Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Zapach lawendy

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Mdziumka
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 392
Dołączył(a): 22.10.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Mdziumka » 11.09.2009 22:36

SVIBANJ napisał(a):Jutro już było


Jutro, to miało być w relacji w niedzielę tj. 2 sierpnia, a nie w życiu bieżącym :lol:

Rano pobudka o nieludzkiej :twisted: godzinie:7.30. Znowu spało nam się doskonale :P . Julię jak zwykle ciężko wyciągnąć z namiotu, ale jakoś mi się to w końcu udaje. Szybkie mycie, śniadanko i później niż zakładaliśmy wsiadamy do samochodu. Jedziemy starą drogą. Kręta, wąska- ale jest ok. Nasz wzrok przyciąga kościółek w (chyba) Svirče.


Obrazek


Pięknie wygląda wśród zieleni. Jadąc tą drogą pierwszy raz, wydawało mi się, że to jest Vrisnik ale chyba byłam w błędzie.

Cały czas wypatruję lawendy. I mimo, że to nie są jeszcze okolice Brusje, to lawenda rośnie i tutaj. Zatrzymujemy się i ogarnia nas lawendowy zawrót głowy. Pachnie oszałamiająco. Lawendowemu szaleństwu poddaję się ja, Julia i Filip.


Obrazek


Moglibyśmy tak jeszcze długo, gdyby nie mój mąż, który bezlitośnie zagania nas do samochodu. Znowu goni nas czas. Co jest z tym czasem? :evil: Powinniśmy mieć go pod dostatkiem, a tymczasem ciągle przecieka nam między palcami. Lawendy ciągle mam za mało. Znowu mam nadzieję, że może w drodze powrotnej się uda? Dzisiaj jest ostatni dzwonek, już później nie będę miała ani kiedy jej nazbierać, ani tym bardziej coś z niej zrobić. Znowu nie udaje nam się do końca przejechać starą drogą. :cry: Podejmujemy stanowcze postanowienie, że w drodze powrotnej musi nam się udać i stara droga i lawenda.

W Hvarze zostawiamy samochód na znanym już sobie parkingu. W konzumie kupujemy napoje, a w piekarni coś do jedzenia. Dla Julii jest jak zwykle burek, dla Filipa jak zwykle pizza, sobie kupujemy jakieś bułki. Są oczywiście i słodkie bułki i ciastka, dzieciaki nie wyobrażają sobie dnia bez nich. Jedzenia mamy pod dostatkiem, ponieważ nie bardzo wiemy czy tam gdzie się wybieramy można kupić coś do jedzenia. Jeżeli będziecie kiedyś chcieli zrobić zakupy w piekarni, to unikajcie tych położonych w porcie. Ceny są przynajmniej o 1/3 wyższe niż gdzie indziej. Chcemy jeszcze jak zwykle zjeść lody. I tu niespodzianka. Na zegarku jest już 10 minut po godzinie dziesiątej, a pani w lodziarni nie jest jeszcze przygotowana do pracy. Czekamy cierpliwie kilka minut, ale w końcu musimy obejść się smakiem.

Od strony otwartego morza wyspę otacza 11 kilometrowy archipelag niezamieszkałych wysp. Wyspy Piekielne, bo tak brzmi ich nazwa, to prawdziwy raj dla wielbicieli nagich kąpieli, zarówno morskich jak i słonecznych. Znajduje się tu bowiem najsłynniejsza w Europie plaża dla naturystów. Wyspy Piekielne nie zawdzięczają jednak swej nazwy żadnemu piekielnemu stworzeniu, które by je zamieszkiwało, lecz po prostu sosnowej żywicy, którą przerabiano na czarną smołę do uszczelniania drewnianych statków.


Niedługo odpływamy. Kapitan Zdravko ( przynajmniej mój mąż tak go nazywa) głośno zaprasza chętnych do popłynięcia na Palmižanę. Wybraliśmy tę wyspę, bo w swojej naiwności sądziliśmy, że skoro jest położona najdalej, to może nie będzie na niej zbyt dużo ludzi? Rejsik trwa około pół godziny. Obawiałam się trochę swojej reakcji na bujanie, ale dzielnie rozsiadłam się na dziobie. Najwyżej będę miała bliżej do wody.


Obrazek


Obrazek


Na szczęście wszystko przebiegło spokojnie, obyło się bez jakiś ekscesów. Dopłynęliśmy. I już tutaj zorientowaliśmy się, że Palmižana nie była dobrym pomysłem. Już z daleka widać niezliczoną ilość żagli w porcie.
Zdravko skierował nas w stronę plaży. Poszliśmy tam gdzie wszyscy, oczami wyobraźni widząc już tłumy wylegujące się na plaży. Tymczasem nasza gromadka po drodze gdzieś się rozpierzchła i widmo tłumów jakoś się rozpływa. Niestety w zatoczce, do której zmierzamy, również parkują jachty. Może nie w takiej ilości jak w głównym porcie, ale jest ich dużo.

