Powrót do Macierzy
Pakujemy się do auta... i okazuje się, że brakuje miejsca, a "trójka" wygląda jak Citroen starej generacji- przód w górze, tył siedzi. Żeby było weselej- mam zawieszenie M-Technik.
Jak to jest, że na powrót okazuje się, że mamy więcej rzeczy niż przed wyjazdem z kraju ?! Wina "zapasów" do Polszy.
Patrząc na wyjazd z posesji bezpośrednio na jedną z głównych ulic Zagrzebia, będzie w tym przypadku nie lada wyzwaniem. Krawężnik (żelazny) oraz nachylenie do niego drogi w kształcie Δ, powoduje, iż będzie kolejny odcinek Monty Python'a w moim życiu. Żona z córką udaje się na spacer- ja mam wyjechać.
Przy wspaniałym dźwięku rysowania progów oraz skreczowania osłony tłumika wyjeżdżam, urywając zatrzaski od osłony wewnętrznej tylnego zderzaka. Dzięki Bogu, auto było robione jeszcze przez Niemców (a nie małe rączki robiące zdjęcia na Jadrance ), więc naprawa uszkodzenia trwała 4 minuty i kosztowała dwie opaski zaciskowe, które zawsze mam w aucie plus czarne łapy...
Wyjeżdżamy ze stolicy drugiej ojczyzny około 9 rano zatrzymując się tylko na granicy słoweńskiej, celem zakupu austriackich winiet. Następny postój robimy za Wiedniem, na znanym wszystkim Cromaniakom- Macu. Dzięki Bogu po "degustacji" dań nie mamy żadnych rewolucji żołądkowych i ruszamy dalej zatrzymując się dopiero (k#rwa!) w korku na "ósemce" Kłodzko- Wrocław.
Urlop udany. Nie wiem, gdzie uderzymy w następnym roku, ale na pewno jedziemy via BiH.
Mam nadzieję, że nie zanudziłem. Zdaję sobie sprawę, że zdjęcia są słabej jakości oraz nie robię dużo krajobrazów. Robiłem więcej zdjęć, jeżdżąc we wcześniejszych latach. Teraz mając królewnę, robię jej zdjęcia.
Wszystkich zadowolonych i zdegustowanych relacją- pozdrawiam!
Przebudzenie na Mac'u pod Wiedniem