Pierwszego pełnego dnia pobytu na Hvarze, dzieci odkryły wyspę, którą nazwały oblężoną. Wychodziły na nią, wynosiły z wody kamienie, z których robiły murki. Murki miały chronić wyspę przed zalewaniem wodą
Julia tego dnia odniosła rany, niegroźne ale liczne. Postanowiła obrazić
się na morze, na skały i na Hvar i następnego dnia wracać do domu. Skaleczenia zalałam wodą utlenioną i zostawiłam ją samą żeby mogła to wszystko przemyśleć. Po obiedzie, jeszcze była trochę nadąsana, ale na szczęście długo z tym nie wytrzymała. Poleciała za Filipem do wody. Trochę ją szczypało ale przy dobrej zabawie zapomniała i o tym. Wyspa znajdowała się na wprost naszego namiotu, dzieci mieliśmy "jak na dłoni".
Wieczorem poszliśmy (sami) zwiedzić camping. Za dużo do zwiedzania nie mieliśmy : dwa węzły sanitarne, sklepik, recepcja oraz konoba. Do sklepiku codziennie rano przywożony jest chleb, burki i pieczywo słodkie. W pomieszczeniu obok recepcji można było kupić wino (czerwone bardzo dobre, białego nie piliśmy), rakiję i trawaricę, oliwę oraz koncentraty (olejki) z lawendy.
Naszą uwagę przyciągnęła konoba. Jadłospis może niezbyt bogaty ale ceny mieli przystępne. Mimo, że byliśmy p kolacji postanowiliśmy zamówić...znowu kalmary. Grill dopiero był rozpalany, dzięki temu czas oczekiwania na zamówione potrawy dość długi. Leszek poszedł do namiotu uprzedzić nasze pociechy, że jeszcze trochę nas nie będzie. Obawiałam się, że może zaniepokojone
naszą nieobecnością pójdą nas szukać, zabłądzą itp. Na szczęście okazało się, że zmęczone po całym dniu pływania, już śpią. Teraz mogłam już spokojnie siedzieć w knajpce i raczyć się doskonałym smakiem kalmarów. A wierzcie mi, że były wyborne. Tym razem były to małe kalmarki w ilości czterech sztuk, z ziemniaczkami i cukinią. Przynajmniej na cukinię mi to warzywo wyglądało. Ponieważ nasz wypad był spontaniczny, aparat pozostał w namiocie i zdjęć nie ma. Następnego dnia Julia z Filipem oznajmili nam, że postąpiliśmy "nikczemnie" nie zabierając ich ze sobą. Obiecaliśmy im, że któregoś dnia pójdziemy tam wszyscy na kolację.
Tej nocy dość silnie wiało. Filip jak co dzień rano, przed śniadaniem poszedł się wykąpać. Po powrocie stwierdził, że woda jest bardzo zimna i tak rzeczywiście było. Co prawda w dalszym ciągu była chyba cieplejsza niż nasz Bałtyk , ale my byliśmy już przyzwyczajeni do innych temperatur i marzły nam nóżki. Na zakupach w Starim Gradzie kupiliśmy zestaw do łowienia ryb. Filip przygotował zanętę z kiełbasy i pomimo zimnej wody cały dzień próbował coś złowić. Najpierw miały to być ryby na śniadanie, później na obiad, w końcu na kolację. Wreszcie udało mu się złowić jedną rybkę, która i tak mu uciekła.
Ale i tak nasz syn był bardzo z siebie dumny.
Kevlar napisał(a):
Miejsce zaiście piękne.
Zaiście
Pozdrawiam
Ciąg dalszy nastąpi