Filip nareszcie wypatruje dla Julii skorupki jeżowców. Julia najbardziej z nas wszystkich jest zawiedziona tymObrazek, co można spotkać pod wodą. Oglądając nasze zdobycze z tamtego roku spodziewała się przynajmniej czegoś podobnego. Tyle się naczytałam o wspaniałym życiu podwodnym na Hvarze, że właściwie sama nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Rok temu na Korčuli oglądaliśmy i wyławialiśmy niezliczone skorupki jeżowców, same jeżowce też występowały w ogromnej ilości. Były strzykwy, różne rodzaje rozgwiazd, ośmiornice, ryby, gąbki, kraby pustelniki, muszelki. Pływając bez przerwy coś sobie pokazywaliśmy. A tutaj miało występować jeszcze większe bogactwo. I co? I nicObrazekByły ryby, niewielkie ilości rozgwiazd ( dosłownie kilka sztuk w ciągu całego pobytu), skorupek jeżowców jak na lekarstwo, kilka ośmiornic i murena, którą wypatrzył Leszek. Z tego wszystkiego tylko murena zasługuje na uwagę.

Dlatego Julia jest najbardziej zawiedziona, my już widzieliśmy naprawdę sporo, ona niewiele. Za to na wyspach Piekielnych w ogromnej ilości występują różne muszelki. Filip nurkuje raz za razem i wyławia je dla Julii. Pływając musimy lawirować między jachtami, wypatrywać lin, które utrzymują jachty w miejscu. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Jesteśmy trochę rozczarowani :cry:


Obrazek


Dzieci są jednak zadowolone, dlatego też nie dzielimy się z nimi swoimi uwagami.
Płynę z Leszkiem dosyć daleko. Mój mąż dzisiaj również założył soczewki. Wszystko doskonaleObrazek widzi i ciągle nurkuje wyławiając to co sam wypatrzy i wszystko to, co pokażę mu palcem. Po jakimś czasie jest zupełnie wypompowany. Postanowił wracać brzegiem, na razie ma dość pływania. Jeszcze na koniec wypatrzył dziwną rozgwiazdę. Jest zdecydowanie większa, niż te które widzieliśmy do tej pory, jaskrawo pomarańczowa i cała pokryta drobnymi zakrzywionymi włoskami(tak jak haczyki na ryby, tylko bardzo drobne). Oczywiście nie wzięliśmy ze sobą aparatu fotograficznego, namówiłam więc Leszka żeby zabrać ją ze sobą i zrobić zdjęcie. Jednak rozgwiazda miała inne plany na to popołudnie. Wszystkimi tymi drobnymi włoskami zaczęła się wczepiać Leszkowi w rękę i stało się jasne, że nie możemy jej uprowadzić. A przecież nie chcieliśmy zrobić jaj krzywdy...
Popływaliśmy, poopalaliśmy się, Julia z Filipem trochę poskakali ze skałek do wody.


Obrazek


Ponieważ okazało się, że na wyspach jak najbardziej są knajpki, Leszek poszedł zobaczyć co oferują i w jakich cenach. Wrócił oniemiały z wrażeniaObrazek. Ceny po prosu zawrotne, może nawet lepiej będzie jak napiszę, że kosmiczne. Do tej pory unikałam w swojej relacji podawania cen, są wakacje, nie rozmawiamy o pieniądzach. Jeżeli na coś nas stać, to kupujemy, jeżeli nie, to bez żalu rezygnujemy. Jednak tutaj nie mogę pominąć tego milczeniem. Najtańsza była porcja frytek za 60 kun, lingje na žaru 130 kun. Zgroza.... Dobrze, że zabraliśmy wystarczającą ilość jedzenia. Ja tych cen nie widziałam, ale mój mąż w dalszym ciągu utrzymuje, że nie zmyśla.
Postanawiamy wrócić wcześniejszym kursem o godzinie 16, wtedy będziemy mogli jeszcze poszwendać się po Hvarze i pomyśleć o lawendzie.

Na nasz powrót z Pakleni Otoci i lawendę musicie troszeczkę poczekać. Dzisiaj zamykają mi się ze zmęczenia oczka, już szoruję nosem po klawiaturzeObrazek. Laku noć
Ostatnio edytowano 12.09.2009 06:28 przez Mdziumka, łącznie edytowano 1 raz
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18689
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 11.09.2009 22:48

Laku noc . :)
Dobrze , że lawendy pod dostatkiem :lol: :lol:
Mdziumka
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 392
Dołączył(a): 22.10.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Mdziumka » 12.09.2009 16:03

Zanim udaliśmy się w drogę powrotną, dzieciaki wpadły na kolejny "doskonały" pomysł. Pamiętając o moich przestrogach dotyczących opuncjiObrazek, postanowiły dobrać się do nich za pomocą koszulki Filipa. Poszli niby na spacer, a wrócili ze zdobyczą.


Obrazek


Koszulka została naznaczona całą masą drobniutkich kolców. Niestety nadawała się tylko do wyrzucenia. Ale kolce znalazły się również na palcach naszych pociech. Tym razem zapowiedziałam, że nie chcę nawet słyszeć o bólu, o wyciąganiu kolców. Teraz muszą sobie poradzić sami.

