nasz samochód. Ryski na lakierze nie są tym, co tygrysy lubią najbardziej, ale najgorsze, że podczas przejazdu na odległy o kilkaset metrów od opłotków Rukavaca “parking” boleśnie przekonujemy się, że
laguna jest zawieszona niżej niż nasz poprzedni wóz, mazda. “Brzuchem” szorujemy po wyższym, środkowym pasie między koleinami. Yyyh, już widzę co będzie się działo podczas przejazdu na bardziej odległe od najbliższego skrawka asfaltu plaże, a w planach mamy przecież Malą Travną!
Zostawiamy samochód w miejscu, gdzie droga się poszerza, tworząc kolisty miniparking. Parkujemy tuż obok rozbebeszonego wartburga (lub zastawy, yugo, czy czegoś podobnego - nie pamiętam), pozbawionego tablic rejestracyjnych. Takich wozów zobaczymy na wyspie jeszcze sporo. Niektóre są nawet w ciągłej eksploatacji, ale najwyraźniej służą swoim właścicielom jedynie do pokonywania kamienistych bezdroży.
Po kilku minutach spaceru jesteśmy już na Rudej. Jest to jedna z nieoficjalnych plaż FKK na Visie. Są też oficjalne, ale zdecydowana większość plaż dla naturystów funkcjonuje tu na zasadzie dowolności. Nawet skałki przy uczęszczanych plażach padają łupem golasów - i dobrze, tego mi brakowało na Braću, gdzie żeby pływać i opalać się nago trzeba było się sporo nachodzić. Inna sprawa, że większość odiwedzanych przez nas broćkich plaż znajdowała się w obrębie ośrodków miejskich, podczas gdy na Visie większość plaż znajduje się w odludnych zatokach, choć zazwyczaj jest tam przynajmniej jedno domostwo.
Skałki na FKK RudaPolipy ukwiałów (chyba)Osada Ruda z kamienista plażą. Jeden z domów należy do mieszkających tam na stałe Szwedów.W Rudej tych domostw jest nawet kilka, ale widzimy je w oddali, usytowanych przy kamienistej plaży. My zostajemy jednak na skałkach, gdzie - nie licząc jednej pary pod drzewkiem około 50m od nas i drugiej pary na łódce, jesteśmy sami.
Cisza, spokój i krystalicznie czysta woda. Woda, która należy ponoć do najczystszych wód morskich na świecie. Pewnie nie tylko mieszkańcy Visu tak mówią o okolicznych akwenach, ale nie sposób do przejrzystości morza się w jakikolwiek sposób przyczepić.
Na Rudej spędzamy standardowe dwie godzinki, jednak nie tylko leniuchujemy; obserwujemy podwodne i naskalne życie, zbieramy to i owo (muszelki, drewno na opał, a w drodze powrotnej - zioła, m.in. rozmaryn i szałwię). Wszystko to przyda się nam (może poza muszelkami), kiedy wieczorem będziemy przyrządzać na grillu kupione wczoraj na targu śkampi
P.S. Jednak się rozpisałem... No cóż, był to w końcu pełen przeżyć dzień