Ostatni dzień na wyspie, piątek 28 czerwca, postanowiliśmy spędzić głównie w Komiży. Niezależnie od niewielkich różnic zdań (Ania preferuje Vis, a ja wolę Komiżę), trzeba przyznać, że więcej czasu spędziliśmy w stolicy Wyspy niż w stolicy dalmatyńskiego rybołówstwa. Wybieramy sprawdzoną nową drogę przez Vis, samo miasto omijając oczywiście. Za Tommym mijamy warsztat samochodowy (wg przewodnika jeden z trzech na Wyspie), małą żwirownio-cementownię i zjazd w prawo na Okljućną oraz jeden w lewo, gorszego sortu drogę prowadzącą w stronę interioru. Od tego momentu droga zaczyna wyraźnie wspinać się -
zachodnia część Visu jest bardziej wyniesiona nad poziom morza, znajdując swoją kulminację w górującym nad Komiżą i całą Wyspą Humie. Skoro mowa o różnicach w topografii Visu, to
w jego północnej części wyraźnie da się zauważyć większą ilość zieleni i pokaźniejszy drzewostan. To już całkiem konkretne drzewa, momentami prawie skrywające pobocza w zieleni swoich długich gałęzi, a nie karłowate oliwki i rzędy winorośli rozpościerające się przy południowej części obwodnicy zaledwie kilka kilometrów stąd. Wygląda na to, że ukształtowanie terenu na tyle wpływa na większe nasłonecznienie południowych zboczy viskich gór, że wyraźnie dywersyfikuje skład ekosystemów na bardzo niewielkim w sumie obszarze.
prywatny skansen na płociePo drodze do Komiży mijamy kilka zabudowań (wszystkie po lewej stronie drogi), z których uwagę przyciąga wystawa narzędzi rolniczych i rybackich na parkanie okalającym jedno z gospodarstw. A chwilę później podziwiamy już z góry najbardziej oddalone od stałego lądu miasto Chorwacji. Dociera do mnie, że
piękno gór potrafię docenić jedynie w zestawieniu z bezkresem morza. Nigdy nie przepadałem za wyprawami w wysokie góry śródlądowe - czy to w Karpatach, czy też w Alpach raczej nie czułem się dobrze (jedynym wyjątkiem są tu Bieszczady), ale tu mi się podoba. Obiecuję sobie, że - choćby samotnie - podczas następnej wizyty na Wyspie, koniecznie przemierzę choć jeden ze szlaków - może z okolic Humu do Komiży? A drugi raz tą samą trasą, ale na paralotni!
zdjęcia poniżej: widoki z drogi Vis-KomiżaWłaśnie - powoli kształtuje się plan pobytu na następny raz, bo już wiemy, że gdzie jak gdzie, ale tu na pewno wrócimy i to szybko. Po raz pierwszy dopuszczam możliwość przyjechania drugi raz z rzędu w to samo miejsce. Ania innej opcji nie widzi w ogóle, więc sprawa jest chyba przesądzona.
No więc, co my tu jeszcze mamy do “zaliczenia”? Na pewno Modrą Śpilję i ogólnie Biśevo, z plażami Salbunara i Porat, poza tym kilka gorzej dostepnych z lądu zatoczek: Pritiśćina i Duboka na południu, Smokova na wschodzie, Rosohatica na północy, Perna, Kneżica i Kamenica na zachodzie. Następnym razem na pewno też (obiecałem to już dzieciom) wypożyczymy na jeden dzień w Visie garbusa ze składanym dachem (jakich sporo jeździ po Wyspie) i przejedziemy się szutrowymi drogami interioru, na które nie odważę się wjechać laguną. Odwiedzimy wtedy też urokliwie rozświetloną po zmroku Konobę Magica pod Milną i zjemy homara w Konobie Jastożera w Komiży. Odwiedzimy więcej piwniczek i sklepów z winem i rakiją. Może poplażujemy na wschodniej plaży na Velim Budikovacu…
bugenwillo-zapylacz, kryptonim "Koliber"Tu wpadniemy następnym razem na homara Tyle planów, że aż praktycznie mamy zapełniony grafik na następne wakacje! A tymczasem, spacerujemy po Komiży, w której dziś co prawda działają już bankomaty, ale my - z przyzwyczajenia - i tak zostawiamy samochód na parkingu “tylko za zezwoleniem” w owocowym sadzie.
Nasze pożegnanie z Jadranem AD 2013 urządzamy na malutkiej miejskiej plażyczce pomiędzy “hotelową” plażą a cyplem z dwoma konobami: Bako i Jastożerą. W jednym z kilku okalających tę miniplażyczkę domów funkcjonuje wypożyczalnia sprzętu do nurkowania i podczas kąpieli morskiej obserwujemy nurków zanurzających się w morskich odmętach. Kilkanaście metrów dalej jakiś starszy człowiek wiosłuje stojąc na desce surfingowej wte i wewte. Nieco dalej, wokół portu krążą mniejsze i większe łodzie. Spokój i cisza, co za życie!
Niby można dostać się tu od głównej ulicy, ale co to za frajda?...i już jestesmy na......całkiem przyjemnej plaży I hate goodbyes Opuszczamy Komiżę. Na pierwszym planie położony powyżej Komiży kościół i cmentarz miejski Muster.My musimy się ugiąć pod smutną rzeczywistością owocowo-warzywną (a na nas już pora). Po drodze do naszej kwatery mamy jeszcze 2 przystanki: w Podśpilju, gdzie u “naszej” gospodyni nabywamy trochę wina (na dziś) oraz skromne podarki dla rodziny i przyjaciół: kapary, rakiję, hib (ciasto figowe) oraz na Humie, gdzie podjeżdżamy specjalnie, żeby naciąć bujnie rosnących tu ziół. Przy okazji (jest dziś dobra widoczność) udaje się nam wykonać kilka zdjęć, a potem już do domu - jeść i spać, bo jutro porannym promem odpływamy do Splitu.
Vis - my z tobą nie skończyliśmy!Suśacdroga w Podhumljuziołobranie na Humie
Na koniec relacji zostawiam Was z fotozagadką: cóż to za ląd(y) widać na horyzoncie? (podpowiem, że zdjęcie wykonano ze szczytu Humu w kierunku Rukavaca)