Wracamy do portu, droga prowadzi wśród pinii, palm, agaw i opuncji, które dają przynajmniej złudzenie chłodu.


Obrazek


Kapitan Zdravko i nasza taksówka już na nas czekają.


Obrazek


Wygląd Filipowych nóg wzbudza ogromny niepokój naszego kapitana. Rozpaczliwym gestem chwyta się za głowę, lamentujeObrazek pokazując palcem na białą podłogę łódeczki. Wysyłam Filipa do opłukania nóg, na szczęście konflikt został zażegnany. Wsiadamy, znowu zajmujemy miejsca na dziobie.
W czasie jazdy wiatr przyjemnie chłodzi nasze ciała. Wyciągam aparat, chciałabym zatrzymać w pamięci to, co widzę na dłużej. Robię kilka zdjęć


Obrazek


Obrazek


przymierzam się do strzelenia kolejnej fotki, a aparat cichutko mrucząc zamyka się. Co jest?Obrazek Znowu wyczerpały nam się baterie, zapasowe leżą sobie cichutko w przegródce, też są wyczerpane. Daję aparatowi jeszcze jedną szansę, chwila odpoczynku i Leszek ponownie próbuje. Udaje mu się zrobić jedno, jedyne zdjęcieObrazek.


Obrazek


Mamy nadzieję, że w Hvarze uda nam się kupić zapasowe akumulatorki do aparatu. Nasze są już leciwe i podejrzewamy, że to jest przyczyną ich ciągłej niedyspozycji. Niestety jest niedziela i sklep ma dłuższą przerwę na sjestę, niż w dni powszednie. Odchodzimy z niczym.

Za to teraz bez przeszkód możemy delektować się smakiem doskonałych lodów. Mamy chwilę czasu, postanawiamy ponownie poszukać kościoła św. Marka. Upewniłam się u Marii, że poprzednim razem dobrze szliśmy, tylko nie starczyło nam cierpliwości, żeby dojść do końca. Rzeczywiście zabrakło nam tylko kilkudziesięciu kroków. Tym razem znajdujemy go bez trudu. Co z tego, kiedy oczywiście jest zamknięty. Znowu musimy coś odłożyć na przyszłość. Naprawdę mamy po co wracać. Julia z Filipem nawet nie pisną. Co jakiś czas zatrzymują się i ze zmarszczonym czołem próbują sobie wyciągnąć kolce. Nie widzę...nie widzę...nic nie widzę...Po jakimś jednak czasie pękam i pomagam im uporać się z problemem.

Pakujemy się do samochodu, wyjeżdżamy z miasta. Leszek zatrzymuje się jeszcze na chwilę, żeby nastawić gps. Chcemy pojechać starą drogą na Brusje, Velo i Malo Grablje. Chcielibyśmy zobaczyć te miejsca, no i musimy przecież w końcu nazbierać lawendy.

I wreszcie jest. Zatrzymujemy się, wszyscy wyładowujemy się z samochodu. Dokoła nas wszędzie jest lawenda. Gdzie nie spojrzę, widzę lawendowe kłosy. Zanurzam się w nią z zachwytem, chłonę cudowny zapach, mogłabym tu zostać na dłużejObrazek. Jak tu musi być cudnie, kiedy to wszystko kwitnie. Próbuję sobie wyobrazić fioletowe, falujące morze.

Tym razem również Leszek pomaga nam zbierać. Co prawda nie podejrzewam go o nagłą miłość do lawendy, to raczej chęć szybszego powrotu na camping pchnęła go do takiego kroku. Jedziemy dalej drogą, pewni że prowadzi ona w pożądanym przez nas kierunku. Stara droga jest przecudnej urody. Jest bardziej widowiskowa i bardziej niebezpieczna niż droga Suciuraj- Jelsa. Wrażenia z jazdy-bezcenne. W pewnym momencie na morzu pojawiają się wysepki. Z daleka trudno jest odróżnić czy to wyspy czy chmury. Zdjęcia niestety robię Julii aparatem i nie są one w stanie oddać tego co widzimy


Obrazek


Obrazek


W rzeczywistości jest jeszcze piękniej. Mówię Leszkowi, że cudownie w świetle zachodzącego słońca wyglądają Pakleni Otoci. Na to on, że to nie są wyspy Piekielne, tylko jakieś inne. Pakleni Otoci pozostały 20 kilometrów za nami. Ok., widocznie wie co mówi.

Dalej jedziemy bez pośpiechu, podziwiamy to, co widzimy za oknami samochodu. Hmm....Po prawej stonie widzę tabliczkę z nazwą miejscowości. Jeżeli teraz myślicie, że w końcu dojechaliśmy do np. Brusje to jesteście w błędzie. Napis na tablicy podaje, że wjeżdżamy do....Hvaru. Czyli zatoczyliśmy koło i znaleźliśmy się w dobrze sobie znanym miejscu. Powrót do domu rozpoczynamy ponownie. Po kolacji zasiadam do ręcznych robótek. Nie będzie łatwo uporać się z taką ilością lawendowych kłosów. Dzisiaj zdążę tylko oczyścić je z drobnych listków i zrobię jedną buławę.


