napisał(a) Aglaia » 08.07.2020 08:03
Kolejny dzień to niestety pożegnanie z WW. Rano pakujemy manatki i jedziemy na lotnisko. Samolot startuje o czasie za to na miejscu jest prawie godzinę wcześniej – efekt silnego wiatru w plecy. Jedyny ciekawy widok z góry to Andy w pobliżu Santiago.
Ponieważ cały dzień poświęciliśmy na podróż chciałabym trochę podsumować nasz pobyt na Wyspie i przekazać kilka praktycznych rad – kto wie może kiedyś komuś się przydadzą.
WW była naszym głównym celem podczas tego wyjazdu. Zobaczyć to miejsce to było jedno z naszych największych podróżniczych marzeń i bardzo się cieszymy, że się udało.
Nie ma co ukrywać, że dotarcie na WW to wysiłek głównie w aspekcie finansowym. Loty do Santiago tanie nie są. Przelot na WW również nie należy do najtańszych. Na trasie operuje jeden przewoźnik (chilijski LATAM) oferując 1-2 loty dziennie z Santiago i jeden lot w tygodniu z Tahiti. Jak ktoś ma dużo wolnego czasu może pokusić się o podróż wojskowym statkiem, który podobno zawija na wyspę raz na ok tydzień. Za całą naszą rodzinę bilety z Santiago ustrzeliliśmy w cenie ok 7k co było naprawdę dobrym wynikiem. Bardzo pomogła nam w tym apka Hopper, która w odpowiednim momencie dała cynk – „kupuj bo taniej nie będzie”. Gdybyśmy mieli trochę mocniejsze nerwy można było jeszcze trochę poczekać i kupić bilety za ok 6k ale ponieważ wcześniej ceny oscylowały wokół 12-14k to 7k wydało nam się naprawdę atrakcyjne
. Bilety trzeba kupować na chilijskiej stronie LATAM – są mniej więcej o 1/3 tańsze niż wtedy gdy wybierze się stronę dla obywateli UE…
Miejsc noclegowych na wyspie jest naprawdę dużo i oczywiście tanie nie są. Nasz bungalow kosztował ok. 550 zł. /noc i jak na ten standard była to cena przyzwoita.
Po wyspie można poruszać się wypożyczonym autem (ok 250 zł./doba – wszystkie wypożyczalnie mają z grubsza ten sam cennik i taką samą stajnię) albo rowerem (ok 80 zł./doba). Jest też opcja na motocykl albo quad ale tej nie rozważaliśmy. My zdecydowaliśmy się na samochód (na dodatek wypożyczony od naszego gospodarza więc trochę taniej niż w wypożyczalni). Mocno rozważaliśmy rower ale 3 rowery + przyczepka dla najmłodszej dawały już cenę auta więc wybór był raczej jasny…
Wstęp do Parku Narodowego na 10 dni to wydatek 80 USD/osoba (dzieci poniżej 6 lat gratis, powyżej 50% tej ceny). Wydatek jest nieunikniony bo żeby zobaczyć jakiekolwiek moai z bliska trzeba się wylegitymować biletem. Jedynie do Tahai jest też dostęp bez bramek chociaż nie jest to chyba do końca legalne. Bilety kupuje się na lotnisku po przylocie (długa kolejka) albo w „biurze” parku w Hanga Roa (bez kolejki – godziny pracy zmienne; otwierają nie wcześniej niż o 10 w końcu to już nawet nie Ameryka Południowa a Oceania
).
Jak można się spodziewać – na takim odludziu wszystko jest mega drogie dlatego wszystko co się da i się zmieści do bagażu lepiej przywieźć z kontynentu. A nie da się właściwie tylko świeżych owoców i warzyw.
Jeśli chodzi o czas potrzebny na zobaczenie wyspy. Nie jest ona duża – dysponując samochodem można by wszystko objechać nawet jednego dnia – pytanie tylko po co się tak spieszyć. Uczciwie oceniając nam zabrakło tak 1 dnia żeby zobaczyć wszystko to co chcieliśmy. Przede wszystkim zabrakło nam wejścia, na któryś z wulkanów (Rano Raraku albo Terevaka). Pół dnia uciekło nam przez opóźnienie samolotu. Gdybyśmy umieli przewidzieć, że sytuacja w Santiago nadal będzie wyglądała kiepsko zostalibyśmy jeden dzień dłużej na WW – jednak jak się zorientowaliśmy koszt przebukowania biletów był już bardzo wysoki. Tak więc wyszło jak wyszło. Warto wybrać się też na pokaz lokalnych grup tanecznych – te niestety zaczynają się dość późno wieczorem (najwcześniejsze było chyba o 21) – dla naszych juniorów to już niestety środek nocy. Może gdybyśmy zostali dzień czy dwa dłużej udałoby się ułożyć bardziej luźny plan na dzień i tym samym zebrać siły na wieczorne show.
Ale i tak jesteśmy mega zadowoleni, że udało nam się tam dotrzeć
.