Dzień jedenasty, wtorek
Ranek znów słoneczny, aczkolwiek nadal nie jest ciepło.
Namiot naszych przyjaciół w takich warunkach nie wyschnie do końca, zwłaszcza że słońce na naszą łączkę zaglądnie
dopiero za jakiś czas... Tyle czasu nie mamy, bo dziś program jest napięty
. Tropik ląduje więc na moment w innej części łąki.
W samej "noclegowej" dolince znajdują się aż trzy monastyry! Tyle, że
Sihlę sobie odpuścimy, gdyż nie jesteśmy pewni, czy leśna droga, jaka tam prowadzi, nie jest zbyt wyboista dla kompletu naszych pojazdów
...
Skoro więc będziemy wracać do głównej drogi w to samo miejsce, w którym wczoraj wjechaliśmy w dolinę Secu, zwiedzanie zaczniemy
od Sihăstrii.
Fotka z netu:
Na małym parkingu przed bramą wiodącą na teren otaczający monastyr
Sihăstria, jesteśmy niemalże sami
. Stoi jeszcze tylko jedno auto, a wcześniej (z naszej noclegowej łączki) widzieliśmy dwie osoby idące w tamtym kierunku...
Ci nieliczni wierni biorą udział w Liturgii, na którą rano zwoływały bijące dzwony. Teraz słuchać śpiewy mnichów, co w połączeniu z cichością górskiej dolinki, robi na nas niesamowite wrażenie
.
Turystyczny gwar w zwiedzanych później malowanych monastyrach Bukowiny
wpłynie zdecydowanie ujemnie na ogólny odbiór tych pięknych i zabytkowych budowli...
Sihăstia, jako kompleks, aż tak mocno zabytkowa nie jest... W zasadzie, poza cudnym
położeniem, dla większości nieprawosławnych gości może nawet być nieatrakcyjna. My mamy inne wrażenie
, pewnie właśnie przez te wręcz mistyczne
odczucia, jakich doświadczamy wchodząc tu wczesnym rankiem. Sihăstia pewnie
na zawsze zostanie nam w pamięci, natomiast malowane monastyry ... po jakimś czasie przestaniemy rozróżniać