Obrazek


Obrazek


Reszta poczeka do rana. Lawenda musi pozostać świeża, inaczej jej gałązki będą się łamać. Zawijam ją więc w osłonę na samochodową szybę i idziemy spać. Następnego dnia zawędrujemy do Humaca.
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 13.09.2009 15:45

'a przed nią stare urządzenie do wyciskania soku z winogron"


Obrazek

W pustelni Blaca ,stoi identyczne i wg pana oprawadzającego po klasztorze, służy do wyciskania oliwy.
Która wersja prawdziwa ?
Katarzyna Głydziak Bojić
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5488
Dołączył(a): 11.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Katarzyna Głydziak Bojić » 13.09.2009 16:36

Co do fotek "tajemniczych wysepek czy też może chmur":
fota pierwsza (kadr na południe) - delikatny, ledwo widoczny (czy właściwie prawie niewidoczny) zarys okrytego mglą Visu...

fota druga: pomiędzy Hvarem a Brusje ze starej drogi widać półwysep Pelegrin czyli zachodni kraniec wyspy.
Pozdrówki
Mdziumka
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 392
Dołączył(a): 22.10.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Mdziumka » 13.09.2009 17:15

hepik napisał(a):W pustelni Blaca ,stoi identyczne i wg pana oprawadzającego po klasztorze, służy do wyciskania oliwy.
Która wersja prawdziwa ?


Nie jestem w tej kwestii fachowcem, ale w ubiegłym roku widzieliśmy coś takiego

Obrazek

i o tym właścicielka apartamentu mówiła, że służyło do wyciskania z oliwy


Katarzyna Głydziak Bojić napisał(a):Co do fotek "tajemniczych wysepek czy też może chmur":
fota pierwsza (kadr na południe) - delikatny, ledwo widoczny (czy właściwie prawie niewidoczny) zarys okrytego mglą Visu...

fota druga: pomiędzy Hvarem a Brusje ze starej drogi widać półwysep Pelegrin czyli zachodni kraniec wyspy.
Pozdrówki


Być może zdjęcia te rzeczywiście nie przedstawiają Pakleni Otoci, są to jednak jedyne zdjęcia jakie posiadam z tej drogi i tylko dlatego znalazły się w mojej relacji.Wydaje mi się, że Wyspy Piekielne widzieliśmy troszkę wcześniej, czy to możliwe?
Cieszę się, że towarzysz nam w podróży i korygujesz nasze błędy. Pozdrawiam :lol:
Katarzyna Głydziak Bojić
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5488
Dołączył(a): 11.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Katarzyna Głydziak Bojić » 13.09.2009 17:46

Mdziumka napisał(a):
hepik napisał(a):
Katarzyna Głydziak Bojić napisał(a):Co do fotek "tajemniczych wysepek czy też może chmur":
fota pierwsza (kadr na południe) - delikatny, ledwo widoczny (czy właściwie prawie niewidoczny) zarys okrytego mglą Visu...


fota druga: pomiędzy Hvarem a Brusje ze starej drogi widać półwysep Pelegrin czyli zachodni kraniec wyspy.
Pozdrówki


Być może zdjęcia te rzeczywiście nie przedstawiają Pakleni Otoci, są to jednak jedyne zdjęcia jakie posiadam z tej drogi i tylko dlatego znalazły się w mojej relacji.Wydaje mi się, że Wyspy Piekielne widzieliśmy troszkę wcześniej, czy to możliwe?
Cieszę się, że towarzysz nam w podróży i korygujesz nasze błędy. Pozdrawiam :lol:


Przed Visem widać kawałek archipelagu (jego najbardziej oddalony od brzegów wyspy południowy fragment; zatem na zdjęciu: na pierwszym planie, nie licząc krzaków, droga, na drugim - wzgórza, za nimi wycinek Paklenih otoka okrytych mgiełką, a w tle "majaczy" Vis); jednakże w tym miejscu, z którego "pstryknęliście fotę" praktycznie jest on zasłonięty przez wzgórza. Rzeczywiście Paklene otoke widać lepiej z odcinków drogi położonych nieco wyżej i dalej od Hvaru (np. z okolic V.Grablja a raczej z drogi nad tąże wioską, czy właściwie kawałek za nią).
Pozdrawiam serdecznie
Mdziumka
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 392
Dołączył(a): 22.10.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Mdziumka » 13.09.2009 22:03

Dzisiaj zapraszam Was na wycieczkę do Humaca 8). Taką wycieczkę należy sobie zaplanować na jeden z trzech dni tygodnia. W poniedziałki, środy i soboty o godzinie 9.00 przyjeżdża przewodnik i razem z nim można zwiedzić wieś, jak i znajdującą się w pobliżu jaskinię-Grapčeva Špilja. Humac możecie sobie obejrzeć bez przewodnika, ale do jaskini można wejść tylko z nim. Punktem spotkań jest konoba znajdująca się niedaleko.


