Następny dzień (a, gwoli ścisłości, mamy już środę) pozwolę sobie przedzielić na pół - mam do pokazania trochę zdjęć, no i - jak zwykle - pewnie coś do opowiedzenia.
Byl to bowiem kolejny bardzo udany dzień. I choć do tej pory wspominałem, że było gorąco, to środa była początkiem trwającego do niedzieli wyjątkowego upału - można choćby
tutaj zobaczyć, że
termometry w cieniu pokazywały grubo powyżej 30 stopni Celsjusza. Ale bliskość olbrzymiego akwenu, klimatyzacja w apartmanie i w aucie oraz przyswajane na bieżące napoje chłodzące przyczyniały się do tego, że dało się te upały jakoś wytrzymać. O tym, że jest parę stopni więcej niż np. w dniu naszego przyjazdu przypominały nam choćby topniejące szybciej niż zwykle lody
Ruch wahadłowy na odcinku około kilometra we wsi Plisko Polje - miejscowi sygnalizację po prostu ignorowali
Podśpilje: tu skręcamy na drogę prowadzącą m.in. na Hum oraz do Titovej Śpilji
Zagadka za 3 punkty: jaki szczegół jest "niekonieczny"?


Dziś w planach mamy Komiżę. No bo jak to - jesteśmy tu już od 4 dni, w Visie byliśmy już tyle razy, a Komiży nie widzieliśmy, choćby z oddali. No ale, żeby Komiżę zobaczyć, choćby z oddali,
trzeba udać się na sam zachodni koniec Wyspy. Naprawdę na sam koniec, ponieważ Komiża leży na wąskim pasie ziemi, otoczona z 3 stron wysokimi górami, a z jednej otwarta na morze, a konkretnie na Zaljev Komiża. Patrząc w morze w kierunku zachodnim, widać w oddali wyspę Svetac, natomiast na południowym wschodzie bardzo wyraźnie widać o wiele bliższe Biśevo.
Wszystko to widzimy, kiedy podjeżdżamy do Komiży (nad Komiżę? - jesteśmy w końcu tak wysoko) od strony południowej. Wyjeżdżając z Rukavaca, minęliśmy na południowej drodze (na Visie jest jedna główna droga - obwodnica wyspy - umownie dzielona na nowszą - jak się później okaże - drogę północną i starszą, południową). Wcześniej, sunąc dość szeroką jak na dalmatyńską wyspę, ale za to pozbawioną pobocza i...wyniesioną kilkadziesiąt centymetrów ponad obsadzone winoroślami pola drogą, mijamy trzy wsie: Plisko Polje, Podśpilje i Podhumlje. Nazwy wskazują na usytuowanie osady: nad Podhumljem góruje najwyższy szczyt Wyspy, Hum (587 m n.p.m.), na wysokości Podśpilja, w połowie drogi na Hum, znajduje się natomiast słynna Titova Śpilja, czyli grota, w której ukrywał się przed nazistami Tito...ale o tym napiszę przy innej okazji

Polje (lub poje) to ogólnie określenie terenów w interiorze, oddalonych od morza, zaś mieszkające tam wieśniacy określani są mianem “pojori”. W polju zatrzymamy się w drodze powrotnej, a tymczasem przed nami Komiża - stolica nie tylko viskiego, ale ogólnie dalmatyńskiego rybołówstwa, wrota do otwartego Jadrana,
najdalej na zachód wysunięte miasto Chorwacji...
Zjeżdżamy do Komiży...
Niech Was słońce nie oszuka...Tak, to wysypisko śmieci
Zaljev Komiża
Biśevo
Komiża - mało kto wie, że nazwa drugiego z viskich miast również pochodzi od nazwy Wyspy: Comisa~Come Issa...
Mijamy
Muster, jak miejscowi nazywają kościół pod wezwaniem Sv. Nikole, czyli Świętego Mikołaja. To właśnie w dniu jego święta, 6 grudnia, odbywa się tu fascynujący obrządek, palenie repliki gajety falkuśy (tradycyjnej łodzi rybackiej) - ofiara mająca ocalić tych co na morzu. Niegdyś na takich łodziach rybacy wyruszali w dalekie morze, biorąc udział w regatach zwanych Rota Palagruzona, z Komiży do Palagruży (która, jak pamiętamy, wchodzi w skład okręgu administracyjnego Komiży). W owych czasach,
nagrodą dla zwycięzców była możliwość wyboru najbardziej atrakcyjnych łowisk na wodach otaczających Palagrużę. Dziś nagrody są już zapewnie inne, ale tradycja pozostała - regaty odbywają się corocznie 12 czerwca, a sygnałem jest armatni wystrzał z komiżskiego kaśtelu, zwanego przez miejscowych swojsko
Komuną. Tak więc, spóźniliśmy się parę dni na regaty (na
Komunie wciąż wisiał stosowny afisz, ustawione było także wielkie podium), ale z pogodą trafiliśmy w sam raz.
Zachęceni brakiem ruchu, podjeżdżamy do samego nabrzeża, ignorując znaki kierujące nas na parkingi położone w górnej części miasta, gdzie dominują wolnostojące domy i gdzie jest trochę przestrzeni, której brakuje w okolicy rivy, gdzie wąziutkie uliczki wiją się wśród stareńkich kamienic. Podjeżdżamy pod samą Komunę i parkujemy na falochronie, tuż obok znaku “taxi”. Zakazu nie ma, zresztą obok stoi policja i jakoś nie macha na nas nerwowo, wobec tego zostawiamy samochód i zabieramy się za zwiedzanie. Na pierwszy ogień idzie punkt informacji turystycznej w budynku na prawo od
Komuny. Tam kupuję (w końcu!) dokładną mapę Wyspy oraz stukilkudziesięciostronicową książkę-album z serii Biseri Jadrana poświęcony Visowi. Kosztuje 100 kun i
okazuje się bezcennym źródłem informacji o Wyspie, w dodatku okraszonej wyśmienitymi zdjęciami. Wiadomości podane są w formie esei, kilkustronicowych quasi-artykułów popełnionych przez obecnych lub byłych mieszkańców Wyspy i/lub jej pasjonatów. Poszczególne artykuły traktują o historii antycznej, czasach komunizmu, o viskich winach, o ludziach morza, o pojori... Bezcenne źródło informacji (choć może nie do końca aktualne - r. wyd. 2004, ale w sumie czy tak wiele się na Visie przez te parę lat zmieniło...?), które śmiało mogę polecić wszystkim, których
Otok Tajni (to tytuł innej książki-albumu na temat Visu) interesuje. Aha, ważne: jest wydanie angielskie, które zresztą nabyłem.

