Czy udałoby się nam dojechać tutaj naszymi autami Hmmmm... trudno powiedzieć, skoro się nie spróbowało . Podjazd od "byczej łąki" był dość stromy, a znajdujące się tam rozjeżdżone koleiny niekoniecznie pasowałyby do rozstaju kół naszych wehikułów. Żadnych zwykłych osobówek nie spotkaliśmy po drodze, ale inna sprawa, że ruch kołowy był znikomy . Gdy dochodziliśmy do polany Ştiol, jeden jeep wyjechał nam naprzeciw, kolejny wyprzedził nas już w drodze powrotnej na tym zalesionym płaskim grzbietowym odcinku...
Miałam nadzieję, że uda nam się dojść do przełęczy Gargalau albo, jeśli tak zdecydujemy, zejść nieco poniżej Ştiol i z bliska zobaczyć wodopad Cailor. Czasowo obie wersje były realne . Nie przewidzieliśmy jednakże drobnej , ale dość odstraszającej przeszkody...
Fotka Z.:
Owce wraz z pasterzem zaczęły znikać poniżej pagórka, natomiast pilnujące ich psy nie bardzo chcą podążyć ich śladem...
Psów jest co najmniej sześć Nawet specjalnie nie szczekają , ale ustawiły się w poprzek drogi w pozycji, która nie wróży niczego dobrego. Pasterz zapewne nie ma pojęcia, że powinien odwołać swoje dzikie bestie... Poza tym, nawet gdyby wiedział, czy oby na pewno zareagowałby na czas?
Psy pasterskie to nie burki zagrodowe, zupełnie nie reagują na ruch podnoszenia z ziemi kamienia... A w zasadzie reagują ... warczeniem , bez ruszenia się z miejsca. W sumie to może dobrze, że nie ruszają się wcale, skoro nie chcą się wycofać i z podkulonymi ogonami pogonić do owieczek... Gorzej byłoby, gdyby w ramach tej reakcji ruszyły do przodu, wprost na nas! Mogło być znacznie gorzej, ale i tak nie jest nam zbyt wesoło ... Naszym "obronnym" żebrakom też nie , cały czas stoją schowane za nami .
Podejmujemy więc chyba jedyną słuszną decyzję rezygnujemy z dalszej wędrówki drogą, a więc także z potencjalnych celów, do których moglibyśmy dotrzeć... Tyle, że tak od razu wracać na Przysłop też nie za bardzo mamy ochotę ...