Jest wcześnie rano. Jakoś tak nam wyszło, że kilka ostatnich dni przed wyjazdem musimy wcześnie wstawać. Do miejsc, które chcemy odwiedzić jest stosunkowo daleko, stąd nasze ranne pobudki :cry:.

Przewidywany czas dojazdu do Humaca wg. Marii i Andrzeja to 1.5 godziny. O 7.30 ruszamy z campingu w stronę tunelu, lecz tym razem nie przejeżdżamy przez niego, tylko przed samym tunelem skręcamy w prawo w drogę szutrowo kamienistą, która pnie się ostro pod górę. Do Humaca mamy około ośmiu kilometrów. Sporych wielkości kamienie ciągle wyskakują nam spod kół. Jest cicho i pusto. Mogłabym napisać, że cisza aż dzwoni w uszach, ale przecież wszyscy wiemy, że są to cykady. Widoki są niesamowite


Obrazek


Obrazek


Z rozmów z Marią i jej synem Łukaszem pamiętamy, że mamy jechać i prosto i w prawo. No więc jak? Prosto czy w prawo? Z pierwszym zjazdem nie mamy problemów, bo na rozjeździe jest wskazówka: w lewo-Pitve, w prawo-Humac. Dalej będziemy cały czas wybierać prosto. Przed nami rozległy płaskowyż. Jedziemy i jedziemy, nie bardzo wiemy czy jedziemy w dobrym kierunku. Wypatrujemy charakterystycznej wieży widokowej, która powinna stanąć nam na drodze. Wreszcie jest.


Obrazek


Chybotliwą drabinką Leszek wchodzi na górę, może coś zobaczy? Zgóry widać mnie, nasz samochód, dzieci i Jadran, ale Humaca nie widać.


Obrazek


Obrazek


Obrazek


Znowu pakujemy się do samochodu i ruszamy w dalszą drogę. Wreszcie widzimy tablicę z informacją o zwiedzaniu i przewodniku. Kilkaset metrów dalej jest konoba o takiej samej nazwie jak wieś. Jesteśmy kilkanaście minut przed czasem, możemy spokojnie zapoznać się z okolicą. Zaglądamy do konoby, która jest wdzięcznym obiektem do fotografowania.


Obrazek


Obrazek


Obrazek


Nieoczekiwanie Julię użądliła osa. Julia jest alergiczką i na te owady musi uważać. Na szczęście nic złego się nie dzieje. Przyjeżdża przewodnik, kupujemy bilety


Obrazek


i rozpoczynamy zwiedzanie.

Klatka dla kanarka?


Obrazek


Wszystkie informacje o dzisiaj odwiedzanych miejscach, czyli Humac i Grapčeva Špilja podał przewodnik w języku chorwackim. Tłumaczenie pochodzi od nas, dlatego mogą wystąpić jakieś nieścisłości. Głównym tłumaczem jest mój mąż :P


Spacerujemy po Humacu. Tutaj czas się zatrzymał. Kamienne domy, z kamiennymi dachówkami wyglądają tak, jakby można było w nich w każdej chwili zamieszkać. Przewodnik zwraca nam uwagę na pewien szczególny dom. W tej okolicy nie istnieją żadne inne możliwości pozyskania wody, jak tylko deszczówki. Dlatego mieszkańcy zbudowali akwedukt oparty o dachy dwóch budynków i zakończony kamienną studnią-cysterną.


Obrazek


System działa do dnia dzisiejszego. Sprawdziliśmy osobiście- woda w studni jest.


Obrazek



W Humacu ludzie żyli tak jak przed setkami lat. Żyli z produkcji wina, uprawy lawendy


Obrazek


oraz hodowli zwierząt. Wieś jest nie zamieszkała już od kilkudziesięciu lat. Ożywa tylko jednego dnia w roku, w dzień świętego Ivana i Pavla. Są oni patronami Humaca. Ten dzień przypada 26 czerwca, i wtedy to mieszkańcy okolicznych miejscowości wracają do swoich tysiącletnich korzeni.


Obrazek

Z przewodnikiem można zwiedzić miejscowe muzeum. Są tam przedmioty wykonane z kamienia, który tam występuje. Specyfiką tego kamienia jest to, że pod wpływem jakiś czynników( chyba temperatury), poszczególne jego elementy łączą się ze sobą bez użycia żadnych środków wiążących. Są tam również przedmioty służące do produkcji wina.


Obrazek


Obrazek


Zwiedzamy również kościół. Wszystkie te miejsca na co dzień są zamknięte.


Obrazek


W kościele nie występuje ołtarz w formie do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Na ołtarzu stoją figury patronów św.Ivana i Pawła.


Obrazek


Obrazek


Z Humaca udajemy się za przewodnikiem do jaskini.