Pizzeria Zadruga, gdzie zawitamy innym razem
Dominująca nad rivą Komuna
Przy 37C cień doceniamy po dwakroć

Tuż obok znajduje się jedyna chyba w Komiży toaleta publiczna - czysta i bezpłatna (przynajmniej w czerwcu). Dalej obowiązuje już układ: przy samej wodzie stoiska z pamiątkami, dalej szeroki trotuar (pojazdy inne niż jednoślady nie mają tu wstępu), po prawej stoliki knajpiane, dalej wąskie przejście i kamienice, a w nich sklepy i punkty usługowe (wśród nich kiosk, dwa małe studenace, trzeci sklepik z minitargiem warzywno-owocowym, dwa bankomaty i mnóstwo kawiarni, pizzerii, konob, itp.). W upał taki jak ten
nie sposób przejść obojętnie obok stoiska z lodami, ale te komiżskie nie dorównują lodom, które jedliśmy w Visie. Wędrujemy nabrzeżem aż do momentu, gdzie chodnik chowa się za kamienicami, które stoją bezpośrednio nad wodą, względnie oddziela je od Jadrana miniplażyczka, których w Komiży nie brakuje. Spacerujemy dalej, aż dochodzimy do słynnej Konoby Jastożera specjalizującej się w homarach, na które niestety, nie możemy sobie w tum przynajmniej roku pozwolić - podczas wyjmowania pieniędzy z bankomatu okazuje się, że sięgnąłem dna konta, a za nami przecież zaledwie czwarta część wakacji. No cóż, całe szczęście, że za apartman już zapłaciliśmy, a w razie czego mamy kartę kredytową...
Na wieczór mamy już zamówioną rybę, ale trzeba coś wrzucić na ząb w porze lanczu. Zresztą my jesteśmy przyzwyczajeni do spożywania obiadu właśnie około południa, jedynie na wakacje przestawiamy się na zwyczaje śródziemnomorskie. Robimy zatem to co zwykle, kiedy mały głód złapie nas w Chorwacji - dalej do pekarny po burka! Ale, jak zwykle w takim wypadku, burków z mjesam jest za mało - tylko dwa, a nas czworo. Bez przekonania bierzemy jeszcze dwa z serem, ale...co to?
Komiżska pogaca? Ki ch..? Że co? Że to ma cebulę, słoną rybę i pomidory? Dawajże paniusiu ze dwie pogace, popróbujemy!
Plażyczka przed słynną komiżską Konobą Jastożera (czynną w godz. 18-24)
Jastożera zbudowana jest na miejscu dawnej przechowalni ryb; można tam wpłynąć własną łodzią, a sieci z homarami wyławiane są z wody po zamówieniu przez klienta



Chwilę później siedzimy na okalającym falochron murku i pałaszujemy burki oraz pogace zapijając zakupionym w studenacu zimnym ożujskiem tudzież panem. Jest dobrze, ale trzeba by ochłodzić całe ciało. Jest tu jakaś plaża?

C.D.N.