napisał(a) Mdziumka » 29.10.2008 11:14
Wspomnienia dobra rzecz
.
Jeszcze kilka fotek z Korczuli:
Oczywiście nie może zabraknąć domu Marco Polo
Przyszła nareszcie pora wyruszyć do Dubrownika. Dzięki Wam wiemy, że trzeba tam dojechać w miarę rano, aby uniknąć skwaru, no i spokojnie zaparkować. Zarządziliśmy pobudkę na koszmarną godzinę 3.30. O dziwo nikt nie protestuje. Na campingu wszyscy jeszcze smacznie śpią, więc poruszamy się cichuteńko. Na drodze ani żywego ducha. Tylko przerażony zając miota nam się przed maską, nie bardzo wiedząc w którą stronę ma uciekać. W Dubrowniku jesteśmy przed godziną ósmą. W porcie widzimy Królową Wiktorię. Jest naprawdę wielka. Jej gabaryty robią na nas duże wrażenie.
Miejsce na parkingu znajdujemy w miarę blisko Bramy Pile, czyli głównego wejścia do Starego Miasta. Trzeba mieć przy sobie drobne monety, żeby zapłacić za parking. Płaci się z góry, należy przewidzieć ile czasu zajmie zwiedzanie. Jeżeli skończy się czas, trzeba przyjść i dopłacić. Oczywiście nie mamy monet, lecę więc rozmienić kuny. Najbliżej była piekarnia, a na drzwiach oczywiście kartka, że pieniędzy nie rozmieniają. Musiałam kupić każdemu po burku.
Jeszcze w samochodzie, jadąc do Dubrownika czytam chłopakom historię miasta. O trzęsieniu ziemi z 1667 roku, o wojnie i zniszczeniach. Podaję ciekawostki o piaskowcu wydobywanym na Korczuli i Braczu, który posłużył do budowy a później odbudowy domów i ulic. Gładko idzie mi opowieść o dachówkach formowanych ręcznie na własnych udach przez gliniarzy- tak się zapędziłam w słowotoku, że nawet nie zauważyłam błędu, dopiero śmiech mojej rodzinki sprowadziła mnie na ziemię. Później z zainteresowaniem oglądaliśmy te dachówki wypatrując na nich śladów rąk, widocznego przeciągnięcia palcem.
Po minięciu bramy od razu na naszej drodze staje Wielka Fontanna Onufrego. Podobno, żeby spełniło się marzenie, należy zmoczyć ręce pod każdą z 16 masek, które znajdują się dookoła fontanny. W innym przewodniku czytamy, że należy napić się wody spod każdej maski. Leszek jest przezorny i dlatego robi tak i tak.
Kupujemy bilety i wchodzimy na mury miasta. Taki wczesny przyjazd ma też swoje złe strony- elektroniczne przewodniki po polsku nie są jeszcze naładowane. Musimy radzić sobie sami. Na szczęście jesteśmy zaopatrzeni w słowo pisane. Idziemy i oglądamy, oglądamy i idziemy, a potem znowu idziemy, idziemy. I tak 1940 metrów. Zaglądamy w wąskie uliczki, podziwiamy ogromne ilości zieleni zgromadzone na niewielkim skrawku ziemi, Filip wypatruje i oczywiście fotografuje dubrownickie koty.
I całujące się gołąbki
Ciąg dalszy oczywiście nastąpi
Ostatnio edytowano 22.06.2009 23:27 przez
Mdziumka, łącznie edytowano 1 raz