Ciąg dalszy powstanie być może jeszcze dziś 8)
Ostatnio edytowano 14.09.2009 08:35 przez Mdziumka, łącznie edytowano 1 raz
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18689
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 13.09.2009 22:14

Pięknie
Poczekamy w takim razie :D :D

Bardzo podobną cysternę widzieliśmy w Rumunii , w małej wiosce transylwańskiej :) nazwy niestety nie zapamiętałem :oops:
Mdziumka
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 392
Dołączył(a): 22.10.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Mdziumka » 13.09.2009 23:50

Początkowo idziemy drogą, później schodzimy na kamienne, wąskie dróżki. Trzeba iść ostrożnie, momentami jest bardzo stromo. W tych miejscach do skał przymocowane są liny, dzięki którym możemy utrzymać się przy życiuObrazek.
Przed nami wyspa Šćedro w całej okazałości, ale trochę zamglona.


Obrazek

Grapčeva Špilja powstała 4000-5000 lat przed naszą erą. Jest jednym z najstarszych znalezisk nad Jadranem. Wejście do jaskini znajduje się 225 metrów nad poziomem morza, na stromym i stosunkowo niedostępnym miejscu. Początkowo miało wymiar około 13 x 5 metrów. W tamtych czasach w jaskini na noc gromadziły się zwierzęta, między innymi konie. Wejście do jaskini zostało przed wiekami zawalone przez osunięcie się skał i wszystkie znajdujące się tam zwierzęta zginęły. Kiedyś z wnętrza jaskini widać było morze.Po jakimś czasie wejście odkopano, ale obecnie jest dużo mniejsze. Do jaskini wchodzi się z niejakim trudem.


Obrazek


Po wejściu ukazuje się główna jaskinia o wymiarach 22 x 23metry, gęsto podparta stalagmitami i stalaktytami. Miejscowa legenda podaje, że w tej jaskini Odyseusz walczył z Cyklopem. Dokładne badania nad jaskinią zostały przeprowadzone w latach 1947-1952.


Obrazek


Obrazek


Obrazek


W jaskini zostały znalezione specyficzne naczynia ceramiczne udekorowane spiralnymi ornamentami w kolorze czerwonym, żółtym, brązowym i białym. Ponieważ tego typu dekoracje oraz specyficzną technikę rzeźbienia dekoracji w ceramice można znaleźć jedynie tutaj, archeolodzy neolicką sztukę tego typu nazwali "kulturą hvarską".

Po wyjściu z jaskini przewodnik szybko się ulatnia. On ma inne tempo niż szanowna wycieczka. Teraz musimy radzić sobie sami, co różnie nam wychodzi. W pogoni za ładnymi kamyczkami, z nosami przy ziemi żeby któregoś nie pominąć, skręcamy nie w tę dróżkę co trzeba. Filip stwierdza, że chyba w tamtą stronę nie przechodziliśmy przez takie chaszcze. Rozglądamy się dookoła, wokół nas nie ma żywego ducha. Schodzę z Filipem w dół w nadziei, że może jeszcze nie wszyscy zdążyli sobie pójść. Na szczęście zauważam Leszka. Uff, nie zostaniemy tu na noc. Już razem idziemy na górę.
Jeszcze chwilę zatrzymujemy się przy konobie


Obrazek


Obrazek


Obrazek


i jedziemy dalej. Wybierając się do Humaca wiedzieliśmy, że można tutaj spotkać stado koni. Wzięliśmy ze sobą duży bochenek chleba, żeby móc je nakarmić. Ponieważ nie spotkaliśmy ich jadąc do, to może spotkamy wracając z. Żeby do tego doszło, Leszek zbiera informacje od mężczyzny pracującego w konobie, gdzie można je spotkać. Dowiadujemy się, że o tej porze zazwyczaj przebywają przy wodopoju, który znajduje się niedaleko kamiennego, okrągłego domku. Mijaliśmy go po drodze, więc wiem czego mamy szukać. Ten domek to trim, w nim przechowuje się narzędzia rolnicze a nawet mogą mieszkać tam zwierzęta. Spotkałam się również z inną nazwą takiego domku-poljska kuća, ale nie jestem pewna czy to jest to samo. W każdym razie jedziemy i wypatrujemy koni. Obecnie stado liczy 17 sztuk, w tym dwa muły i jeden osioł. Dwa konie żyją osobno w pobliżu jaskini, pozostałe hasają po płaskowyżu.
Są.


Obrazek


Obrazek



Nie jest to całe stado, tylko jego część, ale między nimi widzimy i muła i osła. Leszek bierze ze sobą kilka kromek chleba i wysiada z samochodu, za nim dzieci no i ja. Tylko ja, głupia, wysiadam z całym pozostałym chlebem. Koniki są milusie, ale nie chcą chlebka który rzuciłam im na ziemię. One chcą od razu całą reklamówkę.
Ja jestem baba z miasta, konia z bliska widziałam do tej pory tylko na zdjęciu. No, może kiedyś widziałam na żywo, ale na pewno ktoś tego konia trzymał. A tych tutaj nikt nie pilnował i w zachowaniu były bardzo swobodne. Wołam Leszka na ratunekObrazek, o no mi na to, że przecież mnie nie zjedzą. A wiadomo? Chwila nieuwagi i już musiałam wyciągać jednemu z nich z pyska kapsel od aparatu, który dyndał mi na szyi. Ja się zbyt bezpiecznie nie czuję.

