Kolejnym malowanym monastyrem, jaki dziś zobaczymy, jest
Suceviţa.
Znajdujący się naprzeciwko wejściai parking, aczkolwiek niewielki, jest platny (2 RON). Miejsce popularne, więc parkingowi trochę kasy tu ściągają
. Może nawet więcej, niż sprzedający obok pamiątki... Przy parkingu jest też sklep spożywczy.
Ilość chętnych do oglądnięcia Suczewicy dość spora, większa niż Worońcu. Nie ma się co dziwić, gdyż zarówno pora dnia jak i pogoda
, sprzyjają turystom.
Najpiękniejszy widok na kompleks klasztorny mielibyśmy
po wdrapaniu się na pobliskie wzgórze. Pewnie byśmy to zrobili, gdyby nie ilość kilometrów, jaką mamy jeszcze dziś pokonać... Na wszystkie pomysły nie ma czasu.
Fotka z netu:
Na początku XVI wieku w tym miejscu znajdowała się drewniana cerkiew i pustelnia.
Legenda głosi, że kamienne mury wokół świątyni zbudowano z kamieni, które
przez 30 lat zwoziła tu (w ramach pokuty za grzechy) jedna kobieta...
Dokumenty natomiast podają, że klasztor został ufundowany (1581-1584) przez ród Mohyłów ( a konkretnie trzech braci, którzy w owym czasie mieli jeszcze póżniejszych zaszczytnych tytułów: hospodar Jeremi, mołdawski metropolita Jerzy, hospodar Szymon). Gdy w 1495 r. Jeremi został hospodarem, Suceviţa stała się książęcą rezydencją. Kolejni przedstawiciele rodziny Mohyłów rozbudowali monastyr w XVII w.
Zmierzamy do bramy wejściowej - baszty w masywnych (wysokość 6 m, grubość 3 m) murach otaczających monastyr.
Fotka Z.:
Tuż za bramą jedna z mniszek sprzedaje bilety. Opłata za wstęp standardowa: 3 RON za wejście, 6 RON za robienie zdjęć poza wnętrzem cerkwi, bo w niej samej oczywiście obowiązuje zakaz fotografowania.
Klasztor jest sporo młodszy od odwiedzonego wcześniej Humoru, Worońca i Raszki, ale architura i malowidła nawiązują do mołdawskiego stylu tamtych monastyrów, chociaż są też (ponoć) wpływy wołoskie.