Aby dotrzeć do miejsca zaplanowanego na dzisiejszy nocleg, mamy do pokonania (licząc od Tokaju) około 460 km. Tyle, że od Oradei droga wpada w nieco inną kategorię
, niż wskazywany na mapie kolor i numerek trasy... Jeśli dołączy się do tego
górskie zakręty, to dotarcie przed zmrokiem w ostępy Retezatu może
nie być łatwe! Pewnie trzeba będzie zmienić
miejsce dzisiejszego noclegu, ale o tym pomyślimy później, jak już dotrzemy do Hunedoary. Tam bowiem będzie
jedyny zaplanowany ciut dłuższy postój...
Póki co, rozkoszujemy się wspaniałymi
panoramami z trasy. Jest dokładnie tak, jak kiedyś opisywała Tymona: dziury
plus raj dla oczu
.
Tymona napisał(a):droga krajowa, którą jedziemy, jest delikatnie mówiąc w opłakanym stanie - wąsko i nie za bardzo wiadomo, kiedy pobocze się kończy
no i czasami żałujemy, że samochody nie potrafią skakać
No i jeszcze tiry, które przecież też mają prawo się przemieszczać
(...)
tak sobie myślę, że jeżeli komuś zależy na szybkim przejeździe przez ten kraj, to zdecydowanie źle wybrał. Nam na szczęście na czasie nie zależało, i z wielką przyjemnością chłonęliśmy widoki, na które natrafialiśmy. To znaczy ja chłonęłam (...) Mąż nie chłonął, bo uważał, coby w jakąś dziurę nie wjechać
Chłonę
więc widoki na góry po obu stronach drogi, zupełnie zapominając
o elektronicznym uwiecznianiu panoramek. Grzesiek też
wchodzi w fazę chłonięcia, bowiem dziurawy asfalt w takim
otoczeniu szybko przestaje mu przeszkadzać. Nawet ... za szybko
Okazuje się, że na dziurach Bihoru (a konkretnie w okolicach wioski Carpinet) 78 km na godzinę jest szybkością zawrotną
.
Generalnie rumuńscy kierowcy
ostrzegają miganiem świateł o stojących miśkach, tym razem, jak na złość, nikt z przeciwka
nie jechał, a nasze auto (jako że miało tę najlepszą ovi-nawigację
) jechało na czele naszego korowodu...
Chłopcy radarowy zaczęli od mandatu na
spoooooooorą kwotę, ale nie wiemy czy chcieli na to po prostu naciągnąć? Nie mamy pojęcia o wysokości kar w ichnich przepisach...
Jedno jest pewne - propozycja "podziału" bez kwita nie spodobała się,
pogrozili paluchem. Negocjacje nie były proste, bo
panowie z obcych języków ino włoski i francuski, a tych z kolei my ani w ząb... W końcu jakimiś półsłówkami udało się wytłumaczyć, że gotówki u nas (oraz u kolegów z pozostałych aut) ilości śladowe
, więc w celu egzekucji kary, muszą z nami pojechać do bankomatu. Najbliższy był bodajże w dość jeszcze odległym Brad (pewnie też gdzieś bliżej, ale nie byliśmy aż tak bardzo zainteresowani poznaniem lokalizacji
), a to było już poza zasięgiem rejonu I.P.J. Bihor
...
Wreszcie po około półgodzinnych negocjacjach (w międzyczasie policaje kontaktowali się telefonicznie ze zwierzchnikiem oraz
łapali kolejne dziuro-ekspresy) osiągnęliśmy konsensus w postaci 134 lei, a że z dwóch stówek wydać nie mieli, trzeba było podjechać do sklepu w najbliżej wiosce w celu rozmienienia banknotów...
Po tej nauczce, dość
przykładnie trzymaliśmy się ograniczeń prędkości (zwłaszcza wobec obserwacji, że kontrole drogowe są
dość gęsto rozmieszczone), co w znacznym stopniu
przyczyniło się do wydłużenia czasu dziennych przejazdów. Jako że cały czas jechaliśmy na przedzie naszej wycieczki, nie chcieliśmy ponosić ryzyka kolejnego wydatku
. Czasem jednak niosło trochę szybciej
, ale tylko wtedy, gdy przed nami jechał na zająca jakiś lokalny szybkościowiec
...
Jadąc przez dziury DN76, przypomniałam sobie, co pisał Mariusz o swoich wrażeniach z drogi:
Interseal napisał(a):Mniej więcej w miejscu, gdzie pojawiła się tablica Maramures, droga zmieniła swą nawierzchnię i żywcem przypominała wiosenny stan drogi Wisła Kubalonka - Istebna. Zaliczyliśmy piękny slalom wywijając kierownicami ze zdwojoną intesywnością - raz, że serpentyny dwa, że dziury.
Nigdzie później już nie trafiliśmy na podobnej jakości nawierzchnię.
"Drogą Mariusza" też jechaliśmy
, ale było to już pod koniec wyprawy, więc o rumuńskich nawierzchniach wiedzieliśmy sporo
. Trasa pomiędzy Oradeą a Brad była
zdecydowanie gorsza, chociaż i tak gładziutka
w porównaniu z innymi odcinkami, które dopiero
czaiły się na nasze wehikuły...
Jakość drogi DN76 poprawia się dopiero po przejechaniu przez
Brad. W samym Brad
być może też jest OK, ale nam nieopatrznie przyszło przejechać przez miasteczko obwodnicą
dla tirów (tak nas ovi poprowadziła), zamiast normalną drogą
.
Obwodnica okazała się kociołbim brukiem pamiętającym być może czasy
średniowiecznego górnictwa złota, z którego ten region słynie
już od czasów dackich (a w zasadzie nawet wcześniejszych) i rzymskich... Zwłaszcza dla Rzymian było tu istne Eldorado
. Zresztą, do dziś w Apuseni są
największe europejskie złoża cennego kruszcu, co jednak dla mieszkańców tych okolic
nie oznacza niczego dobrego...
Minąwszy Brad śmigamy (a jednak
) w dół, w dolinę Maruszy ( Mureş), w której rozłożyła się
Deva. Do centrum nie zjeżdżamy, zadowalając się widokiem z drogi na górującą nad miastem cytadelę, aktualnie
oszpeconą rusztowaniami..
.