Na szczęście Leszek odebrał ode mnie chleb, więc konisie jak cielęta poszły za nim.


Obrazek


Obrazek


Jedzonko, mimo pokaźnej porcji, dość szybko się skończyło. Wsiadłam z Filipem i Julią do samochodu, teraz do niego próbuje dostać się mój mąż. Nie jest to jednak łatwe, gdyż osiołek nie chce się z nami rozstać.


Obrazek


Osioł ma mięciutkie futerko, które wyraźnie pachnie lawendą. Jest najbardziej przyjazny z całego stada i wyraźnie czuje się już z nami zaprzyjaźniony. Jeszcze chwila, a wlezie nam do samochodu.


Obrazek


Właściwie to jeszcze jedno miejsce w samochodzie mamy wolne, ale nie wiem czy takie towarzystwo nie byłoby dla nas jednak uciążliwe? W końcu Leszkowi udaje się dostać do środka, ale osioł ani myśli rezygnować. Ustawił nam się przed maską i stoi. Stoimy chwilę, ale on nie ma zamiaru zejść nam z drogi. Leszek pomaleńku rusza, zbliża się prawie go dotykając, a ten nic. Dalej stoi. Leszek musiał w końcu cofnąć samochód i wyminąć uparciucha.Obrazek
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 14.09.2009 12:58

Cóż mogę powiedzieć - mieliście przeurocze towarzystwo :D
Mdziumka
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 392
Dołączył(a): 22.10.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Mdziumka » 14.09.2009 16:24

Stado pozostawiliśmy już za sobą. Postanawiamy tą drogą pojechać do Jelsy na lody. Wąsko, stromo i mnóstwo kamieni, ale warto było. Naprawdę robi wrażenie. Zdjęcia robię tylko z okna samochodu, a jest na co popatrzeć.


Obrazek


Obrazek


Obrazek


Po drodze mijamy tylko samotnego rowerzystę. Mogę sobie tylko wyobrazić ile wysiłku kosztowało go wjechanie pod tę górę. Chylę czoła przed tymi wszystkimi, którzy stawiają przed sobą takie zadania. Ja jednak zdecydowanie trasy takie jak ta, wolę pokonywać siedząc wygodnie w samochodowym fotelu. Z daleka już widać Pitve, jeszcze dalej Jelsa.


Obrazek


Obrazek


Tym razem wyjeżdżamy za tunelem, mijamy ogonek samochodów oczekujących na wjazd do tunelu, nie zatrzymujemy się- przecież jedziemy na lody.
Po powrocie na camping, każdy robi to, na co ma ochotę. Korzystamy ze słońca, dajemy się ponieść słonym wodom Adriatyku.


Obrazek


Obrazek


Chwila wyjazdu zbliża się wielkimi krokami. Jeszcze nie myślimy o powrocie, jeszcze udajemy, że to nas nie dotyczy, ale wiadomo, że ta myśl czeka na naszą chwilę słabości. I wtedy spadnie na nas znienacka a my niestety będziemy wiedzieli, że to już. Ale dzisiaj wykorzystujemy każdą chwilę.


Obrazek


Wieczorne Polaków rozmowy


Obrazek


Obrazek


Późnym popołudniem jedziemy jeszcze po liście laurowe do starej Jagodnej. Podjeżdżamy stromą drogą z campingu do głównej drogi. Tutaj musimy zostawić samochód. Dwa razy Leszek próbował wjechać na szutrową drogę prowadzącą na górę, ale nie rezygnujemy. Szkoda samochodu. Zrobimy sobie spacerek przed kolacją. Spacerek troszkę wyczerpujący, ale daliśmy radę. Wypatrujemy krzewu i wreszcie znajdujemy go. Jest rzeczywiście ogromny. Musi być już bardzo stary, przez to liście są mniejsze i trochę gorsze niż te, które zbieraliśmy do tej pory. Zabieramy kilka gałązek i wracamy do namiotu. Wiążę je w pęczek i wieszam w namiocie obok Wcześniej zebranych liści, rozmarynu i lawendy. Cały nasz namiot jest przesiąknięty zapachami. Mieszają się one ze sobą tworząc przyjemny dla zmysłu powonienia mix.
Dopiero tutaj odkryliśmy smak i aromat rozmarynu. Rośnie on tutaj dziko w lesie otaczającym camping. Pod koniec pobytu jest już ususzony, teraz czeka na oskubanie z gałązek.

Wieczorem siadamy przed namiotem, popijamy kupione na miejscu winko. wsłuchujemy się w szum morza i granie cykad. Staramy się zachować jak najwięcej wrażeń, musi ich wystarczyć aż na rok.

