Wracając do relacji...
Popołudniu znów chmurki ciemne zaczęły się zbierać. Ledwie wróciliśmy do domciu a niebo wyglądało już... jak poniżej:
W nocy zaś nastąpiło niesamowite widowisko, które mnie i dzieciom podobało się bardzo, a małżonce wręcz przeciwnie. Otóż naszła burza, ale takich wyładowań jeszcze nigdy nie widziałem. Nie było typowych piorunów jak w Polsce, tylko ciągłe wyładowania gdzieś jakby powyżej chmur ? Rozświetlające te chmury w sposób niemal ciągły. Błyskało różnokolorowo, z przewagą barwy zielonkawej i błękitnej, huczało, grzmiało przez ponad 2 godziny. Zaskoczyło nas równierz to, że nasi gospodarze przyszli do nas na taras podziwiać to zjawisko, zapewniając nas że takiej burzy oni sami nie pamiętają.
Za to następnego dnia (18.08) po burzy wstało piękne słońce. Moja żona z miejsca stwierdziła że chce zobaczyć najpiękniejszą plażę na Krk więc gospodarze po krótkiej debacie wysłali nas do Baski
Szczerze - takiego tłumu się nie spodziewałem.
Pół plaży przeszliśmy zanim znaleźliśmy metr kwadratowy miejsca między brzuchem niemca i nogą włocha na rozłożenie karimaty. Dzieci z miejsca weszły do wody gdzie spędziły następne cztery godziny z okładem
Sama plaża faktycznie piękna, widok gór schodzących do morza niesamowity.
Tylko ludzi mogło być mniej
Po plaży kolejny ciężki wybór czyli co by to zjeść.
Po pizza'ch z dni poprzednich moja żona twardo stwierdziła że ma być ryba !
Poszliśmy więc na poszukiwanie ryby
Chodziliśmy przez dobrą godzinę, kolejne knajpki odpadały w ostrej selekcji małżowinki, dzieci z mężem niemal bunt podniosły, komentując rzeczony proces selekcyjny coraz bardziej niewybrednymi słowami, gdy wreszcie cud się stał i knajpa rybna została wybrana. Nie podam Wam jej nazwy (Alzheimer
), ale dośc powiedzieć że ceny dań były trzycyfrowe (nie zawsze z jedynką na początku) ale z głodu i zmęczenia machnąłem na to ręką.
Ryby dla nas jak podejrzewam łowiono i patroszono i dopiero przygotowano, sądząc po tym jak długo czekaliśmy. Efekt jednak - uczciwie mówiąc - był super. Ja zjadłem z wielkim smakiem. Żoną z córką jeno spróbowały, wychwalając dania pod niebiosa gdy nastąpiła kolejna katastrofa.
Nie wiem skąd i jak i czemu, ale nagle przy naszym stoliku, nad naszymi daniami pojawił się dosłownie RÓJ os. Żona z córką (obie z alergią na jad osy) dostały małego ataku paniki, kelnerzy nagle zaniewidzieli nasz stoli i omijali go szerokim łukiem, goście zaś z sąsiednich stolików błyskawicznie płacili rachunki i uciekali. Restaurację dosłownie wymiotło w ciągu pięciu minut. Skończyło się na tym że ja zjadłem, one spróbowały i uciekły, a ja przez resztę dnia słuchałem jakie to chamstwo że obsługa restauracji zostawiła nas samym sobie i nie pozwaliła im skończyć delicji rybnych.
Czyli kolejny spory hufnal do chorwackiej trumny.