23 lipca
Dzisiaj znowu nie jest dane nam się wyspać. Musimy zwinąć namiot, spakować, to co wypakowane. Staraliśmy się używać jak najmniej rzeczy, nie rozpakowaliśmy się zupełnie. Ražanac to tylko przystanek w naszej podróży.
Planic to średniej wielkości camping. Duża ilość drzew piniowych zapewnia przyjemny cień. Musicie być przygotowani na skaliste podłoże, przykryte dla niepoznaki igliwiem i trawą. Szpilki muszą być stalowe. Bez młotka możecie się obejść, jego rolę doskonale spełniają kawałki skał.
Na całym terenie są rozmieszczone duże kosze na śmieci, które są w miarę systematycznie opróżniane. W nocy w kilku miejscach palą się lampki. Jest duży grill, z którego każdy może korzystać.
Sanitariaty-tu sprawa ma się trochę gorzej. Właściciele campingu nie bardzo sobie radzą z utrzymaniem ich w czystości. Są sprzątane zbyt rzadko, nawet sprzątnięte nie pachną zachęcająco. Są dwa budynki z sanitariatami. Jeżeli tam traficie, to raczej korzystajcie z tych położonych bliżej recepcji, są nowsze i czyściejsze.
To właśnie te
Do wynajęcia jest osiem lodówek, ale cena wynajmu bardzo wysoka-40 kun za dobę. Ogólnie nam się podobało, chociaż za tę cenę warunki sanitarne mogłyby być lepsze. Na campingu istnieje możliwość wynajęcia namiotu, chyba z całym wyposażeniem( materace, pościel). Ale to już zainteresowani musieliby sprawdzić sami
Wyjeżdżamy około 11.30. Autostrada puściuteńka.
Dzieci śpią, dlatego też droga mija nam szybko i przyjemnie. W doskonale sobie znanym Kerumie w Makarskiej, dokonujemy niezbędnych zakupów.
W Drweniku prom już na nas czeka. Kupujemy bilety i płyniemy do Sućiuraja.
Wyjeżdżamy z promu i przygotowani na powodującą dreszcz grozy drogę, doznajemy rozczarowania. Nie jest wcale taka straszna.
Tunel Pitve wzbudza naszą ciekawość. Tyle się o nim naczytaliśmy. Teraz, kiedy jest tu sygnalizacja świetlna, nie jest już straszny. Wjeżdżamy. Filip i Julia mają niezłą zabawę:" jak zobaczysz światełko w tunelu, nie idź w stronę światła. Nie idź w stronę światła..."
Dzięki Waszym wskazówkom na camping Lili w Jagodnej trafiamy jak po sznurku. W pierwszej chwili niezbyt mi się tu podoba. Mam wrażenie, że namiot stoi przy namiocie. Zostawiamy samochód i idziemy zobaczyć czy są jakieś wolne miejsca. Są, ale zbyt małe jak na nasze wymagania. Mamy duży namiot, stolik i krzesła. No i chcielibyśmy aby samochód stał gdzieś niedaleko, przecież to jest nasza szafa. Już myśleliśmy, że będziemy musieli poszukać innego campingu, kiedy nagle naszym oczom ukazuje się obraz jak z bajki. Duża parcela położona nad urwiskiem, z przepięknym widokiem na morze.
Zostaję "pilnować" miejsca. Leszek idzie po dzieci i samochód. Dobrze, że zostałam, ponieważ po chwili pojawili się kolejni chętni na to miejsce.