Na następny dzień mamy zaplanowany wyjazd do Mostaru. Nastawione na 2.50 budziki już czekają :roll:
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18689
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 14.09.2009 17:49

Znam takich , którzy o tej porze ( 2.50 ) chodzą spac :lol: :lol: :lol:
Mdziumka
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 392
Dołączył(a): 22.10.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Mdziumka » 17.09.2009 11:42

W nocy, zamiast budzika budzi mnie wiatr. Chwilę leżę i nasłuchuję. W końcu wstaję, przypinam spinaczami ręczniki, żebyśmy rano je znaleźli. Kładę się z powrotem, ale sen nie chce jakoś do mnie wrócić. Słucham wiatru. A on do mnie gada coraz głośniej, jest coraz bardziej zapalczywy. Namiotem już całkiem nieźle ciąga na wszystkie strony. Słyszę jak coś drobnego uderza o materiał : igły czy deszcz? Jednak deszcz. Znowu muszę się ruszyć. Dlaczego zawsze tak jest, że jak coś się dzieje, trzeba w nocy wstawać, to nikt tego nie słyszy? I zawsze pada na mnie :twisted: ?

No dobra, przecież nie będę ich budzić skoro i tak nie śpię. Zbieram ręczniki, składam krzesełka- wszystko chowam do namiotu. Muszę jeszcze zebrać suszące się zioła. Są już suche, szkoda by było gdyby zmokły. Wszystko zabezpieczone, mogę się położyć. Deszcz tylko postraszył, po kilkunastu minutach nie ma po nim śladu. Ale wieje coraz mocniej.

Zasypiam, by już wkrótce znowu się obudzić. Tym razem to budzik- jest 2.50. Wieje, szarpie namiotem. Słychać, że i morze wychodzi z siebie, fale tłuką o skały. Gdzieś nad lądem grzmi i błyska. Budzę Leszka. Chwilę się naradzamy, postanawiamy odpuścić. Jutro też jest dzień. Do promu mamy półtorej godziny jazdy, a co będzie jak się okaże, że przy takiej pogodzie prom nie pływa? Wracać i jutro znowu wcześnie wstawać? Szkoda marnować dzień na niepotrzebne podróże. Idziemy spać.

Dzionek budzi się pochmurny ale ciepły. Jeszcze wieje, ale już nie tak jak w nocy. Dzień spędzamy na plaży. Stopniowo się rozpogadza. To są właściwie ostatnie chwile, żeby pofocić na plaży. Julia i Filip korzystają z tego i dają pokaz skoków do wody.


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ktoś wyciągnął z wody ośmiornicę. Korzystam z okazji i robię kilka fotek. Po chwili dla fotoreporterów ośmiorniczka wraca do wody.


Obrazek

Obrazek

Codziennie odwiedzają nas przedstawiciele chorwackiej fauny. Między innymi takie ptaszki.

Obrazek

Właściwe to nie wiem jak się nazywają, my nazywaliśmy je gołąbkami. Do strachliwych nie należą. Dzielnie kręcą się w pobliżu namiotu, między krzesełkami- wyjadają okruchy chleba. Burek im nie smakował, ale ciasteczka jak najbardziej.

Ta dżdżownica spadła z nieba, zaatakowana przez osę. Niestety nie przeżyła tego ataku. Zielone kropki, to chyba rany jakie odniosła w nierównej walce.

Obrazek

Różnego rodzaju świerszcze

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I motylki

Obrazek

oraz cała masa komarzyc. Dobrze, że zabrałam offa, bo zjadłyby nas żywcem i nie mogłabym napisać tej relacji. W tamtym roku na Korčuli nie było ani jednego przedstawiciela tego gatunku, a teraz całe stada. Maria twierdziła, że w tym roku jest ich zdecydowanie mniej niż zazwyczaj, dla mnie było ich stanowczo za dużo. Na szczęście były wrażliwe na mój preparat i wieczorami mogliśmy pozbyć się ich uciążliwego towarzystwa.

Na każdym kroku spotykaliśmy wylinki cykad. Były wszędzie: na namiocie, bucie, płocie, drzewie.Filip oczywiście kilka przywiózł sobie do domu.

Obrazek

Obrazek

Znowu było nam dane spędzić wieczór przy winku, znowu słuchaliśmy szumu fal.

Ostatni zachód słońca

Obrazek

Jutro znowu jedziemy do Mostaru. Kanapki zrobione, budziki nastawione na 2.50 (jakoś znajomo brzmi :wink:).
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 17.09.2009 12:05

Mdziumka napisał(a):. Dlaczego zawsze tak jest, że jak coś się dzieje, trzeba w nocy wstawać, to nikt tego nie słyszy? I zawsze pada na mnie :twisted: ?
No własnie, i do jakich wniosków doszłaś? Jak na coś wpadniesz, to daj znać, bo u mnie podobnie :wink: :D

Mdziumka napisał(a): budziki nastawione na 2.50 (jakoś znajomo brzmi :wink:).
łojeny 8O ale jesteście twardziele :D

pozdrawiam
:papa:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży

cron
Zapach lawendy - strona 9
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone