Dalsza droga to powrót do DN 2E w okolicy
Cornu Luncii.
Nie ryzykujemy przejazdu zaznaczonym na mapie "skrótem" przez Valea Moldovei, Mirionu oraz Capu Câmpului, który teoretycznie powinien nas doprowadzić do Păltinoasa. Nie ma żadnych drogowskazów, lepiej nie szukać tej drogi na oślep, bo może się okazać, że jechalibyśmy skrótem dwukrotnie dłużej
, niż dookoła, a jest już późno. Droga pewnie jeszcze gorsza niż ta, którą wyjechaliśmy z Baia...
Na krzyżówce głównej drogi DN 2E z DJ 209A są drogowskazy na obie najstarsze świątynie w Baia. Jeśli ktoś tu skręci, nie ominie tych
wertepów, przez jakie my jechaliśmy z Baia do Slatiny... Lepiej pojechać ciut dalej aż na ten rozjazd, którym my dotraliśmy do dawnej stolicy.
Zmierzamy w stronę Gura Humorului. Oprócz wszechobecnej kukurydzy
, ta część Rumunii kojarzy mi się z
Krainą Ziemniaka, gdyż przy głównej drodze w licznych miejscach można kupić całe wory kartofli.
Co do furmanek z ogromną ilością kukurydzianej słomy, mijamy je co rusz. Siłą pociągową są głównie konie, ale czasem trafiaja się również woły. Największym zaskoczeniem (tak wielkim, że nawet nie zdążyłam sięgnąć po aparat) był
wóz z wielgaśną górą słomy ciągnięty przez... kobietę!
W miejscowości Păltinoasa numer naszej drogi zmienia się na DN 17.
Gura Humorului okazuje się całkiem sporym miasteczkiem, więc zupełnie nam nie pasuje szukanie tutaj jakiegokolwiek noclegu.
Fotka z netu:
Jedziemy więc dalaj, boczną drogą DJ 177 biegnącą doliną Humoru. Ciągnąca się wzdłuż drogi gęsta zabudowa przeraża
nas trochę, nie ma gdzie stanąć aby przespać się na dziko... Pewnie gdybyśmy dotarli odpowiednio daleko w górę doliny, już poza zabudowę wioski
Mănăstirea Humorului, trafilibyśmy na jakieś odpowiednie miejsce... Jest już jednak mocno późno, zaraz zajdzie słońce. Gdy więc widzimy (już prawie pod koniec wsi) na jedbym z domów tabliczkę z napisem "Camping", nie ma innej opcji
. A właściwie jest .... bo pole namiotowe znajduje się przy prowadzonym przez tę samą właścicielkę pensjonacie
. Bierzemy pokoje? Bierzemy
...
Dwuosobowe pokoje są olbrzymie, szczagólnie w porównaniu z tymi, w jakich spaliśmy w Buşteni. Ogólnie standard dużo wyższy
, do dyspozycji jest też nieźle wyposażona, przestronna kuchnia. Łazienki nie ma chyba tylko w tym pokoju, który trafił się naszej dwójce. Do wyłącznej dyspozycji dostajemy jednak ogromną łazienkę, jaka znajduje się naprzeciw drzwi do naszego pokoju. Możemy też korzystać z drugiej (jest obok tej "naszej") mniejszej z kabiną prysznicową. Cena bardzo przyzwoita: 30 RON od osoby.
Miejsce na rozbicie namiotu też zresztą fajne
- ceny nie pamiętam, ale oczywiście sporo niższa od "pokojowej". Śpiący na tym mini-kempingu mają wejście z podworka do pomieszczeń sanitarnych w budynku (zupełnie oddzielnych od tych pensjonatowych), na dworze była też wiata.
Dzisiejsza trasa wyniosła około 210 km: